piątek, 11 lipca 2014

Od Elise

Cassie wyszła stąd strasznie czerwona. Chłopaki podrywali mnie na różne sposoby, ale dawałam im do zrozumienia, że nic między nami nie ma. Tylko przyjaźń. No, ale oni lubią podenerwować człowieka... Kiedy tak siedziałam i wpatrywałam się w stół, Gus zmiótł wszystkich ode mnie i dosiadł się sam. Uśmiechnęłam się lekko... Jak zawsze większość się go boi ze sfory... Byłby alfą, ale nie chciał nim być. Przecież to August! Nie dla niego jest zarządzanie czymkolwiek.
-Jutro zabieramy cię na imprezę. -Szepnął mi na ucho.
-Ten uśmiech i ten ton na mnie nie działa. 
-A szkoda, na inne dziewczyny działa. Ale no tak... ''Jesteś wyjątkowa''. 
-Kto tak powiedział?-Parsknęłam.
-Większość wilków tak mówi. Przyciągasz ich jak magnez, jesteś jak ja, tylko w postaci kobiety...
-Ja nie zwracam uwagi na ich podryw, a i tak wyrywasz dziewczynę, a potem masz ją w dupie. 
-Taki jestem. Ale do ciebie akurat się wolę nie zbliżać.
-Zawsze jesteś taki rozbawiony, czy wypiłeś za dużo?
-Właśnie. Wracając do imprezy! 
-Nigdzie nie idę... 
-Imprezy w NY są najlepsze! Chyba, że chcesz, to zabierzemy cię do Los Angeles...
-Do Las Vegas od razu...
-Jeśli tak sobie życzysz księżniczko.-Mrugnął do mnie. 
-Co jutro jest za dzień, że chcesz mnie zabrać gdzieś...
-Przecież... no co? Nie można?
-Czuję haczyk.-Wzięłam łyk wody. 
-Nie ma haczyka. 
-Ach tak? 
-Serio. Cassie też jest na tej imprezie niezbędna. 
-Co wy planujecie? 
-Nic,nic kotku. 
Gus jak zwykle pił wódkę. Wszędzie ją ze sobą nosił, ale nigdy nie był pijany. Pilnuje tego, zawsze się kontroluje. Po kilku minutach poszłam spać. 

Rano nic się nie działo. Dopiero wieczorem do domu wparował Gus. 
-Lecimy.-Rzucił z uśmiechem.
-Przepraszam?-Spojrzałam się na niego zaskoczona.
-Mówiłem, zabieramy cię. 
-Co to za okazja? Ktoś umarł?
-Jeśli według ciebie, jeśli ktoś umrze świętuje się to piwem,imprezami i seksem to w porządku. 
Joe ukrył rozbawienie, tak samo jak ja. Mnie to lepiej wyszło, bo starałam zachować powagę. 
-Przecież masz urodziny dziewczyno. Wiedziałem, że nie będziesz pamiętać!
-Nie obchodzę urodzin.Poza tym, to dopiero jutro. 
-Wiem, ale chociaż raz możesz się namówić. Jest dwudziesta czwarta czyli prawie dziś. 
-Bez składania życzeń i przereklamowanych prezentów...?
-Zwykła imprezka. 
Przekrzywiłam lekko głowę wpatrując się w niego. 
-No już. Ubierz seksi sukienkę i bierzemy dupę w kroki. 
-Wal się. -Machnęłam ręką.
-Czekam w samochodzie. -Uśmiechnął się i wyszedł.
-Nie ma mowy...-Mruknęłam.
-Podobno nie masz sukienki. 
-Racja.
-Czemu nie lubisz urodzin?
-Nie wiem.-Wzruszyłam ramionami.-Nigdy ich nie obchodziłam. Jedynie Cassie co roku miała jakieś atrakcje... Mnie to nie kręci. 
Na dół zeszła Cassie w imprezowej sukience. Ta to jak zwykle ''szafa pełna sukienek''. 
-A ty co? Oderwijcie się od siebie na chwilę!-Uśmiechnęła się.
-Och, to będzie niezwykle trudne zadanie.-Skomentował Joe. 
Zmierzyłam go wzrokiem i poszłam do pokoju.
No, miałam jakąś sukienkę... Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to nie była moja, tylko Sam. Widocznie zostawiła ją, a ona ma bardzo dużo sukienek idealnych na imprezę, a ta akurat spodobała mi się nawet. Nie była świecąca, taka... pusta... Taka typowo imprezowa. Miała coś w sobie... A teraz buty... buty... Jakieś się znalazły. Akurat nie przepadałam także za butami na obcasie, ale kilka par gdzieś tam mam. Przelotnie przejrzałam się w lustrze. No, nie tak źle Evest...-Pomyślałam. Sukienka mnie wyszczuplała i wyglądałam w niej naprawdę nieźle...  Kiedy zeszłam na dół mina Joego i Cassie mnie zbiła z nóg. Pierwszy raz widzieli mnie w sukience. Ruszyłam w stronę Cass.
-No co się tak gapicie... Tak,tak, wiem. Pierwszy raz w sukience mnie widzicie... -Mruknęłam i pociągnęłam siostrę za rękę. 
Oparty o samochód Gus wpatrywał się we mnie i w Cassie. Cinna pocałował ją, a ja przewróciłam oczami. Nudzi mnie to ich mizianie... Ale no cóż... kochają się. 
-Wow.-Krzyknął Gus.-Wyglądasz ślicznie... jesteś prześliczna... 
-Daruj sobie. -Warknęłam.
Roześmiany Gus wsiadł do wypasionego auta. Zawsze przecież miał kupę forsy...
-Spokojnie, nie jesteś moją ''ofiarą''.
-Och! Cóż za ulga..No serio o to właśnie się obawiałam!-Zaśmiałam się.- Gdzie ta impreza?
-W najlepszej i największej miejscówie w NY moja droga. 
-Super, pewnie i najdroższa...
-Pieniądze nie grają roli słonko. 
-Dla ciebie...
-Tam to jeden drink kosztuje 30 dolców! A co dopiero sama impreza. 
-Żartujesz? 30 DOLCÓW?! 
-No, może 15. 
-Ta, połowa ceny, nie tak dużo...

 Po namowie Gusa wypiłam kilka drinków... No... może kilkanaście... małych... średnich... Po 10 minutach August był obklejony pustymi lalami. Cassie mizdrzyła się z Cinną. Potem trzech godzinach jako ostatni z wilczków zjawił się ... Isaac... Byłam zła. Kto go zaprosił? Pewnie Zed, który o niczym nie wiedząc zaprosił go na największą imprezę w NY. Było tu dużo ludzi których nawet nie znałam. Kilku do mnie zarywało, ale szybko ich spławiałam jednym nawet gestem. Po godzinie dosiadł się do mnie Isaac zamawiając chyba dwudziestego piątego drinka. Wilkołaki mogły chlać ile im się podobało,no... góra drinków to 30... Ale Isaac miał słabą głowę, początkujący wilczek, i takie tam... Jednak ku mojemu zdziwieniu dosiadła się do niego jego (jak mi wiadomo) była. Czyżby byli znów razem? Może zmądrzał, albo zgłupiał ponownie... 
Po nie długim czasie radowania się, że właśnie Isaac zaczął mnie olewać,  przestała być chwilą radości i tańcowania. Znów zaczął swoje, ale był pijany. Wygadywał teraz o wiele WIELE WIELE GORSZE rzeczy.Aż wytrzeźwiałam od tych słów... Nawet na ulicy w jakiś slamsach tego się nie usłyszy... w patologii, czy gdziekolwiek... to było ponad moje siły. W szoku złapałam lekko Gusa za rękaw. Dziewczyny zasmuciły się i odeszły po jego kiwnięciu palcem, i poszedł do wyjścia.
-Odwiozę cię.Isaac dostanie kopa w ten tyłek ode mnie i Cinny za to jak cię potraktował. Mówię poważnie, staraj się go unikać. Nikt go nie zapraszał ze względu na ciebie... Ale widocznie Zed nie jest wmieszany w całą sytuację... Nie wiedział... Urodziny do dupy... Wszystko ci zepsuł co?
-Ta... Humor mi zepsuł, urodzin nie obchodzę... to tylko zwykła impreza. Ale... jest mi strasznie źle...
-Nie dziwię się, po tym co ci powiedział. Nawet nigdy czegoś takiego na uszy nie słyszałem... Wszystko miałem pod kontrolą, ale myślę, że nie możesz z nim przebywać w jednym miejscu. Zrobi ci krzywdę... Ciągle się nam wykręca...Dość o nim.... Nie wyglądasz na zmęczoną...
-Trudno mnie zmęczyć.
Roześmiał się.
-Proponujesz coś?
-Nie, z tobą tego NIE będę robić, o  nie. 
-Dobra,dobra, wiemy, że o tym ciele marzy każda. 
Odwiózł mnie do domu. Buty walnęłam gdzieś w pokoju i poszłam pod prysznic. Zimny, lodowaty wręcz przywrócił słowa Isaaca... Kiedy wyszłam na zewnątrz usiadłam na schodach na werandzie. To już nie jest Isaac, który kiedyś darzył mnie miłością, traktował jak młodszą siostrę, starał się chronić... Tego już nie ma. Jest tylko pier... dupek. 
Odgarnęłam włosy do tyłu i wpatrywałam się w las. Jakie to życie jest do dupy... Kiedy Isaac mówił mi te rzeczy... naprawdę chciało mi się płakać. Te słowa strasznie zabolały... Muszę go unikać, nie chcę go widzieć... nie chcę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz