środa, 9 lipca 2014

Od Kamila

Minął miesiąc. Przez ten cały czas oczekiwałem ataku. Jednak nie nadszedł. Dziś Nadii odeszły wody. Zabraliśmy ja do szpitala. Cały czas czekałem na korytarzu a za drzwi dobiegały mnie jej krzyki. Czułem w kościach jak cierpi. Sam też cierpiałem. Nasza więź była tak mocna że odczuwaliśmy to samo. Czułem sie tak jakbym to ja rodził .Aron i Kaja byli przy mnie.
Po kilkunastu godzinach usłyszałem płacz dziecka a krzyki mojej ukochanej ustały. Ból minął. Już miałem tam wchodzić kiedy nagle do szpitala wpadło z 20 ubranych na czarno mężczyzn.
Zdążyłem sie tylko odwrócić kiedy nagle poczułem ból w klatce piersiowej tuż obok serca. Upadłem na kolana. Strzelono do mnie!


***


Słyszałem obok siebie szepty i dźwięki maszyn. Otworzyłem jedno oko. Co sie stało? Gdzie ja jestem?
Nagle wszystko mi się przypomniało. Poród, Nadia, Aron, Kaja... płacz dziecka. Mojego dziecka. Ci mężczyźni. Strzały.
Nadia.. dziecko!!!!
Wstałem. Zakręciło mi sie w głowie. Wstałem jednak z łóżka i odczepiłem od siebie te maszyny. Zaczęły piszczeć. Nie zważając na to ruszyłem w stronę drzwi. Ledwo co oddychałem. Ból w klatce był bardzo silny. Na korytarzu ruszyłem w stronę porodówki. Jednak szybko dorwali mnie Aron z Kają.
-Kamil nie.. proszę..-moja siostra płakała.
-Nadia.. co z nią?! Dziecko?!
Oboje mieli łzy w oczach.
-Słuchaj Kamil... wróć my na sale i podepnijmy cię pod maszyny. Potem ci powiemy.
Chciałem sie im wyrwać jednak nie miałem siły.


Kiedy już leżałem dowiedziałem sie o wszystkim.
-Słuchaj.. goście z Góry.. wpadli zaraz po urodzeniu dziecka. Chcieli sie ciebie pozbyć bo wiedzieli ze im to utrudnisz co mieli zrobić. Strzelili do ciebie a mnie i Kaje oraz personel ogłuszyli. Weszli na sale... zastrzelili Nadie kiedy trzymała małą na rękach. Dziecko.. nie ma po nim śladu. Jednak.. w pokoju była krew należąca do dziecka. Wszyscy lekarze i pielęgniarki którzy byli tam na sali także zginęli. To była rzeź. Nie cackali się .Zginęło ponad 20 osób. Tak mi przykro....


Czerwone od płaczu oczy,
cieknąca po policzku łza,
dopadła mnie dzisiaj rozpacz,
rozpacz jak gęsta mgła.
Wołające o pomoc serce,
krzycząc z bólu za dnia,
w noc zimna i chłodną,
po cichutku w poduszkę łka.
Krzyczę! lecz słów nie słyszę,
odbija sie echem od ścian,
tak cierpię bez Ciebie kochanie,
myślami gdzieś błąkam w dal...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz