środa, 9 lipca 2014

Od Willa

   Stałem nieruchomo ilustrując twarz Cho. Zastanawiałem się co naprawdę chodzi jej po głowie. Lee smętnie wisiał na trzepaku mrucząc sam do siebie, gdy nagle Cho wpadła mi w objęcia i pocałowała mnie. Byłem tak zszokowany, że zapomniałem jej odsunąć od siebie, a ona to mylnie zinterpretowała naciskając mnie bardziej. Westchnąłem w duszy. Co się może stać, jak ten jeden raz odwzajemnię jej pocałunek? Nie kochałem Cho i byłem pewny, że nigdy nie pokocham - była ładna, ale po prostu nie była w moim typie. Wiedziałem, że zobaczymy się za długi szmat czasu, dlatego nie chciałem być z nią wrogich stosunkach. Toteż w istocie Cho oderwała się ode mnie z błyszczącymi oczami. "Wybaczyła mi winy" dosyć szybko. Pożegnała się z nami i teleportowała się gdzieś.
- Jesteś naprawdę mistrzem wyrywania lasek - parsknął Lee - a szczególnie tych ŚMIERtelnych.
Wykonałem nieokreślony ruch rękom wyrażający poparcie.

 http://media.giphy.com/media/fgf7casy1CYXC/giphy.gif
Lee parsknął, a potem zapytał mnie wprost.
- Will... Czy łączy cię coś z tą śmiertelniczką? Więcej niż przyjaźń.
Parsknąłem śmiechem.
- Elise jest tak nieczuła na męskie podrywy, że nawet jakbym chciał, to miałbym próbować. Przed chwilą właśnie dała w mordę swojemu zalotnikowi, bo sypnął jej parę gorzkich słów. Niestety - to wilkołak.
- Uuuu - syknął Lee z współczuciem, a potem się zaśmiał - Pewne musisz spadać, bo twoja dziewczyna zwichnęła sobie rączkę.
Przewróciłem oczami i zignorowałem nazwanie przez niego Elise moją dziewczyną. Pożegnałem się z nim przez pokazanie "dobrodusznego faka" i w następnej sekundzie pojawiłem się koło skulonej na kanapie Elise. Z trudem powstrzymałem parsknięcie śmiechu.
- Dałaś w mordę wilczkowi? - spytałem ze śmiechem - Trzeba było to zostawić mnie. Na mnie jego żelazny opór nie działa.
Elise posłała mi mordercze spojrzenie.
- Zamknij się Black - wycedziła z trudem - I pomóż mi do cholery, bo zacznę żałować, że wybrałam cię na swojego Strażnika!
Nie odgryzłem jej się, że mam ją pilnować przed groźnymi demonami, a nie zemsty na kochasiu, tylko posłusznie pochyliłem się nad nią. Wziąłem jej rękę.
- Auaaaaa - syknęła.
- No muszę to zobaczyć - odparłem z przekąsem.
Przyjrzałem się ręce i westchnąłem.
- Będziesz mnie musiała całować - powiedziałem rozbawiony - Jak cię uleczę, to nie doczołgam się do cmentarza.
Elise pospiesznie cofnęła rękę, jednak po chwili ją wystawiłam.
- Dobra Black. Dla ręki poświęcę się i dotknę jeszcze raz twojej "blackowatej" gęby.
Zaśmiałem się cicho i skupiłem całą swoją wolę, na  zwichnięciu w ręce. Czułem, jak cała moja moc i energia ze mnie wypływa, a ja robię coraz słabszy i słabszy... Po parunastu sekundach, ręka Elise była prawie wyzdrowiała.
- Trochę cię jeszcze poboli, tak jak siniak i przestanie - powiedziałem słabo i opadłem wyczerpany na kanapę obok niej. Elise przyjrzała mi się z troską, po czym przesunęła się do mnie i pocałowała.
Byłem tak zaskoczony, że przez chwilę nie wiedziałem co robić. Rzecz jasna żartowałem z tym całowaniem. Jasne, musiałbym siedzieć tu parę - paręnaście godzin i odzyskiwać siły... A tak to Evest bardzo mnie zaskoczyła... pozytywnie rzecz jasna. Nie czekając dłużej wybrałem tak jak zwykle mało istotne wspomnienia. Zostawały w jej głowie tylko cząstki z niej. Czyli np. gdy zabrałem jej wspomnienie o tym, jak rozbiła szklankę mleka, to w jej pamięci zostawało tylko... np. trzask rozbijanej szklanki.
  Trwało to chwilę. Dostatecznie odzyskawszy minimum sił, które pozwalały mi nie zapaść w długą śpiączkę uśmiechnąłem się do niej. Elise ziewnęła i jak kot zwinęła się u mojego boku, po chwili zasypiając. Zarzuciłem na nią jeszcze koc, a sam wyczerpany oparłem głowę o oparcie... I zapadłem się w lekki sen.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz