czwartek, 17 lipca 2014

Od Willa

 Byłem naprawdę zaniepokojony, gdy podsłuchałem rozmowę tych dwój potężnych pijawek. Nadal chcieli Elise... ale oprócz tego, chcieli wybić wszystkie "parszywe kundle". Wiedziałem już o kogo chodzi.... Dalsze dochodzenia spłonęły na panewce. Oni rozmawiali tylko w domu, a ten jedyny raz gdy ich podsłuchałem w najciemniejszym koncie jakieś restauracji. No cóż... Czas było wracać do domu i napełnić siły...
 
 Jechałem drogą prowadzącą do lasu i wtedy zadzwonił telefon. Zdziwiony zerknąłem na nieznany numer, ale odebrałem.
- Słucham?
- Czy mówi Joe Black?  - spytał jakiś niepewny, męski głos, dziwnie znajomy.
Postanowiłem jednak nie przytakiwać.
- A z tamtej strony kto? - spytałem podejrzliwe.
- Ehm... Leo. Przyjaciel Cassie. Dzwonię, bo... miała mały wypadek i poprosiła, abym zadzwonił po ciebie.
- Wypadek? - spytałem cicho.
- Została... zgwałcona - odparł Leo z jadem w głosie - Teraz ją operują. Ten szaleniec naprawdę uszkodził jej poważnie organy wewnętrze.
- Podaj adres - zażądałem i już mknąłem do szpitala. 
Byłem bardzo zdziwiony, gdy nie zastałem pod drzwiami nikogo z rodziny, tylko tego jasnowłosego chłopaka.
Przywitałem się z nim szorstko i spytałem.
- Gdzie reszta? Cinna, Elise...
Leo spuścił wzrok.
- Prosiła, abym ich nie informował - odparł.
Zaskoczony spojrzałem na niego.
- Ale przecież Cinna może czytać z twoich myśli....
- Blokuje go - odparł z przestrachem Leo - Staram się nie myśleć o Cassie, a on... wiesz, że mnie nie lubi, dlatego na razie mnie nie kontroluje. Ale w każdej chwili może rzucić okiem...
Pokiwałem głową na znak, że rozumiem.
- A... Cass?
- Dość kiepsko z nią. Ostatnie o co prosiła, zanim wjechała na blok, to to, żebym cię zawiadomił.
Zrozumiałem. Z nieznanych powodów Cass nie chciała zawiadamiać chłopaka i siostry... A ja chyba już powoli rozumiałem dlaczego.
  Przez następnych parę godzin wymieniałem się z Leo. W końcu lekarz przyszedł i powiadomił, że operacja się udała, ale Cassie musi jeszcze długo leżeć na oddziale... no i nie wiadomo czy będzie miała dzieci. Oboje wtedy zacisnęliśmy usta. Nie do nas ta informacja - bardziej zainteresuję Cinnę.
   Potem Leo powiedział, że za godzinę wraca. Czekałem więc. Potem zobaczyłem się tylko chwilę z Cassie, gdy wieźli ją korytarzem. Naprawdę wyglądała źle. Otumaniona, blada z tymi rurkami...Wzdrygnąłem się, ponieważ przypomniałem sobie, że Elise kiedyś też podobne nosiła.
  Leo jak zapowiedział, tak przybył. Powiedział, żebym szedł zobaczyć się z Elise, a w jego oczach było coś, co nakazało mi myśleć, że coś jest nie tak. Istotnie przez te parę dni jak wertowałem jej umysł, napotykałem opór i jakby... przerażenie? nienawiść? Czym prędzej więc zebrałem resztki sił i teleportowałem się do domu Gucia.
 Akurat siedziała w swoim pokoju, na krańcu łóżka. Była załamana. Zaniepokojony podszedłem do niej.
- El? Co jest? - szepnąłem.
Od razu się na mnie rzuciła... z płaczem. Zdezorientowany podniosłem się z podłogi wraz z nią i usiadłem na jej łóżku. Siedząc na moich kolanach, wtulała się w moją koszulę.
- Will.... Jak dobrze, że jesteś - wyszeptała.
Spojrzałem na nią z troską.
- Możesz mi powiedzieć co się stało?
I powiedziała. Po wszystkim byłem naprawdę wściekły na Kate. Zacząłem krążyć po pokoju.
- I po co ona to robiła?! Czasem mam wrażenie, że jesteś dla niej obiektem kolekcjonerskim, a nie siostrzenicą! - wyrzuciłem z siebie.
- Nie mów tak - powiedziała - To moja wina. Ja nie potrafię nad sobą zapanować.
Zerknąłem na nią.
- Tak dłużej być nie może. Najpierw sprawiłaś ból Sam. Kto dalej będzie. Cassie? Twoi przyjaciele? - westchnąłem cicho i przykucnąłem przy niej - Damy jakoś radę... Tylko trzeba to powstrzymać, zanim zmienisz się w maszynę do zabijania.
Elise po dłuższej chwili wyszeptała.
- Kocham cię, wiesz Will?
Już miałem odpowiedzieć, gdy znów poczułem jakby ktoś nade mną wisiał i oczekiwał, aż wymówię te dwa słowa. Przebrnąłem przez to i szepnąłem.
- Ja też... Ja też...
I wtedy to się stało.
Naprzeciwko mnie pojawiły się dwie zjawy. Patrzyły na mnie obojętnie. Elise krzyknęła i spróbowała swojej mocy, jednak z moimi przypuszczeniami... nic to nie dało. Zjawy minęły ją obojętnie i podeszły do mnie.
- Pójdziesz z nami Williamie Joness.
Zerknąłem jeszcze na Elise. Spojrzenie które jej rzuciłem, zastąpiło wszystkie inne słowa. Bezradnie opadła na łóżko i przyglądała mi się z bólem. Zmieniłem się w cień i poszedłem wraz z nimi.
Nie wiem ile minęło czasu, gdy usłyszałem surowy głos Tanatosa.
- Williamie, właśnie  złamałeś nasze prawo. Wypowiedziałeś śmiertelniczce miłość.  Masz ostatnią szansę... Albo zerwiesz z nią wszelkie kontakty... tak, nawet przestaniesz być jej Strażnikiem Więzi. Albo możesz stracić ten przywilej.
Wybór był dla mnie prosty. Od razu go dokonałem. Tanatos spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Od tej pory, na okres sześciu miesięcy zostajesz pozbawiony zdolności wysłannika śmierci, za to przejmujesz moce... upadłego anioła.
Zagryzłem wargę, jednak nic nie powiedziałem. Skłoniłem się z szacunkiem i odwróciłem się aby odejść. Nie myślałem. W głowie miałem jedną, wielką, czarną dziurę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz