sobota, 12 lipca 2014

Od Cassandry

 Wszystko mnie bolało, a najbardziej nadgarstki i nie pamiętałam wiele, jednak gdy tylko otworzyłam oczy wyszeptałam imię mojego ukochanego. Rozglądnęłam się roztargniona po pokoju i chciałam wstać, gdy z kąta dobiegł mnie niski głos.
- Cassandro, radzę ci, lecz spokojnie.
Momentalnie na niego spojrzałam i uniosłam brwi. Doktor podszedł do mnie.
- Cześć Cass, jestem Raily i proszę zwracaj się tak do mnie.
Skinęłam głową patrząc na niego zdumiona. Lekarz - wampir, a w dodatku taki miły... Nie wiedziałam, że niektóre pijawki potrafią być takie sympatyczne.
Doktor Raily jakby odgadł moje myśli i uśmiechnął się lekko.
- Zapewniam cię Cassandro, że potrafię opanować mord i łaknienie krwi.
Uśmiechnęłam się lekko rozbawiona, jednak zaraz zmarkotniałam.
- Gdzie jest Cinna?
- Cinna...? Ach tak ten Cinna, przywódca tutejszego stada wilków.
Skinęłam głową.
- Jest na sali pooperacyjnej.
Jęknęłam cicho.
- Wyjdzie z tego?
Lekarz smutno pokiwał głową.
- Tak, niewątpliwie zadane mu było mnóstwo ran z wyjątkowo morderczej broni, która w dodatku została nasączona w maści, która ma osłabiać gojenie się ran i wspomagać wypływ krwi. Lecz zszyliśmy poważniejsze i opatrzyliśmy mniejsze. Myślę, że da radę.
Skinęłam nerwowo głową.
- Jak się czuje?
- Pytał o ciebie zanim stracił zasnął. Jego organizm jest bardzo wyczerpany i musi bardzo dużo odpoczywać...
Serce boleśnie szarpnęło mi się w piersi. Teraz wszystko poskładało się w jeden logiczny element. Ale ja byłam głupia... Może Cinna naprawdę zerwał ze mną, by mnie chronić, ale potem jego umysłem zawładnęła ta ruda pinda... Aż się wzdrygnęłam na jej myśl. Nienawidziłam jej całym sercem!
Teraz wyraźnie uspokojona o Cinnę, zapytałam.
- A moja siostra? Jest tu?
Raily uśmiechnął się.
- Wyszła już. To twarda bestia. Oczywiście trochę jej pomogłem.
Uniosłam brwi, ale już nie dociekałam co znaczy to "trochę".
- Była tu?
Pokręcił głową.
- Odkąd wyszła, a zatem parę dni temu nie pojawiła się w szpitalu.
Lekko zmarkotniałam, jednak wytłumaczyłam sobie jej brak obecności, jakimiś innymi ważnymi sprawami, które musiały ją zatrzymać. W końcu nie byłam małym dzidziusiem i nie potrzebowałam mamy do siedzenia ze mną.
- Był tu ten chłopak, chyba wasz wspólny przyjaciel... Joe. Siedział przy tobie chwilę, a potem poszedł.
Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie Joego, a potem spytałam.
- Kto nas wyciągnął z tego... budynku?
Wszystko powoli mi się przypominało, jednak nie było to przyjemne. Z każdą nowinką serce rozdzierało mi się coraz bardziej.
- Ten Joe i jakaś kobieta która nazywała się... bodajże Kate Moretz przywieźli was tu.
Uśmiechnęłam się lekko i opadłam na poduszki.
  Gdy lekarz wychodził, zapytałam jeszcze.
- Raily?
- Hmm...? - odwrócił się.
- Kiedy stąd wyjdę?
- Za parę dni. Jesteś aniołem, twój organizm szybko leczy rany.
Skinęłam mu z podziękowaniem, a gdy wyszedł uważnie oglądałam rany na nadgarstkach, które zadała mi Victoria swoim podręcznym nożykiem. Nigdy nie zapomnę tego bólu... Jednak gorszy niż ból fizyczny, był ten psychiczny gdy zmuszała Cinnę do zabawiania się ze sobą, a potem go katowała. Pieprzona suka... Ruda pinda....
  W końcu zmęczona zasnęłam, myśląc, aby jak najszybciej wyzdrowieć i spotkać się z bliskimi... A szczególnie Cinną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz