sobota, 12 lipca 2014

Od Willa

  Gładko mi poszło. Victoria gdy zademonstrowałem jej mały pokaz "śmiercionośnych" ( w dosłownym sensie) umiejętności, po prostu zwiała razem z Isaackiem. Podszedłem szybko do Cassie i Cinny. On siedział koło niej pod ścianą, prawdopodobnie nieprzytomny. Nie dziwiłem się mu, gdy zobaczyłem ile ma ran na całym ciele. Zakląłem cicho. Kate wyraźnie zdenerwowana skakała koło niego, próbując go ratować. Ja popatrzyłem na Cassie. Była w dobrym stanie, ale miała pocięte nadgarstki. Przeciąłem sznur i zaniosłem ją do samochodu. Potem wróciłem po Cinnę. Zarzuciłem sobie rękę nieprzytomnego na barki. Ocknął się i dał rady iść, ale musiałem go podtrzymywać. Naprawdę był w kiepskim stanie.
   Gdy przywieźliśmy ich do szpitala, od razu się nim zajęli. Cinna od razu pojechał na sale operacyjną, widziałem jak reanimowali go po drodze, bo jego serce przestawało pracować. Nie wiadomo skąd pomknął na mnie mały pocisk. Stęknąłem cicho, gdy Elise z całej siły wpadła mi w ramiona. Odgarnąłem jej włosy z twarzy.
- Księżniczko, nie powinnaś leżeć w łóżku? - mruknąłem.
- Jak dobrze, że ci nic nie jest! - odparła ignorując mnie i zaczęła podnosić mi koszulę. Rozbawiony stwierdziłem, że wszyscy się na nas gapią, a ona dalej oglądała mnie ze wszystkich stron.
- Zaglądnij mi jeszcze do gaci - powiedziałem z przekąsem.
- Kusząca propozycja - odparła rozbawiona przestając mnie oglądać - Po prostu chciałam być pewna, że ta pinda nic ci nie zrobiła!
Teraz już i personel nas obserwował. Pociągnąłem ją więc do jakieś wnęki i mruknąłem rozżalony.
- Obchodzisz się ze mną jak z jajkiem!
- Oj tam oj tam... - odparła.
- Em... Muszę ci coś powiedzieć.
- Mam się bać? - spytała półżartem, jednak wyczułem w jej głosie obawę.
- To nic groźnego - zapewniłem ją rozbawiony.
- Jeśli zamierzasz mi wyznać miłość, pobiegnę po chusteczki - odparła.
Parsknąłem śmiechem.
- A kto tu mówił, że jestem Bezuczuciowym Palantem?
- Widzisz, mam moc zmieniania ludzi.
Znów się szczerze roześmiałem po czym powiedziedziałem.
- Widzisz... Ja nie mam na imię Joe... Tylko... Will.
Elise otworzyła szerzej oczy, a potem triumfalnie zawyła. Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Wiedziałam!!
- Wiedziałaś?! Wiedziałaś, że mam na imię Will?
- No nie... Ale zawsze Joe mi jakoś tak do ciebie nie pasowało... Za to Will pasuje idealnie.... Och William....! - zawyła teatralnym głosem, a ja parsknąłem śmiechem.
- Uważaj, bo zacznę żałować, że ci powiedziałem - mruknąłem - Ale dla innych zostaje Joe, kminisz?
- Kminie, kminie Williamie.
Jęknąłem.
- Will wystarczy.
- Dobrze... Williamie - odparła zgryźliwie.
Przewróciłem oczami i podszedłem z nią do sali, gdzie umieścili Cass.
- Dziękuję... Dziękuje, że uratowałeś moją siostrę - szepnęła i pocałowała mnie w policzek.
Potem już nie było tak kolorowo. Elise totalnie się załamała widząc cięcia na nadgarstkach Elise i jej wychudzoną twarz, a potem Cinnę na sali pooperacyjnej.
Pocieszałem ją jak mogłem, ale wiedziałem, że niezbyt jej pomagam. Elise myślała, że Cinna i Cassie są w dużo lepszym stanie, a tu... taka przykra niespodzianka. Miałem nadzieję, że szybko z tego wyjdą, a Victoria da sobie wreszcie spokój i nie będzie więcej nękać Elise ani jej bliskich.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz