Stałem nieruchomo ilustrując twarz Cho. Zastanawiałem się co naprawdę chodzi jej po głowie. Lee smętnie wisiał na trzepaku mrucząc sam do siebie, gdy nagle Cho wpadła mi w objęcia i pocałowała mnie. Byłem tak zszokowany, że zapomniałem jej odsunąć od siebie, a ona to mylnie zinterpretowała naciskając mnie bardziej. Westchnąłem w duszy. Co się może stać, jak ten jeden raz odwzajemnię jej pocałunek? Nie kochałem Cho i byłem pewny, że nigdy nie pokocham - była ładna, ale po prostu nie była w moim typie. Wiedziałem, że zobaczymy się za długi szmat czasu, dlatego nie chciałem być z nią wrogich stosunkach. Toteż w istocie Cho oderwała się ode mnie z błyszczącymi oczami. "Wybaczyła mi winy" dosyć szybko. Pożegnała się z nami i teleportowała się gdzieś.
- Jesteś naprawdę mistrzem wyrywania lasek - parsknął Lee - a szczególnie tych ŚMIERtelnych.
Wykonałem nieokreślony ruch rękom wyrażający poparcie.
Lee parsknął, a potem zapytał mnie wprost.
- Will... Czy łączy cię coś z tą śmiertelniczką? Więcej niż przyjaźń.
Parsknąłem śmiechem.
- Elise jest tak nieczuła na męskie podrywy, że nawet jakbym chciał, to miałbym próbować. Przed chwilą właśnie dała w mordę swojemu zalotnikowi, bo sypnął jej parę gorzkich słów. Niestety - to wilkołak.
- Uuuu - syknął Lee z współczuciem, a potem się zaśmiał - Pewne musisz spadać, bo twoja dziewczyna zwichnęła sobie rączkę.
Przewróciłem oczami i zignorowałem nazwanie przez niego Elise moją dziewczyną. Pożegnałem się z nim przez pokazanie "dobrodusznego faka" i w następnej sekundzie pojawiłem się koło skulonej na kanapie Elise. Z trudem powstrzymałem parsknięcie śmiechu.
- Dałaś w mordę wilczkowi? - spytałem ze śmiechem - Trzeba było to zostawić mnie. Na mnie jego żelazny opór nie działa.
Elise posłała mi mordercze spojrzenie.
- Zamknij się Black - wycedziła z trudem - I pomóż mi do cholery, bo zacznę żałować, że wybrałam cię na swojego Strażnika!
Nie odgryzłem jej się, że mam ją pilnować przed groźnymi demonami, a nie zemsty na kochasiu, tylko posłusznie pochyliłem się nad nią. Wziąłem jej rękę.
- Auaaaaa - syknęła.
- No muszę to zobaczyć - odparłem z przekąsem.
Przyjrzałem się ręce i westchnąłem.
- Będziesz mnie musiała całować - powiedziałem rozbawiony - Jak cię uleczę, to nie doczołgam się do cmentarza.
Elise pospiesznie cofnęła rękę, jednak po chwili ją wystawiłam.
- Dobra Black. Dla ręki poświęcę się i dotknę jeszcze raz twojej "blackowatej" gęby.
Zaśmiałem się cicho i skupiłem całą swoją wolę, na zwichnięciu w ręce. Czułem, jak cała moja moc i energia ze mnie wypływa, a ja robię coraz słabszy i słabszy... Po parunastu sekundach, ręka Elise była prawie wyzdrowiała.
- Trochę cię jeszcze poboli, tak jak siniak i przestanie - powiedziałem słabo i opadłem wyczerpany na kanapę obok niej. Elise przyjrzała mi się z troską, po czym przesunęła się do mnie i pocałowała.
Byłem tak zaskoczony, że przez chwilę nie wiedziałem co robić. Rzecz jasna żartowałem z tym całowaniem. Jasne, musiałbym siedzieć tu parę - paręnaście godzin i odzyskiwać siły... A tak to Evest bardzo mnie zaskoczyła... pozytywnie rzecz jasna. Nie czekając dłużej wybrałem tak jak zwykle mało istotne wspomnienia. Zostawały w jej głowie tylko cząstki z niej. Czyli np. gdy zabrałem jej wspomnienie o tym, jak rozbiła szklankę mleka, to w jej pamięci zostawało tylko... np. trzask rozbijanej szklanki.
Trwało to chwilę. Dostatecznie odzyskawszy minimum sił, które pozwalały mi nie zapaść w długą śpiączkę uśmiechnąłem się do niej. Elise ziewnęła i jak kot zwinęła się u mojego boku, po chwili zasypiając. Zarzuciłem na nią jeszcze koc, a sam wyczerpany oparłem głowę o oparcie... I zapadłem się w lekki sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz