sobota, 19 lipca 2014

Od Cassandry

 Westchnęłam. Przesadziłam, fakt. Hormony szalały, a ja martwiłam się o Sam. Lecz teraz, gdy przyjaciółka doszła do siebie, zaczęłam myśleć trzeźwo. Postanowiłam przeprosić Elise, ale jak zwykle migdaliła się z Blackiem. O ile na początku chciałam, aby z nim była, to teraz stawało się to odrobinę męczące... Ja też lubiłam się całować z Cinną, ale czy nie spuchły już jej usta?
 A na dodatek miałam nowe zmartwienie... Ten chyba znajomy Joego, wydawał mi się... okropnie znajomy. Gdy wtedy na korytarzu przeżyłam to uczucie deja vu.... Nie dało się tego opisać. Wyglądał całkiem jak... jak.... mój gwałciciel!
  Przesadzałam... Coś mi się wydawało... Ale te włosy... Zarys mięśni.... Tego nie szło pomylić!
Po południu, gdy Elise nareszcie odkleiła się od Joego, poszłam z nim pogadać.
- Joe? - spytałam niepewnie. Podniósł wzrok znad ukochanego masła orzechowego i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- Tak? O co chodzi Cassie? Chciałabyś o coś zapytać?
Skinęłam głową i usiadłam naprzeciwko niego.
- Chodzi o to,  że.... Jak ma na imię twój kumpel? - spytałam niepewnie.
- Chodzi ci o tego jasnowłosego dupka? - wyszczerzył się w uśmiechu.
- Mhm.... Tak z grubsza o niego - wybąkałam.
- To Lee Anderson, najbardziej wkurzający palant na świecie - odparł śmiejąc się - A co?
Mój świat się zatrzymał. Lee... Pierwsza L., trzy litery.... Serce mi stanęło, a potem zaczęło szybciej bić. Nie, to niemożliwe, to nie mógł być on! Wygląd tak sympatycznie, głos też miał sympatyczny... mimo iż nie widziałam jego twarzy, no... to nie mógł być on.
- Cassie? - spytał niepewnie marszcząc brwi.
Pokręciłam głową.
- Nic nic. Mmm.... Wiesz kiedy... kiedy przyjdzie? - wyrzuciłam z siebie wszystko. Dość tego kręcenia i niepewności! Musiałam poznać prawdę! Nie wiedziałam co zrobię, gdy okaże się, że to naprawdę on... Teraz jedynie dążyłam do poznania prawdy, nie zważając na koszty.
- Lee? - przyjrzał mi się podejrzliwie, a potem wzruszył ramionami - Nie wiem. Powinien być dziś, późnym wieczorem, mamy sprawę do obgadania.
To mi wystarczyło. Skinęłam głową. Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, wybiegłam z kuchni. Elise nie zastałam na korytarzu, a nie miałam teraz czasu do stracenia. Popędziłam do szpitala do Sam... Coś kazało mi ją zobaczyć... Na korytarzu złapałam Railego, a ten po dłuższej chwili pozwolił mi do niej zajrzeć.
- Cześć! - przywitałam się, widząc, że nie śpi.
Sam westchnęła jak księżna.
- Uwielbiam prochy. Serio. Coś niesamowitego. Wysiada przy nich nawet cappuccino z bistra Enza. Patrz, zrymowało mi się: z bistra Enza. To znak. Zostanę poetką.Chcesz usłyszeć coś innego? Świetnie improwizuję
- Yyy....
Raźnym krokiem weszła pielęgniarka i pomajstrowała przy kroplówce Sam.
- No jak, lepiej? - spytała ją.
- Nie będę żadną poetką - ciągnęła Sam. - Jest mi pisana komedia na stojaka. Puk - puk.
- Co? - nie zrozumiałam.
- Kto tam? - Pielęgniarka wzniosła oczy do nieba.
- Zeberka - odpowiedziała Sam.
- Jaka zeberka?
- Zeberka ubóstwiam, lecz wieprzowe tylko.
- Może by jej ograniczyć środki przeciwbólowe? - zasugerowałam pielęgniarce.
- Za późno. Dopiero dostała nową dawkę. Poczekaj, co pokaże za dziesięć minut - odparła i wyszła.
- No ? - spytałam Sam - Jak diagnoza?
- Diagnoza?! Mój drugi lekarz to jakiś słoń. Wygląda jak Oompa  Loompa. No, nie patrz tak groźnie. Ostatnio, jak tu przylazł, dorwał się do funky chicken. Cały czas żre czekoladę. Głównie w kształcie zwierzątek. Kojarzysz te zające sprzedawane na Wielkanoc? No właśnie coś takiego wtrynił na kolację. Na lunch kaczkę z czekoladę, do tego na przystawkę żółte pianki.
- Miałam na myśli diagnozę - wskazałam otaczające ją akcesoria.
- Aha. Wstrząs mózgu. Pogruchotane organy wewnętrzne - już naprawione i przeróżne zadrapania, skaleczenia i sińce.  Jeśli chodzi o refleks, to jestem jak kot. Jestem Kobietą Kotem. Jestem niezniszczalna. Dopadła mnie tylko dlatego, bo zwietrzyłam zapach kurczaka. To taka moja pięta Achillesa.
- Tak mi przykro - powiedziałam szczerze. - To ja powinnam tutaj leżęć.
- I dostawać te wszystkie prochy? Nic z tego.
- Posłuchaj Sam... Myślę.... Muszę ci coś powiedzieć.
- No, co tam? - spytała błyskając zębami.
- Wiesz... Wiesz że mnie zgwałcono.
Wzdrygnęła się.
- Nawet mi nie przypominaj...
- Chodzi o to, że... Myślę, że ten facet to kumpel Joego, Lee. Rozumiesz?
- Yhm.... Na pewno sobie coś pomyliłaś... O.... Nadchodzi - szepnęła z ekstatyczną miną. - Narkotyczny przypływ.... już za chwilę... fala ciepła... żegnaj bólu....
- Sam....
- Puk - puk.
- Posłuchaj, to bardzo ważne.
- Puk - puk.
- Chodzi o mnie i o niego....
- Puk - puuuuuuk - powtórzyła śpiewnie.
Westchnęłam.
- Kto tam?
- Sara.
- Jaka Sara?
- Sara, bo cerwone wyszły! - wybuchnęła histerycznym śmiechem.
Widzac, że dalszy nacisk byłby pozbawiony sensu, powiedziałam.
- Wpadnę wkrótce...
- Tylko zawołaj Sare! - rzuciła na odchodnym, a ja pochłonięta myślami pojechałam do domu.
Rozmawiałam z Cinną przez telefon zapewniając, że czuję się rewelacyjnie. Był bardzo zajęty, sprawami "stada". Ble, ble, ble. Rozłączyłam się wkrótce, zapewniając jak bardzo go kocham.
  W momencie gdy weszłam na werandę zamarłam. Wpatrywałam się w niego bez słowa, a potem przełknęłam ślinę i wyszeptałam.
- To ty...
Spuścił wzrok z ogromnym smutkiem.
- Nawet nie wiesz, jakbym chciał to naprawić...
Nie wiem co mną kierowało, ale jakaś nieznana siła kazała mi do niego podejść. Zaskakując samą siebie i jego przytuliłam go. Wszystko we mnie krzyczało "OGARNIJ SIĘ! ON CIĘ ZGWAŁCIŁ!", ale nie przejmowałam się tym, wiedząc, że robię dobrze.
- To co się stało, to się nie odstanie - szepnęłam zamykając oczy i cofnęłam się o krok. Lee wyciągnął rękę.
- Chodź ze mną.
Przygryzłam wargę.
- Nie mogę... Rodzina, znajomi... Będą się martwić.
- Chodź ze mną - powtórzył cicho, jednak nie rozkazująco. Nadal trzymał rękę wyciągniętą. Nieznany, wariacki impuls kazał mi ją złapać.
  Mimowolnie pomyślałam o Cinnie, Sam,  Elise i reszcie... Chciałam ich wszystkich przeprosić za to co robię. Coś po prostu kazało mi z nim iść. Przez chwilę stanął mi przed oczami obraz ukochanego... - a potem złapałam rękę Lee. Wessała mnie czarna pustka, a ja czułam, że to co robię jest naprawdę szalone...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz