piątek, 11 lipca 2014

Od Willa

 Cho siedziała na mnie okrakiem z triumfującym wyrazem twarzy. Zrzuciłem ją z siebie, a ona pociągła mnie za rękę i pocałowała. Ze śmiechem zacząłem biec lawirując między drzewami. Byłem od niej szybszy, ale tym razem napadł na mnie Lee. Przewrócił mnie wrzucając mi za koszulkę liście.
- Jak dzieci - mruknęła Cho stając w lekkim rozkroku z rękami na biodrach, lecz zaraz przyłączyła się do tej
"dziecinnej" zabawy.
 Skontrolowałem stan umysłu Elise. W porządku. Zacząłem się przepychać z Lee i wrzuciłem tym razem liście Cho, ale z przedniej strony.  Pisnęła, a my zaczęliśmy się z niej śmiać. Zaczęła mnie gonić, więc z szybkością przeciętnej pijawki puściłem się znów biegiem. Nagle zatrzymałem się, odwróciłem i przykucnąłem. Pojawiła się śmiejąca się Cho. Popatrzyła prosto na mnie.  Uniosłem brwi patrząc na nią zaczepnie.



http://media.giphy.com/media/14uiR1VxhyJD8s/giphy.gif

Jak kot skoczyła sprężyście i znów usiadła mi na brzuchu. Zdyszani patrzyliśmy przez chwilę, a potem zacząłem ją łaskotać. Śmiała się i wiła, jednak nie zeszła mi z brzucha. Pochyliła się i pocałowała mnie, przejeżdżając końcem języka po górnej wardze. Była gorsza niż wrzód na dupie!  Gwałtownie zmieniłem pozycję, tak, że teraz ona leżała na ściółce z rozsypanymi wokół głowy włosami i patrząc na mnie pożądliwie.  
  Nie wiadomo skąd pojawił się Lee i zaczął się śmiać jak szalony widząc nas. Oboje spojrzeliśmy na niego zdziwieni i rozbawieni podeszliśmy do niego.
- Stary, zobaczyłeś dzika? - spytałem wiedząc dobrze, że Lee zawsze dostawał głupawki gdy widział świnie bądź dziki.
Pokręcił głową, robiąc się cały czerwony.
- Ej, on zaraz pęknie ze śmiechu... dosłownie - stwierdziła rozbawiona Cho kręcąc głową.
Wycedził jakieś niezrozumiałe słowo, dalej śmiejąc się jak szalony.
- Co? - spytaliśmy jednocześnie marszcząc brwi.
- Vi.... Vi... via...
- Co tam mamroczesz? - pochyliłem się, żeby lepiej słyszeć.
- Via, viagra!!! - krzyknął przez śmiech i teraz ja zacząłem się śmiać.
- Chyba mu powietrze uderzyło do głowy...
Pokręcił głową i wykrztusił wreszcie.
- Tam niedaleko leży pudełko Viagry, a na nim zużyta gumka!

Parę minut potem wszyscy pochylaliśmy się nad zjawiskiem. Wziąłem patyk i dotknąłem tego.
- Gumka jak gumka - stwierdziłem - Ten ktoś, kto ją używał ma pecha... jest przedziurawiona.
Cho uniosła brwi krztusząc się ze śmiechu, a Lee przechylił głowę.
- Co z nią zrobimy? Chyba nie zostawimy jej tak tutaj? Jeszcze jakieś zwierze to zje - powiedział poważnym głosem Lee. Wybuchłem śmiechem, wziąłem patyk i zaczepiłem gumkę na końcu patyka, dyndając nią przed nosem Lee.
- Weź to! - mruknął z odrazą, a mi wpadł wspaniały pomysł do głowy.
Nagle usłyszeliśmy szczeknięcie psa. Małego. Chyba jeszcze szczeniaczka. Po paru minutach szukania, znaleźliśmy zaplątanego w ciernie malutkiego, czarnego szczeniaczka. Cho z uczuciem wzięła go na ręce, a on przechylił się i zaczął lizać gumkę, którą nadal trzymałem na patyku. Lee zawył ze śmiechu, a Cho zbeształa obu nas całując małego w czarny łebek.
- Nie bój się malutki. Jesteś bezpieczny. Ja nie wiem jak ktoś mógł porzucić takiego malca! Bez obroży, czyli pewnie bezpański... Ja go wziąć nie mogę - dodała smutno.
- Ja też - zastrzegł się od razu Lee - Mimo, że jest miluuusi.
Oboje popatrzyli na mnie.
- Chyba wiem do kogo może trafić - mruknąłem z uśmiechem.
Gdy żegnali mnie pod domem Evestów, mały był wyjątkowo niespokojny. Wszedłem z nim ( i gumką na patyku) do środka. Elise siedziała w salonie oglądając telewizor. Chyłkiem przemknąłem do byłego gabinetu Evesta.
- Śliczniutki jesteś - mruknąłem podnosząc go.

 http://media.giphy.com/media/aDa0MGofRZxRu/giphy.gif
 W  jakiś duperelach w jego szafie znalazłem kawałki ozdobnej wstążki. Zadowolony uformowałem jako taką kokardę na szyi pieska. Zmarszczyłem brwi.
- Trochę cuchniesz kolego... - mruknąłem - No ale niech to będzie twój osobisty zapaszek, którym na pewno podbijesz serce właścicielki.
Knując plan przewiązałem też kokardę na gumce, starając się jej nie dotykać i  ruszyłem do salonu. Oczywiście mały pobiegł za mną, ale zamknąłem mu drzwi przed nosem wchodząc do środka i chowając patyk z gumką za siebie. Elise podniosła wzrok i mruknęła.
- Na reszcie jesteś. Myślałam już, że mnie opuściłeś - dodała z udawanym smutkiem.
Stanąłem za nią i spytałem obojętnie.
- Udała ci się impreza?
- Ymm... Może być.
Zaśmiałem się cicho i stanąłem przed nią koło stolika.
- Co tam chowasz? - mruknęła podejrzliwie.
- Mam dla ciebie niecodzienny prezent - odparłem starając się powstrzymać wybuch śmiechu. Postanowiłem oszczędzić go sobie na następne minuty.
- O nie.... - mruknęła zrezygnowana, lecz w tej właśnie chwili strząsnąłem z patyka gumkę na stolik. Pochyliła się nad nią i zmarszczyła brwi.
- Co to jest? - spytała podejrzliwie.
- Balonik - odparłem beztrosko  tłumiąc śmiech.
Uniosła go w paznokciach i przyjrzała mu się przez chwilę. Nagle z jej twarzy odpłynęła krew i wrzasnęła histerycznie. Wiedziałem, że jej miny w tym momencie długo nie zapomnę.
- TO PRZECIEŻ JEST ZUŻYTA GUMKA!!
Słowo daję, nigdy nie śmiałem się tak jak teraz. Uciekałem przed nią wokół całego salonu śmiejąc się histerycznie. Klęła pod moim adresem i wyzywała mnie, a ja nadal zwijałem się ze śmiechu.  Wreszcie opadła na kanapę i powiedziała bezbarwnym głosem.
- Zabierz to stąd Black - wycedziła.
- Prezentów się nie oddaje - powiedziałem udając smutek, jednak nie potrafiłem opanować ogromnego rozbawienia.
- ZABIERZ TO STĄD!
Pochyliłem się nad nią i pocałowałem ją, ale odepchnęła mnie.
- Jesteś nienormalny! Dajesz mi zużytego kondoma na prezent urodzinowy, a potem chcesz się lizać!
Nadal się śmiałem.
- Zabierz to... Błagam.
- Za co? - spytałem rozbawiony drażniąc się z nią.
- Za nic! - warknęła - Po prostu zabierz. A tak w ogóle... To twoja gumka?
- Skądżę! - odparłem śmiejąc się i kontynuowałem - Musi być zapłata.
- Boże, jaki ty jesteś upierdliwy - wycedziła i przyciągnęła mnie do siebie, łapiąc mnie za koszulkę, a potem pocałowała. Jak skończyła powiedziałem rozbawiony.
- Ja wcale nie prosiłem cię o pocałunek, ale jeśli jesteś tak bardzo pragniesz moich ust...
- ZABIERZ TO BLACK! - wrzasnęła, a ja śmiejąc się wyrzuciłem ją do śmietnika. Potem usiadłem obok niej, a ona odsunęła się ode mnie.
- Czemu jesteś zła? - mruknąłem z olbrzymim smutkiem w głosie - Czyżbyś była niezadowolona z prezentu urodzinowego?
Popatrzyła na mnie z politowaniem, a potem powiedziała.
- Tak, zadowolony?! Wiem, że zawsze narzekam na prezenty, ale nie musiałeś mi dawać gumki! Taki z ciebie... przyjaciel, że dajesz mi zużytego kondoma?
I w tej właśnie chwili przez uchylone drzwi do środka wpadł piesek szczekając wesoło. Gdy podbiegł pod nogę Elise, zaczął gryźć jej pantofla i warczeć na niego, a ona patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Black czy to....?
- Prawdziwy prezent urodzinowy? Owszem. Tylko musisz go wykąpać... Trochę śmierdzi.
Na jej twarzy powoli wykwitał szeroki uśmiech. Uniosła szczeniaka i przyjrzała mu się.
- Skąd go masz?
- Ktoś go chyba porzucił w lesie.
- Ojeju... Jaka bidusia - mruknęła przesłodzonym tonem, a on w odpowiedzi polizał ją po nosie. Zaśmialiśmy się oboje z tego widoku.
- Ale ja w ogóle nie wiem jak się nim zajmować! - mruknęła - Kiedyś dawno temu miałam psa... Azora. Ale zajmowali się nim rodzice i nie pożył długo...
- A cóż to za problem? Kup mu żarcie, miejsce do spania, naucz go robić na polu, a potem już samo poleci.
Elise obcałowała małego, a potem niespodziewanie mnie objęła.
- Dzięki Joe - szepnęła - Widać nie jesteś takim kretynem, za którego uważałam cię jeszcze parę minut przedtem.
Zadowolony po chwili wstałem, bo do salonu zwaliła się Cassie, Sam i parę innych ludzi. Wszyscy zaczęli się rozczulać nad psiakiem, a ja śmiałem się pod nosem. No proszę. Nie dość, że ubawiłem się po pachy to jeszcze dostałem buziaka... Nie. Dwa buziaki!
- Nieźle Black - pomyślałem - Powoli dorabiasz się fortuny.
Zaśmiałem się pod nosem rozbawiony i podążyłem do kuchni poszukać... masła orzechowego.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz