czwartek, 17 lipca 2014

Od Elise

-Czy muszę ja iść na pierwszy ogień?-Spytała lekko przerażona Sam.-Ona mnie zabije!
-Nie, nie zabije. Jesteś tu po to, żeby jej pomóc.-Mówi Alex z uśmiechem.
Jednak kiedy pojawił się Will, mina mu zrzedła. Wbił w niego wzrok, a ja obserwowałam Sam i Gusa, który właśnie się wtrącił.
-Jeśli nie chce, to niech tego nie robi.-Wtrąciłam się wreszcie.-Coś się jej stanie...
-Mam to gdzieś, co jej się stanie.-Wzruszył ramionami Gus.
-Dzięki...Niezły z ciebie kumpel.-Skomentowała Sam.
-Przepraszam, ale ostatnio mi odbija... No, dawaj śliczna.A ty Joe, wiesz co masz robić.
Kiwnął głową i stanął przy mnie. Skupiłam się i zaczęłam używać tej mocy, która sprawiała mi dużo kłopotów ostatnio. Ta cała szopka jest po to, żebym nikogo nie pozabijała a potem nie obwiniała siebie i nie rzuciła się zrozpaczona w przepaść - Tak to ujął Alex.
Już po chwili Sam upadła na ziemię, ale nie cierpiała. Teraz miałam kontrolę, nie chciałam, by coś ją bolało, ale za to sprawiłam, że upadła. Potem było gorzej, straciłam kontrolę nad sobą i Sam zaczęła krzyczeć i miotać się na wszystkie strony.Zaczęły pękać żarówki - to oznaka, że jestem coraz silniejsza. Było gorzej niż poprzednio, tylko teraz naprawdę chciałam ją zabić. Gus kiwnął do Willa a on stanął przede mną i zaczął mnie uspokajać. Nie wiem na czym to polegało, ale po prostu powoli mi przechodziło.
W końcu... to coś minęło. Wyszłam z ''transu'' i było lepiej. Otrząsnęłam się i wszystko ustało.
-Trzeba jeszcze nad tym popracować.-Skomentował Gus.
-To nie za wiele?To już trzeci raz dzisiaj.-Odezwał się Will.
-Nie. Elise musi przestać, bo inaczej... wiesz co będziemy musieli zrobić, a ty nic na to nie poradzisz. Taki jest nasz obowiązek, będziemy musieli ją po prostu zabić.
Will spuścił wzrok. Wzięłam głęboki wdech. Związałam włosy i spojrzałam na Gusa.
-No to jedziemy...
-To jest ryzykowne.-Wtrąciła się Kate która nagle się zjawiła.-Gdybym się tym sama zajęła, byłoby prościej.
-Gdybyś ODPOWIEDNIO się tym zajęła, to by nie zabijała wiedźmo.-Syknął Will.
-Ty pieprzon...
-On ma rację, Kate.-Odezwałam się wreszcie.-Mogłaś, ale tego nie zrobiłaś. Spieprzyłaś to, zdarza się. Ale teraz pomóż mi z tego wyjść.
Zmierzyła mnie wzrokiem i milczała.
To samo, zamknęłam oczy i teraz zaczęłam od Alexa. Sam się zgłosił na ochotnika, dziwiło mnie to. Jednak tym razem było lepiej, o wiele lepiej. Otworzyłam oczy i spojrzałam Willa.
-Kontrolowałaś ją?-Odezwał się Zed do Kate.
-Nie. Ja nic nie robię, skądże!
Zed bez słowa spojrzał na mnie badawczo.
-To działa... Doskonale. A ty wiedźmo jeszcze raz coś przy niej zmajstrujesz, to...
-To co mi zrobisz?-Kate wyśmiała Alexa.
-Kate, myślę, że na razie jesteś zbędna.-Spojrzałam na nią a potem na ścianę.
Kate bez słowa wyszła, a za nią reszta.Usiadłam koło Willa. Nie wiedziałam, czy coś z tego wyjdzie... Czy uda mi się zapanować nad tym.
-Uda ci się.-Uśmiechnął się Will.
-Tak myślisz?
-Mhm.-Kiwnął głową.-Cass jest w ciąży.-Westchnął.-Ale z Cinną!-Dodał widząc moją minę.
-Mam nadzieję, że wyprowadzi się do Cinny z dzieckiem...
-Nie lubisz dzieci?
-Nie.-Wzruszyłam ramionami.-Nie kręci mnie od rana do nocy zajmowanie się bachorkami.
Roześmiał się.
Bai wskoczył na kanapę i położył się między mną a Willem. Spojrzałam na niego i pogłaskałam go, a on wtedy dostał niezłej głupawki. Zaczął biegać po nas i szczekać. Usiadł na kolanach Willa a potem na moich. Zbiegł z kanapy i pobiegł gdzieś przed siebie.
-Nie chce mi się wierzyć, że Klaus nie zrobi ci krzywdy.
-Ma tysiąc lat... Czarownice i wilkołaki znają go nie od dziś... Myślę, że się boi. Nie chce umierać, poza tym był zamknięty w grobowcu przez czterysta lat...
-Dlaczego?
-Nie znam dokładnie tej historii, ale wiem, że zalazł wiedźmom za skórę... Zamknęły go więc na czterysta lat, ale ktoś go obudził.
-Skąd o nim tak dużo wiesz?
-Trudno nic nie wiedzieć o wampirze, który żyje tysiąc lat. Poza tym, Kate mi opowiadała.
-Klaus i Victoria coś knują.
-Wątpię, że Klaus traktuje ją na poważnie. Ruda jest z nim, bo się go boi.
-Dowiem się czego chcą.
No i... Powiedzieć mu? Tak, powiedz...-Pomyślałam.
-Ja wiem, czego chcą Will.
Spojrzał na mnie pytająco. Westchnęłam i spuściłam wzrok.
-Mam moce... Których żadna istota na świecie nie posiada naraz. Klaus mając mnie jako wampirzycę, da mi wybór... Albo oddam mu je dobrowolnie, albo będzie mnie torturował aż mu ich nie oddam. Masz odpowiedź...
-Po co tu był?
-Zobaczyć mnie? Nie wiem. Ale myślę, że prędko nie wróci. Otoczona wilkołakami,tobą i najsilniejszą czarownicą w kraju na razie jestem bezpieczna.
-Nie na długo.
-Skąd wiesz?Victoria i tak długo nie pożyje, jeśli mu ucieknie przyjdzie tutaj. Coś mi zrobi, wtedy Klaus sam się nią zajmie, pewnie będzie chciał ją zabić. Ona będzie mu uciekać... Ruda jest tchórzem, więc tylko trzeba ją nastraszyć.
Pokręcił głową ze śmiechem.
-Masz już cały plan, co?
Uśmiechnęłam się.
-Myślę logicznie.
-Zawsze myślisz logicznie. To świat nadnaturalny, tutaj nie ma logiki...
-Ale starałam się żyć normalnie, widocznie nie jest mi to pisane. Co jeśli... znów zachoruję?
-Nawet tak nie mów...
-Mówię poważnie. Wszystkie twoje decyzje... odnośnie mnie... to co straciłeś... Pójdzie w cholerę.
-Nie zachorujesz, jeśli tak, to nie pozwolę ci odejść, rozumiesz? Kate ci pomoże.Nie jesteś czasem nieśmiertelna dzięki czarom Kate?
-Jestem... Ale... No fakt... Zapomniałam o tym... Skąd to wiesz?
-Nie tylko ty lubisz podsłuchiwać.-Mrugnął do mnie.
Usiadłam mu na kolanach i uśmiechnęłam się.
-Co sie tak uśmiechasz?
-Bo Cię bardzo kocham.-Szepnęłam i pocałowałam go namiętnie.
Wstał, a ja oplotłam go nogami w pasie. Całowaliśmy się mocniej, posadził mnie na blacie w kuchni, zwaliłam z niego wszystko co się tam znajdowało. Jakaś plastikowa miska, szklanka, książka...
Will uśmiechnął się tylko i powiedział.
-Aż tak ostro?-Zaśmiał się.-A jak ktoś wejdzie?
-To wyjdzie.Lubię na ostro.-Wzruszyłam ramionami i dalej go całowałam.
Poszedł trochę niżej, na szyję. Mimo tego zapragnęłam by mnie całował w usta, więc się tym zajęłam.
Will ruszył w stronę schodów, dalej się całowaliśmy. Brakowało mi już oddechu. Zauważył to widocznie, więc zajął się szyją. Kiedy byliśmy na górze w korytarzu, wpadłam na złośliwy pomysł. Co jakiś czas opieraliśmy się o ścianę całując, a kiedy byliśmy przy łazience z uśmieszkiem odsunęłam się od niego.
-Dzięki za odprowadzenie do łazienki.-Mrugnęłam do niego a on się roześmiał.
-To nie koniec. Poczekam, aż wyjdziesz.
-O ile wyjdę.-Odwróciłam się tak, że oberwał moimi włosami.
-A więc lubisz na ostro?-Zaśmiał się i nie mógł przestać.
Jednak ja zachowałam poważną minę.
-Tak, lubię.
Weszłam do łazienki pod prysznic. Kiedy wyszłam z łazienki rozejrzałam się. Nigdzie nie widzę Willa, a więc widocznie śpi, albo wyszedł. Poszłam na dół coś zjeść, a wtedy poczułam oddech na swojej szyi. Uśmiechnęłam się jedząc kanapkę.
-Jednak nie zniknąłeś.
-Nie mógłbym.-Szepnął.
Kochałam go... bardzo. Nie chciałam, żeby cokolwiek, lub co gorsza - ktokolwiek - zepsuł mi to, co dopiero się zaczęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz