piątek, 18 lipca 2014

Od Elise

Will gdzieś wyszedł, a w tym czasie ja i Cass rozmawiałyśmy. Ona piła tą swoją kawę, a ja piwo. Od razu się dziwnie na mnie spojrzała.
-No co?-Zaśmiałam się.
-Od kiedy wróciłaś od wilkołaków zaczęłaś chlać piwo codziennie.
-No daj spokój, nie tak codziennie.
Uśmiechnęła się i zamyśliła.
-Cieszysz się, że będziesz miała bachorka?-Uśmiechnęłam się złośliwie.
-Ha ha ha. Teraz już nie mam wyjścia, pewnie z czasem się przyzwyczaję do tej wiadomości... A ty?
-Co ja?
-Cieszysz się, że będziesz ciocią?
Parsknęłam śmiechem.
-Sorry Cassie, ale nie za bardzo przepadam za dziećmi. Ale poudawajmy, że baaardzo się z tego cieszę.
-Jesteś okropna.-Dała mi kuksańca w bok.
-Szczera, a to co innego.
-Jak ci się układa z Joe?
Zaśmiałam się i opadłam na oparcie.
-Nic ci nie powiem stara. Nie ma mowy.
-No a...
Uratowało mnie pukanie do drzwi. Wstałam, a przede mną stała Sam. Już nie bała się, że ją skrzywdzę, lub co gorsza zabiję.
-Jest Cass?-Spytała uśmiechnięta.
-Jest.
-Gdzie?!
-W kuchni.-Zaśmiałam się i zrobiłam jej miejsce by przeszła do korytarza.
Ona jak torpeda wystrzeliła do kuchni i rzuciła się na moją siostrę. Usiadłam na krześle przyglądając się im. No i Sam kiedy już wygadała się Cassie wstając z krzesła porwała mi butelkę piwa i sama zaczęła pić.
-Ale super! Jesteś w ciąży!
Cass spiorunowała mnie wzrokiem a ja podniosła ręce.
-Nie ja jej powiedziałam, wiń kundle.-Uśmiechnęłam się.
-Och! Cinna i jego wilki mnie wykończą... Wszyscy już wiedzą!
-Gdybyś sama im powiedziała, wyściskali by cię na śmierć.-Wzruszyła ramionami Sam.
-Gdzie Paul?-Spytała Cass zmieniając temat.
-Z chłopakami gdzieś w mieście. Szaleją.
-A jak jakaś ci poderwie Paula?
-Nie ma opcji, jest wpojony. Beze mnie nie przetrwa dnia, muszę się z nim widywać.
-Przymus?-Odezwałam się z uśmiechem i wyrwałam jej butelkę piwa.-Oddawaj...
-Nie, żaden przymus! Po prostu... No kochamy się. Nie chcę być bez niego nawet dwóch dni, jeden dzień to już w ogóle po godzinie o nim nie mogę przestać myśleć.
-Mhm.-Kiwnęłam głową.
-Mam pomysł!-Wybuchnęła nagle Sam.
-Jestem ciekawa jakiż to pomysł objawił się w twej główce.-Spojrzałam na nią z uśmiechem.
-Jutro jest jakiś festiwal, jestem tam kapitanem drużyny cheerleaderek... Chodźcie ze mną!
Wpadłam w histeryczny śmiech i kiedy ogarnęła mnie ręka Cass uderzająca lekko w moją głowę, wyprostowałam się i chowałam z trudem uśmiech.
-Co cię tak bawi?-Spytała Sam.
-Nic. Po prostu... Nie ma mowy, nie ubiorę się w kiczowaty strój i nie będę paradować na jakimś festiwalu jak idiotka.-Zerknęłam na Sam.-Sorry. Nie chodzi mi o ciebie. -Uśmiechnęłam się.
-To jak Cass?-Zwróciła się do siostry.
-Nie mogę. Jestem w czwartym miesiącu, zapomniałaś?
-A kto powiedział, że masz skakać i ''paradować''-Spiorunowała mnie wzrokiem.- w jakimś stroju jako cheerleaderka? Będziesz głosować na moją grupę wraz z Elise.
Zaśmiałam się.
-Prędzej świnie zaczną latać.Nie lubię festiwali.
-Chociaż udawaj, że jesteś moja przyjaciółką.-Mówi Sam.
-Jestem twoją przyjaciółką,prawdziwą... ale to naprawdę mnie bawi.
-Prowadzisz.-Zarządziła Sam.-Piłaś mało, więc nic nie szkodzi. Poprowadzisz.
Przewróciłam oczami i westchnęłam.
-Dobra, idę poszukać kluczyków.
-Zgubiłaś?!
-Nie.-Wzruszyłam ramionami.-Leżą gdzieś...
-Gdzieś...-Parsknęła Sam.
-Uspokójcie się wreszcie!-Wybuchnęła Cass.
-Dooobra...-Szepnęła Sam.
Kiedy znalazłam kluczyki od razu dziewczyny zebrały się do samochodu. Jeśli Sam miała pomysł, to musiała go wykonać, no więc... Nie było sensu się z nią sprzeczać...
-Podoba mi się tu.-Mówi Cass z uśmiechem.-Festiwal w takim fajny miejscu...
-No, a na moje szczęście jest i piwo.-Uśmiechnęłam się do Cass.
Ona udawała, że tego nie słyszała. Nie wiem czemu, ale nie lubiła kiedy piłam. Związałam włosy i zdjęłam kurtkę.
-Ale gorąco...
-Tak... Też zwiążę włosy.-Mówi Cass.
-A ja musze mieć związane... Idę się przebrać z dziewczynami.
Kiedy Sam wyszła ja i Cass trochę pogadałyśmy,pożartowałyśmy i nadszedł czas, żeby wyjść z samochodu bo robiło się naprawdę gorąco.
-Nareszcie dałaś się namówić na babski dzień...-Uśmiechnęła się Cassie.
-Po prostu mam dość siedzenia wśród wilkołaków.-Wzruszyłam.
-A Will?
-Ma swoich znajomych, a ja mam swoich. Zaczynają się wakacje, więc trzeba spędzić jakoś czas razem.-Mrugnęłam do niej.
-Co się z tobą działo? Słyszałam, że miałaś... problemy... Jakie to były problemy?
-Nie ważne, to minęło... Chyba.
-Jak to chyba?
-No normalnie... Ech... Nie ważne!
-Chcę wiedzieć, co mnie ominęło!
-Nic co by cię zainteresowało.-Mruknęłam wymijająco.
-Idę poszukać Sam. Dołączysz zaraz?
-Tak, tylko zobaczę gdzie jest piwo i przyjdę.
Zaśmiała się i odeszła. Kiedy szukałam ''budki'' z piwem, podszedł do mnie jakiś facet. Od razu wiedziałam, kto to.
-Klaus...-Szepnęłam.-Co tu robisz?
-Victoria tu jest, szukam jej.-Szepnął mi na ucho.
-Pewnie to kolejna bajka by mnie zaciągnąć i porwać.
-Nie. Skądże.
Parsknęłam śmiechem przechadzając się po zatłoczonym parku.
-Mam nadzieję, że nie jesteś tu sama.
-Spodziewałam się, że powiesz, że JESTEM tu sama. Ale nie, nie jestem.
-A twój ochroniarzyk jest obecny?
-Nie, nie ma go.
-Mhm... To dobrze, bo właśnie tu jestem, żeby nic ci się nie stało.
-To jest podejrzane... Czemu mnie tak przed nią chronisz?
-Bo jesteś najważniejsza w tym momencie, każdy chce mieć twoje moce.
-Victoria także?
-Ona chce się zemścić za byle co. A ja mam zamiar ukręcić jej łeb w staromodny sposób.
-Nie lubisz jej?
-Żadnego wampira nie lubię, oprócz siebie.
-Dziwne...-Wzruszyłam ramionami.
-Możliwe, ale nie masz podstaw, by mi nie ufać.Widze rudą...-Szepnął i podążył w głąb lasu.
Rzeczywiście, ujrzałam tylko rude włosy i szczupłą sylwetkę, czyli... nie kłamie. Może rzeczywiście na razie mnie chroni, ale to dla mnie jest naprawdę dziwne!
Rozejrzałam się i zobaczyłam Sam i Cassie jak rozmawiają. Podeszłam do nich jak gdyby nigdy nic.
-Co tam plotkujecie?-Uśmiechnęłam się.
-Obgadujemy przystojniaków.
-Och, widać jestem na pierwszym miejscu.
Zaśmiały się.
-Niby czemu?
-Bo też coś o mnie mówiłyście.
-Mówiłam, że jesteś bardzo męska.-Wyznała Sam.
-Dziękuję za komplement!Czemu jesteś dla mnie taka miła?-Roześmiałam się.
-Bo ten jeden dzień musimy być jakoś dla siebie... wiesz... Miłe.
-Ach, no tak..-Uśmiechnęłam się.
Cały dzień był doskonały. Sam wytańczyła swoje z grupą cheerleaderek, zajęły pierwsze miejsce w konkursie, a ja i Cass komentowałyśmy gościa przebranego za mrówkę. Nawet wyskoczyłam do kawiarni na drugą stronę do mojego starego kumpla Matta. Pytałam się go o pracę kelnerki, przecież trzeba zacząć zarabiać a potem załapię się na jakieś studia. Wraz z Cass rozmawiałyśmy o tym, pójdziemy do collage'u, zaczniemy studiować, tylko trzeba zebrać pieniądze na to wszystko.Nie wiem czy Cass będzie chciała pracować w tej kawiarni, ale Matt naprawdę dobrze płaci. A nawet przestało mnie obchodzić to, że był tu Klaus podążający za Victorią. Pewnie i tak ruda już nie żyje.

Kiedy odstawiłam Sam do domu, wróciłam z Cassie do naszego. Śpiąca siostra ruszyła do pokoju i od razu zasnęła, a ja jeszcze trochę posiedziałam w salonie. Will usiadł koło mnie i pocałował w ramię. Uśmiechnęłam się do niego.
-Ależ ja się za tym stęskniłam.-Westchnęłam.
-Za TYM, czyli za czym?-Uśmiechnął się.
-Za tobą.-Szepnęłam i pocałowałam go.
-Twoja siostra jest na górze.-Zaśmiał się kiedy usiadłam mu na kolanach.
-Nie obchodzi mnie to. Jak się obudzi, to wróci do łóżka.-Wzruszyłam ramionami.-Stęskniłam się za tobą, więc niech da nam chwilę prywatności.
Całowaliśmy się dość długo, ale kiedy do drzwi zapukała ta cała Cho, Will otworzył drzwi. Spiorunowała mnie wzrokiem i potem potulnie spojrzała na Willa, jednak... wyczuwałam tą złość.
-Możemy pogadać?
-Mów.-Wzruszył ramionami opierając się o drzwi.
Matko, jaki on seksowny...-Pomyślałam.-Ha! I nie wlizie mi do łba bo nauczyłam się blokować swój umysł tak, jak robiła to Victoria.Nareszcie wolne myśli...
-Nie przy NIEJ.
-Cho, zachowuj się jak dorosła.
Ja przyglądałam się jej z rozbawieniem. Wzruszyłam ramionami.
-No nic, widzę, że Cho chcę mieć ciebie dla siebie więc... znikam.-Pstryknęłam palcami i kiedy przechodziłam koło nich, namiętnie pocałowałam Willa. Widziałam jak na to patrzy Cho, była zła. O to mi chodziło. Ze złośliwym uśmieszkiem poszłam do pokoju. Ach, jak ja uwielbiam czasem tak podenerwować...!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz