sobota, 12 lipca 2014

Od Elise

Stałam przed lustrem w łazience. Byłam ubrana w kurtkę, chociaż nie było zimno. Po co biegać po domu w kurtce? Jednak nie zastanawiałam się nad tym długo, bo zobaczyłam postać... Bałam się odwrócić.
Jakiś facet stał w kącie przyglądając mi się czerwonymi oczyma. Po chwili odwróciłam się a ten ktoś, okazał się być Isaacem. Odepchnęłam go i ruszyłam do kuchni. Nikogo nie było w domu, a ja czułam, że Isaac zejdzie po schodach... czułam jego złe zamiary... Coś chciał mi zrobić. 
Tak jak myślałam, zszedł po schodach, momentalnie stanął przy mnie i zaczął całować. Szarpałam się i miotałam, ale to nic nie dało. Pchnął mnie na ścianę kontynuując. Nie mogłam mu się wyrwać, po prostu... Znieruchomiałam. Po chwili byłam wyczerpana szarpaniem się z nim. 
-Zapamiętaj...-Szepnął mi do ucha.-Ja ci nie dam spokoju i nikt nigdy mi ciebie nie zabierze. Jesteś moja...
-Zostaw... zostaw mnie...-Szepnęłam drżącym głosem. 
-Nie mogę... Zawsze każdy facet się za tobą oglądał... Nie zwracałaś na nikogo uwagi, na mnie też nie... 
Milczałam przerażona. No tak, zwracało kilku na mnie uwagę... Zwykle to do Cassie leciały tłumy facetów a ja wolałam się nie wychylać...
-Zostaw mnie... Proszę...
Nie przestawał. Ja nie mogłam się ruszyć. W domu było ciemno, jedynie w łazience na górze paliło się światło.Nie zgasiłam go, bo akurat kiedy uciekam nie myślę o tym, czy zostało zapalone światło w kiblu!
Wreszcie go odepchnęłam! Uciekłam w głąb lasu. No ale... stuknij się! Czy ty uciekasz idiotko przed wampirem?!-Krzyknęłam do siebie. 
Dogonił mnie bez trudu. Zeskoczył z drzewa i stanął przede mną. Miałam łzy w oczach... Znów zaczął mnie całować. Nagle coś mną... zawładnęło? Nie zastanawiałam się dłużej, tylko po prostu gdzieś tam coś mi mówiło, że to Victoria. Zaraz później znów mnie opuściła.Po chwili ciszy Odepchnęłam go tak, że trafił plecami z ogromną siłą w drzewo. Przerażona tym, co właśnie się stało wpatrywałam się w Isaaca który podnosił się spod drzewa. -Jak ja to zrobiłam?!-Pomyślałam. No tak... Victoria... 
Isaac zjawił się znów naprzeciwko mnie i spojrzał się na mnie wściekły. 
-Jak to zrobiłaś?-Szepnął.
Ja milczałam w obawie, że zaraz coś mi zrobi. 
-Jak?!-Wrzasnął.-Victoria...-Szepnął.-Kazała mi cię... trochę poturbować... Ale nie mogę się powstrzymać. Widocznie gdzieś tu jest...
-Co...?-Wydusiłam z siebie.-Jest...Jest tu...?
-Tak. Nie chciałem ci tego mówić, inaczej nie wbiegłabyś do lasu.. Ale twój strach w oczach jest bezcenny. Dobrze,że jesteś sama i dobrze, że miałem szansę cię kolejny raz pocałować.
Z drzewa zeskoczyła Victoria. Jej rude włosy można zauważyć wszędzie. Odrzuciła mnie z całej siły tak, że uderzyłam w drzewo. Cudem nie straciłam przytomności. CUDEM wyszłam z tego zderzenia cało, bo no powiem tyle... Kawał przeleciałam do tego drzewa... 
-Kazałam ci ją postrzelić,zranić,cokolwiek, a ty ją całujesz?! Przecież kocham cię... Potrzebuję...-Powiedziała przesłodzonym głosem.
-Powinnaś wiedzieć kochanie, co chciałem zrobić...
-Och... Tak... Kocham cię... 
Zaczęli się całować. Ja musiałam wstać... Ale na moje szczęście Gus i Zed wyskoczyli zza drzew. Wystraszyli ich, bo Zed skoczył na Isaaca. Zaczął szarpać mu ramię. Victoria uciekła, a za nią Isaac. Po chwili zamknęłam oczy dochodząc do tego, czy czasem nic mi się nie złamało. Ktoś podbiegł do mnie i podniósł. Rozpoznałam, że to Joe... Och... a raczej Will. 
-Co oni tu robią?-Spytał.
-Nie wiem.-Odparł Gus który widocznie był w ciele człowieka.-Widocznie czekali na moment, kiedy będzie sama. 
-Ktoś blokował mi jej umysł...
-To Victoria. Wie co potrafisz. W razie czego jesteśmy w okolicy. Będziemy pilnować czy ruda i jej kochaś nie wrócą.
Usłyszałam kroki. Odeszli. Westchnęłam przerażona i przytuliłam się do Willa. 
-Nic ci nie jest?-Spytał.
-Poza tym, że całował mnie Isaac... To nie, nic mi nie jest. 
-Całował cię ten...
-Tak.-Przerwałam mu.
-Jeszcze raz się do ciebie zbliżą...
-Zrobią to. 
-Co?
-Zrobią to.-Powtórzyłam.-Isaac ma polecenie od Victorii... Oni się nie odczepią. Muszę cierpieć, na tym im zależy.
-No to mają problem, bo ja jestem.
-No tak,tak... Bójcie się Willy'ego Wonki... 
-Mylisz mnie z Johnym Deppem?-Zaśmiał się.
-Wiesz, jeśli dostałam w łeb tyle razy to wszystkiego można się spodziewać. 



Nawet nie zauważyłam, kiedy byliśmy w domu. Usiadłam na krześle zmęczona i wyczerpana, a na dodatek OBRZYDZONA pocałunkami Isaaca. 
-Elise...-Szepnął Will zaczepnie. 
-Dajże mi spokój...
-Nie chcę cię wkurzyć.
-No to co? Dać mi ''balonik''?
Roześmiał się. Spojrzałam na niego zmęczona.
Uśmiechnął się a ja spojrzałam przed siebie. Usłyszałam jak się zbliża, usiadł na krześle przybliżając mi do twarzy Bailey'a. Od razu się uśmiechnęłam i przejęłam go. 
-Ćo tam pieśku...-Powiedziałam słodko a on polizał mnie w nos. 
-Jak on to robi...-Mruknął Will.
-Co takiego?
-To, że tak potrafi zaczarować. 
-Mam słabość do psów... 
-Tylko?
-Co masz na myśli?-Zaśmiałam się.-Jak ty to robisz...
-Co?
-Też sprawiasz, że się śmieję mimo tego, że kilka minut temu przydzwoniłam w drzewo i zostałam obśliniona przez wampira który chce mnie na siłę zwinąć i poderwać. No... I zgarnąć tylko dla siebie... 
-C...-Nie dokończył bo go pocałowałam. Zdziwiony spojrzał na mnie.-Za co to było?
-Muszę nadrobić punkty w grze.-Uśmiechnęłam się.-Jeszcze dwa punkty, żeby cię przebić.-Wzruszyłam ramionami.
Pocałowałam go jeszcze dwa razy. Nie takie zwyczajne, zwykły całus w policzek. 
-Przynajmniej nadrobiłam punkty.-Pomyślałam zadowolona.
Cassie wyjdzie ze szpitala za kilka dni, a Cinna za dwa tygodnie. Jak na razie nie mogłam ruszać się z domu, bo najwyraźniej wampiry chcą mnie zgarnąć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz