piątek, 11 lipca 2014

Od Cassandry

   Rano nieumalowana i niewyspana siedziałam przy śniadaniu i słuchałam celowego fałszowania Joego do jakieś piosenki w radiu, której nie cierpiał (podobno wykonawcy też - który zmarł paręnaście lat temu). I mimo iż cały czas byłam nabuzowana, rozbawił mnie.

http://media.giphy.com/media/aljU240o6ZeKI/giphy.gif
- A teraz powiedz mi moja droga co cię trapi? - spytał poważnym tonem. Kiedy indziej parsknęłabym śmiechem, ale teraz natychmiast się zdenerwowałam. Wstałam przechadzając się po kuchni i wylewając z siebie potoki słów.
- Jestem już tym zmęczona. Zawsze jak ucichnie jakaś afera, to musi powstać druga. Na dodatek Cinna jest ciągle zagoniony, ma mnie zupełnie gdzieś - rozżalona usiadłam naprzeciwko Joego i mruknęłam - Może myślę egoistycznie... Ale czasem nachodzą mnie myśli, że chciałabym mieć zwykłego, najnormalniejszego chłopaka, nie żadnego wilkołaka. Gdyby Cinna był tylko tym wilkołakiem... Ale on w dodatku jest alfą. Dwoi się i troi, aby każdemu dogodzić, ale dla mnie nie ma czasu - zakończyłam zrezygnowana i oparłam brodę na złożonych rękach na stole.
Joe podrapał się po głowie.
- Ciężka sprawa - mruknął - W sumie, to zrozumiałe, że chciałabyś mieć go tylko dla siebie... Ale jak wspomniałaś Cas, jest alfą. A teraz ta jego eks wojuje na jego terytorium.
Zadrżałam ze złości.
- Nawet mi nie mów! Czasem mam jej ochotę skręcić łeb... Ale wiem, że jest silniejsza ode mnie - zgrzytnęłam zębami - Ojciec posłał mnie na treningi co prawda, ale to było dawno i zresztą... - niezbyt mi się to spodobało - zakończyłam.
- To może... powinnaś je wznowić?
- To nie dla mnie Joe - szepnęłam - Jestem wyrzutkiem aniołów. Nawet nie mam specjalnych zdolności, może trochę lepiej widzę, słyszę, czuję i z natury szybko biegam. Ale nic po za tym... Czasem się zastanawiam, czy nie lepiej pójść w ślady Elise...
Joe pokręcił głową.
- Przestań Cassie, nie dobrze jest rezygnować z tego kimś się jest.
I nagle do pokoju wszedł Cinna, a za nim moja siostra. Nadal miała czerwone oczy od płaczu. Zakrztusiłam się chlebem, który właśnie żułam. Matko, to Cinna, a ja siedzę tu w proszku, nieumalowana i w piżamie.
- Cassie, musimy pogadać - powiedział poważnie, a coś w jego oczach mówiło mi, że tu nie chodzi o żadne pierdoły i problemy takie jak ja mam - nieumalowanie czy nie ubranie się w codzienny strój.
 Odłożyłam kanapkę i wyszłam za nim bez słowa zachodząc o głowę co chce mi powiedzieć.
 Gdy zamknęliśmy się sami w salonie, Cinna przechadzał się koło okna, a potem wyszeptał.
- Muszę ci coś powiedzieć...
Mimowolnie nogi się pode mną ugięły i usiadłam, choć zaraz wstałam. Mój umysł i serce mimowolnie przygotowały się na najostrzejszy krok.
- Cassie... Posłuchaj. Wiesz, że dzieje się źle, bo Victoria kłusuje ze swoją grupą na naszym terenie i nęka... nie tylko nas, ale i ludzi. Postanowiłem... To znaczy, postanowiliśmy wszyscy... że najlepiej by było, gdybym... gdybym do niej wrócił - wyrzucił z siebie, a mi omal nie stanęło serce.
- Wrócił? - powtórzyłam bezmyślnie.
- Tak, Cassandro - powiedział bezbarwnym głosem, a w jego oczach zobaczyłam cierpienie - Musi pomyśleć, że znów ją kocham, aby przestała się na mnie mścić... i żeby nie zaczęła wyżywać się na tobie. Wiesz, że cię kocham i jesteś dla mnie najważniejsza... Jednak musimy przestać się spotykać na pewien okres czasu.
Jego słowa nie docierały do mnie. "Przestać się spotykać", "przestań się spotykać", "przestać się spotykać". To zdanie dudniło mi w głowie, obijając się boleśnie o czaszkę. Oczy zaszły mi łzami, jednak nie mogłam sobie pozwolić na okazanie słabości. Skinęłam głową i powiedziałam cicho, w obawie, że załamie mi się głos.
- Jak tam Paul? - nie patrzyłam na niego.  Po prostu nie dałam rady. Wiedziałam, że za chwilę pęknę i rozryczę się, dlatego zbierałam się do wyjścia.
 - Lepiej - odparł bezbarwnym głosem, tak obcym od tego dobrze znanego mi i czułego głosu mojego ukochanego. Przestałam nad  sobą panować i szybko wybiegłam, potrącając po korytarzu Elise i Joego. Nie wiedziałam, czy ta pierwsza wiedziała o tym, że Cinna ze mną zerwie.
  Gdy wpadłam do pokoju nie wyszłam z niego do wieczora. Cały czas ryczałam. Ble ble ble - sru tu tu tu. Byłam najważniejsza? Kochał mnie? To po co zerwał?!




https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBIL_wQ060-pFc6A-jfWnVDgVy_kNytPGFEyDjNuto1QU4exQQTFTU9YUsBqtxYocZMlrbcIsNynQjGn42CWWcE4P0bbSSgZ5WMqT_ciYvs8M1Iur1RpgihHcyEUUPwiR6oUc7Lv5D10i5/s1600/tumblr_ma96uza2lO1r2nqjxo1_500_large.gif
Nie dałam rady wstać, ba nie miałam ochoty zejść na dół. Wtuliłam się w poduszkę pragnąć ukoić swoje smutki we śnie.



























     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz