czwartek, 10 lipca 2014

Od Cassandry

  Naprawdę bardzo martwiłam się o Sam. Tyle razem przeżyłyśmy... Bardzo ją polubiłam i ze zwykłej koleżanki ze szkoły, stała się dla mnie najlepszą przyjaciółką. Przyklejałam nos do szyby, gdy nagle kontem oka zobaczyłam przystojnego mężczyznę zmierzającego w moją stronę. Odwróciłam się i rzuciłam się na niego. Syknął lekko.
- Przepraszam, przepraszam - pisnęłam patrząc na niego.
- To nic takiego - mruknął uspokajająco.
- Jak nic takiego! Przecież widzę, że ten nieobliczalny kretyn zrobił ci coś! - mówiłam szybko zdenerwowana. U Elise zdenerwowanie objawiało się przez trzęsienie się jej rąk. Ja zaś zawsze wtedy mówiłam bardzo szybko wylewając z siebie potok słów. Tak było i tym razem - Nie pójdziesz tam, nie wrócisz do tego lasu, choćby nie wiem co się stało, nie wypuszczę cię rozumiesz?! Nie chce, żeby ten rozszalały pajac coś ci zrobił, po prostu bym tego nie przeżyła!
- Cassie... Cassie.... - próbował mi przerwać łagodnie Cinna, ale ja peplałam dalej.
- To jest jakiś wariat, zazdrosny o Joego, no i co z tego, być może Elise woli jego, ale to nie oznacza, że od razu ma rozwalać wszystko i wszystkich dookoła.
- Cassie...
- Niech go inni zamkną w jakieś izolatce, ale ty nie proszę cię, widzę przecież jaki jesteś cały zadrapany i nie wiadomo co jeszcze, wszędzie masz siniaki, Sam też jest poturbowana, nie pozwolę żebyś pogorszył swój stan, no po prostu nie!
W pewnym momencie Cinna zamknął mi usta pocałunkiem. Westchnęłam cicho i wymamrotałam płaczliwie.
- Kocham cię... Nie chcę cię stracić...
- Ja ciebie też kocham Cassie... zabójczo.
Ostrożnie objęłam go i przeczesałam mu z czułością potargane włosy. Znów się rozkleiłam, szlag! Gdy po długiej chwili się od siebie odsunęliśmy, Cinna powiedział.
- Muszę tam wrócić Cass.... ale posłuchaj mnie.
- Nie! - zaprotestowałam płaczliwie.
- Cassie....
- Nie wrócisz tam!! - prawie krzyknęłam.
- Jestem alfą Cassie... Przywódcą. Nie mogę zostawić chłopaków bez starcia... Paul też się zaraz zwija. Musimy go złapać, zanim wyrządzi krzywdę komuś innemu.
- Nie, nie, nie - nadal powtarzałam jak w gorączce. Oszalałej z miłości wpadło mi na myśl, żeby wepchnąć go do składzika na środki czyszczące, zamknąć i wypuścić dopiero, gdy schwytają szaleńca. Lubiłam Isaaca... Kiedyś. Ale po tym co zrobił Elise... Sam.... I mojemu Cinnie... Nie mogłam mu tego zapomnieć, niezależnie w jakim stanie psychicznym był.
- Cassie, chyba mnie nie doceniasz - powiedział łagodnie - Dam sobie radę...
- Cinna! Zrozum! Może i jesteś najsilniejszy... najzwinniejszy...  i jesteś tym cholernym alfą. Ale to nie jest coś  z czym można walczyć, nie rozumiesz tego ty głupi pajacu?! - prawie wrzeszczałam. Ludzie bezczelnie gapili się na mnie, jakaś pielęgniarka właśnie szła w moją stronę, zapewne by mnie uciszyć, ale nie obchodziło mnie to. Ona nie rozumiała. Nikt nie rozumiał. Wiedziałam, jak to jest stracić. Straciłam matkę... niedawno ojca. Sam leżała za ścianą, Elise była chora na raka, a teraz ma demony na karku. Nie chciałam, by jeszcze jeden mój bliski cierpiał. Jednak po chwili zrozumiałam, że nic nie zdziałam. Nawet jeśli kazałabym mu przy sobie zostać, a on zapewne spełniłby moją prośbę - byłby zły na mnie i chociaż starałby się tego nie okazywać - był. Nie mogłam mu zabraniać pójścia tam... Zdałam sobie sprawę, że jestem straszną egoistką, bo boję się, że gdy stracę Cinnę zostanę sama.
  Cofnęłam się o krok, zawiesiłam głowę i westchnęłam.
- Jeśli musisz to idź - szepnęłam zrezygnowana.
- Dziękuje Cassie, dziękuje - powiedział cicho - Zobaczysz, nic mi nie będzie.  Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham Cinnna - powiedziałam płaczliwie - I mam nadzieję, że wrócisz cały.
Pocałował mnie, objął i już go nie było. Postanowiłam zostać jeszcze z Sam. Paul widząc, że zostaje z nią, powiedział, że wraca za parę godzin, a jakby się obudziła, to żebym jej przekazała, że ją kocha. Pożegnałam się z nim i z westchnięciem opadłam na krzesło.
  Teraz muszę czekać. Tylko to mi zostało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz