czwartek, 17 lipca 2014

Od Cassandry

  Cierpiałam, bardzo cierpiałam, a nikt nie nadchodził. Nikt zupełnie nikt nie zmartwił się moim zaginięciem... A przecież leżałam w tym ciemnym zaułku... Mógłby tylko zerknąć... Łzy popłynęły mi same. Co teraz robi Cinna? Czy mnie szuka? Albo nie... Nie wiedziałam ile tu leże, ale powinien mnie wytropić... Powinien!
Łzy popłynęły jeszcze większą kaskadą. Szaleniec zostawił mnie tu, abym wykrwawiła się na śmierć i odszedł zadowolony w niewiadomą mi stronę. Czułam do siebie odrazę. Chciałam umrzeć tu i teraz... Lecz przy życiu utrzymywał mnie obraz Cinny... i siostry. Pewnie dobrze się bawi gdzieś tam...z Joe..
  Zagryzłam  boleśnie wargi. Nie będę czekać do cholery, aż ktoś mi pomoże. Zaczęłam się czołgać po chodniku, robiąc przerwy co minutę. Wreszcie po godzinie udało mi się dotrzeć do rogu i nagle zobaczyłam znajomą twarz.
- Cassie!! - krzyknął zdumiony i podszedł do mnie - Co ci jest?!
- Leo - wyjąkałam, czując, że to moja jedyna szansa - Zabierz mnie do szpitala, ale nie powiadamiaj o tym nikogo....
Zbladł.
- Ale Cinna i tak się...
- Błagam.... - szepnęłam.
Leo bez słowa wziął mnie na ręce. Przeszedł parę metrów i otworzył swój samochód. Położył mnie ostrożnie na siedzeniu. Byłam mu wdzięczna, że nie wyściela pode mną żadnej szmaty, ani nic takiego - zaplusował u mnie bardzo.
  Całe szczęście krwawienie na chwilę ustało i mogłam się skulić tak, aby nie zabrudzić mu tapicerki. Leo popatrzył w lusterko na mnie i zapytał roztrzęsionym i zagniewanym głosem.
- Kto ci to zrobił?
A więc wiedział... Wiedział, że ktoś mnie zgwałcił.... Pociekły mi łzy, które szybko otarłam.
- N-nie wiem - wyjąkałam - Było ciemno... On nie pokazał swojej twarzy... Ale to nie był przypadek - jęknęłam nagle,  bo poczułam jakby coś rozszarpywało mi brzuch od środka. Poczułam jak Leo przyspieszył, a ja już coraz bardziej czerwona na twarzy mówiłam - Spałam u Cinny, gdy nagle coś... po prostu kazało mi wyjść. Otumaniona szłam przez chodnik, gdy nagle coś kazało mi skręcić w ten zaułek. A on.... już tam na mnie czekać - wychlipałam i chcąc nie chcąc wybuchłam płaczem. Leo miał naprawdę cierpienniczą minę.
- Cinna naprawdę się zamartwiał... Oszalały szukał cię wszędzie... Ale coś się stało i nie mógł cię wytropić... Gdy do Gusa przyszedł sms od ciebie, nie zdążył go odczytać, bo wybuchła komórka... Myślę, że ten drań który... ci to zrobił - dodał ostrożnie z bólem w głosie - Nie jest zwykłym... człowiekiem. Wiesz o co mi chodzi...
Potaknęłam i zwinęłam się jeszcze bardziej.
- A u Elise? - wykrztusiłam - Wszystko z nią dobrze? Jest z Joe?
Leo pokręcił głową i powiedział.
- Wróciła już.
- Wróciła....
- Ale... ma... pewne problemy - dodał ostrożnie.
Momentalnie się ożywiłam. Dla mnie kłopoty bliźniaczki, były ważniejsze od moich.
- Jakie problemy? - dopytywałam się, choć palący ból w brzuchu nie pozwalał mi normalnie funkcjonować....
- Ehm.... Pogadamy o tym później dobrze? - mruknął.
Dopytywałam się dalej, ale on nic nie powiedział. Wziął mnie na ręce i zaczął nieść do szpitala, a ja zwinięa z bólu w końcu przestałam.
- Cassie - szepnął cicho - Nie chcę zrzucać na twoje ramiona dodatkowego problemu.... Najpierw muszę cię odnieść.... a potem dorwiemy skurwysyna.
- Leo nie zostawiaj mnie... Proszę, nie chce być sama - zaszlochałam.
- Dobrze, dobrze nie zostawię cię - szepnął uspokajająco.
Potem wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Wiem, że położyli mnie na jakimś stole i jechałam cały czas, a obok biegli lekarze. Widziałam tylko światła na suficie.  Światła tak jasno migoczące, jak w dniu kiedy się urodziłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz