niedziela, 13 lipca 2014

Od Cassandry

  Nie na żarty przeraziłam się gdy zastałam zupełnie pusty dom z otwartymi na oścież drzwiami wejściowymi. Na werandzie widziałam ślady walki. Złamana poręcz, dziura w podłodze, połamane schody. Gdy nie znalazłam w środku żywej duszy przerażona usiadłam na połamanych schodkach i czekałam na Sam, która przywiozła mnie ze szpitala (po niezłych, poszarpanych nerwach, ponieważ Sam zdała niedawno i była zwariowanym kierowcą).
  Wkrótce nadeszła.
- Co tu się stało? - spytała przestraszona zaglądając przez otwarte drzwi.
Wzruszyłam ramionami, zakryłam twarz i jęknęłam z trudem panując drzwi. Sam patrząc na mnie widziała już co się ze mną dzieje. Z westchnięciem usiadła obok i objęła mnie ramieniem.
- Nie płacz Cassie - szepnęła.
Wybuchłam nagłym płaczem i w tuliłam twarz w jej ramię.
- Ja tego mam dość, rozumiesz Sam? - wychlipałam - Chce mieć normalne życie!  Zwykłego chłopaka, nie zababranego w żadne przywództwo nad stadem. Który nie kocha mnie, bo się wpoił, tylko naprawdę jest we mnie zakochany. Chcę, aby moja siostra nie wpadała w kłopoty... nie w kłopoty takiej wagi. Chcę, aby otaczali mnie normalni ludzie, a nie nadnaturalne istoty. Sama chciałabym być po prostu ludzką dziewczyną!
Sam nic nie mówiła, tylko tuliła mnie do siebie. Teraz, gdy jej się wyżaliłam i powiedziałam może niezbyt realnie co mi na duszy leży poczułam się lepiej. Naprawdę chciałam się przestać zamartwiać!
   Sam została ze mną do wieczora, choć umówiła się z Paulem. Próbowałam ją wyrzucić z domu, ale powiedziała, że gdyby nie ja to w ogóle by Paula nie poznała i nie będzie mnie zostawiać w potrzebie, jeśli z nim może się spotkać równie dobrze jutro, albo pojutrze. Byłam jej za to wdzięczna, choć wcale nie oczekiwałam poświęceń.
   Wieczorem zadzwoniła Kate z wyjaśnieniami ku mojej ogromnej uldze. Naprawdę spadł mi kamień z serca, bo coraz bardziej się zamartwiałam. Kate powiedziała, że są u niej trochę poturbowani po spotkaniu z pijawkami, ale już zdrowieją. Nie zdążyłam dopytać o więcej, bo rozłączyła się bezczelnie w połowie mojego zdania. Przez chwilę byłam zła, jednak potem mi to minęło. Postanowiłam też zadzwonić do Cinny, widziałam, że na jego stoliku nocnym leżał telefon... Był sygnał. Ale nie odbierał.
   Przygryzłam wargę. Dzwoniłam parę razy, ale nic. Niestety tym razem miałam przeczucie, że to nie dlatego, że nie może odebrać... Tylko nie chce....
   Potem wpadli Gus i Zed z jakimś dwoma nieznajomi
- Dziewczyny... To nasze nowe nabytki. Bracia. Leo i Alex. Jeszcze nie dołączyli oficjalnie, bo Cinna o tym nie postanowił, ale gdy tylko wyjdzie ze szpitala i dojdzie do siebie...
Podniosłam wzrok i w tym samym momencie przystojny blondyn, przedstawiony jako Leo spojrzał na mnie. Nie wiem co się stało, ale poczułam bolesne targnięcie w sercu. A on dosłownie odpłynął. Wpatrywał się we mnie z otwartymi oczami. Mnie nagle przeszył spazm bólu. Upadłam na podłogę drżąc cała.
- Cinna... Cinna... - łkałam. 
Zobaczyłam przerażoną twarz Sam nade mną i krzyk Gusa.
- O W MORDĘ! NIE WIERZĘ! ON SIĘ W NIEJ WPOIŁ! ZED ZABIERZ GO STĄD SZYBKO!
Ból był tak silny, że odjechałam. Pogrążona w rozpaczy i tęsknocie za ukochanym, poczułam jak zostaje mi on wyrywany ze serca, jakby siłą.  Nie dałam już po prostu rady.


- Czy to możliwe? - usłyszałam jakiś szept.
- Zupełnie nie. Pierwszy raz coś się takiego zdarza - dołączył drugi.
- Trzeba powiadomić o tym Elise i Cinnę - dokończył trzeci.
Zapadło milczenie, a potem ten pierwszy, bardziej damski mruknął.
- Paul przecież wiesz, że Elise przebywa u ciotki ranna... A Cinna... No cóż nie doszedł do siebie jeszcze w pełni.
- Nie podoba mi się brak Elise.  Chciałbym, aby już wróciła... Nawet nie możemy się z nią skontaktować!!
Znów zapanowała cisza. Chciałam się wybudzić, ale było mi strasznie ciężko. Wreszcie dałam radę.
- Budzi się - oznajmił jakiś inteligent.
Gdy zamrugałam oczami zobaczyłam trzy pochylające się nade mną twarze. Sam, Paula i Gusa.
- Co się tak gapicie? - mruknęłam wstając - Boże... Ale mi łeb napierdala... Czuję się jakbym miała kaca - wymamrotałam.
Spojrzeli po sobie rozbawieni.
- Dochodzi do siebie - oznajmił Gus.
- Co się stało? - wyjąkałam.
- Leo się w ciebie wpoił - odpowiedział bez ceregieli Gus. Sam posłała mu mordercze spojrzenie, jednak ja byłam mu wdzięczna.
- Ale Cinna... -zaczęłam przestraszona.
- Tak, Cinna można powiedzieć nie został przepchnięty przez... "intruza". Jest silniejszy i wyższy rangą, dlatego to on został twoim.... emm....  - nie dokończył bo brakło mu słowa, jednak ja wiedziałam o co mu chodzi. Odetchnęłam z ulgą.
- A ten.. Leo? - spytałam niepewnie.
Wszyscy spojrzeli na siebie rozbawieni.
- Wpojenie się nie odrzuciło.
Jęknęłam.
- Nie mogę być z dwoma na raz, zresztą i tak kocham Cinnę - wymamrotałam.
Paul wybuchnął śmiechem.
- Oj Cass... wpojony nie tylko musi być kochankiem. Może być przyjacielem... Opiekunem.... Oczywiście wątpię, czy Cinnie się to spodoba - dodał złośliwie, a Gus się zaśmiał.
Westchnęłam głośno i opadłam z powrotem na poduszkę, jak się okazało mojego łóżka. Czy to życie musi być takie skomplikowane? Niech Elise i Joe szybko się leczą i wracają jak najszybciej!! A Cinna.. .wstaje z tego łóżka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz