sobota, 12 lipca 2014

Od Cassandry

  Nie mogłam w to uwierzyć. O co w tym wszystkim chodziło? Wstałam i zakręciło mi się w głowie. Czułam, jakby ktoś chciał mi w niej coś przestawić. Wzdrygnęłam się i wypchałam intruza z głowy. A potem coś się ze mną stało. Poczułam, że muszę iść do siostry, w tej chwili. Instynkt mnie nie mylił. Byłam wściekła, gdy zobaczyłam Isaaca. Stał tyłem do mnie i mówił coś do mojej siostry. Gdy tylko zobaczyłam kij baseballowy w jej tzw. "graciarni", nie zastanawiałam się długo. Isaac mnie usłyszał i odwrócił się momentalnie, jednak moja siostra już leżała nieprzytomna na łóżku.Wzięłam zamach i przydzwoniłam mu z całej siły w ten blady ryj. Nie zrobiłam mu większej krzywdy, jednak znokautowałam go na chwilę.
- Pożałujesz suko - wysyczał - twój ukochany już nigdy cię nie pozna. Nigdy.
Isaac zniknął, a ja podbiegłam do mojej siostry. Przerażona szeptałam.
- Elise... Elise... Proszę obudź się...
Zbadałam jej puls. Był słaby. Coraz bardziej przestraszona, zaczęłam krzyczeć imię Joego. Wiedziałam, że to nie mogło dać żadnych rezultatów. I nagle wpadł Joe. Aż krzyknęłam gdy go zobaczyłam. Cały zakrwawiony, w postrzępionym ubraniu i tych strasznych zielonych oczach. Podbiegł szybko do Elise i wziął ją na ręce, po czym spojrzał na mnie.
- Uciekaj Cass. Uciekaj ile sił w nogach. Zabiorę twoją siostrę do szpitala, a ty biegnij przez las. Tu już nie jesteś bezpieczna, a ze mną jechać również nie możesz. Zaufaj mi i biegnij.
- Ale - zaczęłam, ale już zniknął.
Dziesięć minut potem istotnie biegłam między drzewami. Czułam się śledzona, a na dodatek zapadał mrok, jednak nie zwalniałam. I nagle nie wiadomo skąd wyrosła ruda pijawka z dwoma mężczyznami po boku. W jednym rozpoznałam Isaaca... A w drugim... Cinna.
Serce mi gwałtownie zadrżało. Chciałam do niego pobiec i zabrać go z daleka od tej wrednej pindy.
- Hahaha wrednej pindy? Będziesz długo cierpieć, zanim skończę Cassandro Evest - wysyczała i skinęła na Cinnę - Bierz ją.
Zahipnotyzowany Cinna podążył w moją stronę. W jego oczach nie widziałam dawnego życia, ale pustkę... Cholerną pustkę, która nazywała się "Victoria".  Gdy mnie objął w żelaznym uścisku, był okropnie zimny. Gdy wtuliłam się w niego, nadal stał nieruchomo.
- Idziemy - rzuciła pinda Vikusia, a Cinna ruszył.

Patrzyłam z rozdzierającym sercem, jak Victoria zabawia się z Cinną na moich oczach... A raczej jego wrakiem. Rzucała przy tym złośliwe komentarze.
- Co? Przed tobą zawsze pewnie uciekał i nigdy nie przyszło mu by na myśl, by cię dotknąć?
Nie mogłam na to patrzyć, jednak Isaac zawsze mnie bił, gdy zamykałam oczy lub spuszczałam wzrok. Miałam tego dość. Victoria rozebrana do bielizny uśmiechnęła się do mnie złośliwie i pociągnęła Cinnę do pokoju obok. Po chwili rozległy się jej mocno przesadzone jęki. Wyciągnęła białą rękę za ścianę, a potem krzyczała imię Cinny.
- Och.... Kocham cię skarbie! Cinna... Tak.... Tak... Ach....
Jednak najbardziej zabolało mnie, gdy on wymamrotał ochrypłym głosem.
- Ja ciebie też  kocham, moja mała Vi.
Po policzkach pociekły mi łzy. Wcale nie zamierzałam ich tamować. Mój ukochany i ta pinda pieprzyli się za ścianą, a ja nie mogłam tego nie słuchać. Zerknęłam na Isaaca. On też miał minę nietęgą. Widziałam, jak przedtem pocałował Victorię. Miałam ochotę z niego głośno się roześmiać. Myślał, że Victorii na nim zależy? Ona chciała Cinnę i dostała go.
Potem Victoria wyszła. Naga. Może jej nienawidziłam, ale ciało miała rewelacyjne. Na pewno nie dorastałam jej pod tym względem do pięt. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się Cinna. Stanął za nią i zaczął ją całować po całym ciele. Zaczęła jęczeć. Nie mogłam na to patrzyć. Krzyk i wrzask sam wydarł mi się zdarła.
- Zamknij się suko - syknął Isaac, jednak ja nie przestawałam krzyczeć.
I wtedy zobaczyłam to. Może trwało chwilę i nie było pewne. Jednak gdy Cinna podniósł na mnie wzrok zobaczyłam życie... i cierpienie.  Patrzył na mnie z jakimś dziwnym uczuciem w oczach. Victoria też się zauważyła, bo wściekła odwróciła się i mruknęła.
- Oj nie kotku, tak nie wolno... Isaac - rzuciła, a on z ogromnym bananem na twarzy podał jej jakiś bat nasadzony ostrymi kawałkami jakiegoś nieznanego mi materiału. Victoria popatrzyła przez chwilę na Cinnę i wysyczała.
- Klękaj.
Spełnił jej polecenia, a ona zaczęła go bić. Ten ból był niczym w porównaniu z tamtym, gdy widziałam jak się razem zabawiają. Victoria biła i kaleczyła Cinnę po twarzy, torsie, rękach i plecach. Zaczęłam wrzeszczeć z płaczem, aby go zostawiła, jednak tylko wzmogła bicie. Wkrótce ciało Cinny pokryte  było licznymi pręgami z których ciekła krew, a on nawet nie drgnął patrząc wciąż na mnie. Związana zaczęłam się wyrywać i błagać Victorię by dała mu wreszcie spokój.
  Nagle poczułam senność. Przykuta linami spuściłam głowę i po prostu zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz