poniedziałek, 14 lipca 2014

Od Willa

  Elise zbyt dużo brała na siebie, a przecież to ja spieprzyłem. To ja ją miałem bronić, nie ona siebie. Nadal byłem na siebie wkurzony, jednak postanowiłem wreszcie zagłuszyć tę jej paplaninę i pocałowałem ją.  Odwzajemniła mi pocałunek, jednak potknęła się o własne nogi i poleciała na sofę, a ja za nią. Od razu gdy zetknąłem się z innym ciałem zabolały mnie rany jeszcze  nie do końca wyleczone. Powstrzymałem syk i zapomniałem o bólu, po czym dalej ją całowałem.  Mamrotała jeszcze coś pod nosem i wychwyciłem pojedyncze słowa typu - "wina" ,  "ból", "pijawki", więc pocałowałem ją jeszcze mocniej. Nareszcie się uspokoiła.
  Nagle coś zaczęło warczeć - coś małego, czarnego i bardzo wkurzającego. Gdy się odsunęliśmy od siebie, patrzyliśmy się przez chwilę sobie w oczy, a potem ja energicznie się podźwignąłem.
- Celowo się potknęłaś, czy jesteś taką niezdarą? - spytałem zgryźliwie bawiąc się z Bailey'em.
- Nie prowokuj mnie - rzuciła, jednak widziałem, że tłumi śmiech.
- Powiedz jeszcze raz "prowokuj". Prowokująco układasz przy tym usta.
Przewróciła oczami.
- Wraca dawny charakterek?
- Przy dawnym charakterku nie całowałbym cię z taką pasją - odparłem złośliwie.
- Ha ha ha, ale jesteś zabawny - burknęła, a ja roześmiałem się. Przykucnąłem przy niej.
- Nie bocz się na mnie.
Nadal udawała zafoszoną, choć z trudem kryła uśmiech.
Wziąłem Baileya na ręce i zacząłem z nim tańczyć do rytmu muzyki lecącej z radia.
- Raz dwa trzy, raz dwa trzy - mruczałem trzymając go za wyciągniętą łapkę.
Elise chcąc nie chcąc roześmiała się.  Postawiłem Bai na ziemi, a on zaszczekał wesoło. Tanecznym krokiem podszedłem do Elise, klęknąłem na jedno kolano i spytałem teatralnie.
- Mogę panią prosić, pani Elise Grace Evest...?
Zaśmiała się cicho i podała mi rękę.
- Ale ja nie umiem tańczyć.
Przewróciłem oczami.
- Każda tak mówi.
- Widać masz już doświadczenie w kobietach - dodała zgryźliwie.
- Dość spore... Ale ty zupełnie odbiegasz od paragrafu.
- Heh, wielkie dzięki!
- To był komplement - wymruczałem jej do ucha i sprawnie prowadziłem między kanapami, a stolikiem. Ta niezdara parę razy się potknęła, ale trzymałem ją mocno.
- Gdzieś ty się nauczył tak tańczysz? - spytała po pół godzinie, zmęczona siedząc na kanapie.
Uśmiechnąłem się szelmosko.
- Ma się te geny...
Nagle Elise sobie coś przypomniała.
- Em... Will.... O czym... Victoria mówiła, kiedy nazwała cię panem z nieba?
Wzdrygnąłem się. Oboje unikaliśmy rozmawiania o tamtych wydarzeniach jak ognia. To była między nami niema umowa. Jednak od dawna bałem się, że w końcu padnie to pytanie... Ale nie mogłem jej powiedzieć kim jestem, po prostu nie!
Jakby się zachowała, gdyby dowiedziała, że jestem śmiercią? Że mogę zabrać kogo chce, jeśli ten umiera? Że zabrałem jej matkę, ojca... I zamierzałem zabrać ją?
Zachowałem nonszalancki uśmiech.
- Nie wiem... Może tak jej się spodobałem?
Widziałem, jak Elise zagryza zęby, a w jej oczach pojawiły się wściekłe ogniki.
- To było obrzydliwe... Gdy tak cię obśliniała. Co ona sobie myślała?
Rozbawiony szepnąłem teatralnie.
- Wyczuwam zazdrość, wyczuwam zazdrość.
Posłała mi kpiarskie spojrzenie, jednak zarumieniła się lekko.
- To nie zazdrość, tylko.... A ty?! Jak się wpieniłeś gdy się dowiedziałeś, że Isaac mnie całował?
- To zupełnie inny przypadek - starałem się wykręcić.
- Te te te te! Ten sam krętaczu! - a potem dodała i wyszeptała - To było naprawdę straszne...
Spuściłem wzrok patrząc na Bai, który dobierał mi się do kieszeni.
 
http://media.giphy.com/media/vA8Rx8iMgCEgM/giphy.gif

Potem rozeszliśmy się w różne strony. Słyszałem jak roztrzęsiona Cass opowiada Elise o tym, że wpoił się w niej nowy wilk i że Cinna przyszedł się pożegnać.
- To dobrze... Nie zasługuję na ciebie - odpowiedziała głośno.
Skrzywiłem się lekko. Czy naprawdę Elise nigdy nie pokochała kogoś do szaleństwa? No nie.... ale mogłaby się wczuć w jej sytuację.
- Ty nic nie rozumiesz! - odparła Cassie podnosząc głos.
- Rozumiem, aż za wiele! Cinna tylko ci namieszał w życiu! To wilkołak, a na dodatek alfa. Nigdy nie będziesz miała z nim normalnego, szczęśliwego życia, zrozum to!
Cassie wybiegła z płaczem. Przygryzłem wargę.
- Może nie powinnaś tak ostro?
Wzruszyła ramionami.
- Musiałam jej uświadomić, że popełnia błąd....
- Ech ty kompletna znieczulico miłości... - mruknąłem i pociągnąłem ją za rękę - Choć zabieram cię na mały spacerek.
Gdy doszliśmy nad rzekę wyciągnąłem do niej ręke.

http://media.giphy.com/media/PrAzYxnNfYanm/giphy.gif
A potem gdy doszliśmy bliżej, pchnąłem ją w ciepłą, płytką rzekę - jakąś mniejszą odnogę rzeki Hudson.
Śmiała się i pociągnęła mnie za sobą. Woda w zetknięciu z moimi ranami, była naprawdę przyjemna.
Potem usiadłem pod drzewem, a Elise poszła za krzaki się przebrać. Gdy wróciła i zaczęła czytać książkę, lekko przysnąłem i jak zwykle nawiedziły mnie głupie sny -mnie przebranego za panienkę, Lee i jakąś dziwną podobiznę Tanatosa.

http://media.giphy.com/media/D4cTIUpnv2y0U/giphy.gif

http://media.giphy.com/media/YgXWws1WJGZmU/giphy.gif

Gdy się znów ocknąłem zauważyłem, że się ściemnia, a El nadal czyta książkę. Roześmiałem się sam z tych dziwnych wizji.
- Wracamy - rzuciłem i poszliśmy do domu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz