wtorek, 15 lipca 2014

Od Willa

 Siedziałem pod drzewem wpatrując się w ciemność. Zaczęło lać, ale nie przejmowałem się. Moje myśli mimowolnie błądziły wokół Elise. Wiedziałem, że jest teraz u jednego ze swych wilczych kumpli. Nie wiem czego się domyślał - ale na pewno nie tego kim jestem i z jakiego powodu chce... a raczej nie chce zabić Elise. Byłem mu wdzięczny, że zamknął ją w tym pokoju. Choć większość  mózgu chciała ją zabić... Ta jedna maleńka część radowała się, że nie ma jej w moim zasięgu.  Bałem się jednak, że gdy wpadnę w trans, to i tak ją zabiję. Wilkołaki, ani zamknięte drzwi nie stanowiły dla mnie najmniejszej przeszkody - nie wiedziałem czy August zdawał sobie z tego sprawę - jednak istniała szansa, że jej nic nie zrobię...
  Potem straciłem panowanie nad sobą. Szedłem nieugięty z zieloną poświatą w oczach. Czułem, jak mój tatuaż pulsuje. Nieliczni przechodnie, którzy w taką pogodę i o takiej porze przemierzali ulicę, pierzchli na mój widok. Wreszcie nie wytrzymałem i sprawiłem, że starszy facet gapiąc się na mnie bezczelnie potknął się jakby nigdy nic i upadł centralnie skronią o ostry czubek kamienia. Krew trysnęła, a ja obojętnie przeszedłem nad nim. Przystanąłem jeszcze i przewróciłem go na plecy czarnym czubkiem buta NB. Potem ruszyłem przed siebie. W mojej drugiej osobie, gdzieś tam daleko przeprowadzałem go już na drugą stronę.    To gdzie się znajdowałem, podczas przeprowadzania ustalałem ja. Mogłem zostać tu na Ziemi - tam moje "lustrzane odbicie" przeprowadzi go normalnie. Bez zbędnych pogaduszek. Można by to nazwać oprogramowaniem. No bo przecież zwariowałbym zaiste, gdybym co dziennie miał przenosić wszystkich umarłych z całej Ameryki Północnej.
   Idąc dalej zobaczyłem w jakimś zaułku łkającą i skuloną prostytutkę. Widząc po jej śladach na ciele i krwi wypływającej bokiem została dość brutalnie zgwałcona. Nie było sensu jej wieść do szpitala - czułem, że powoli umiera. Wiedząc, że i tak się do niczego nie przyda pochyliłem nad nią i wyciągnąłem parę okrutnych i bolesnych wspomnień. Znacznie wzmocniony i posilony ruszyłem do baru.
  Niespodziewanie obok mnie pojawił się Lee. Przez chwilę patrzyłem na niego jeszcze pod wpływem tej nieznanej siły, ale opuściła mnie szybko. Z ulgą opadłem na oparcie i mruknąłem.
- Mógłbyś się zjawiać nie tak nagle?
Parsknął śmiechem. Mrugnął do ładnej dziewczynie za barem a ona zarumieniła się zerkając to na mnie to na niego. Lee przyjrzał mi się.
- Wróciłeś "do siebie" ?
Skinąłem smętnie głową.
- Jak to się stało? - spytał przyglądając się badawczo.
Westchnąłem, wiedząc, że i tak muszę powiedzieć mu prawdę.
- Całowałem się z Elise... - mruknąłem tylko. Spodziewałem się na jakiś jęk, bądź stwierdzenie "Znowu to samo", ale nic takiego się nie wydarzyło. Uśmiechnął się lekko. Zaskoczony zerknąłem na niego, a on powiedział.
- Słuchaj... Znalazłem sposób, abyś się nie... rozpadł, o!
Momentalnie się ożywiłem, choć nie okazywałem tego po sobie.
- Tak? - spytałem leniwie przeciągając ręką po zaroście - No to mów.
Nachylił się do mnie i powiedział.
- Posłuchaj. Tu wcale nie chodzi o to, że rozlatujesz się przez te ludzie uczucia. Mylnie to obaj zinterpretowaliśmy... Czytałem trochę... Szperałem tu i tam - uśmiechnął się lekko - Will, tu chodzi o niestałość. Jesteśmy honorowymi istotami. Nie możesz się całować... tak... "pusto". Jest to dosyć skomplikowane. Przy zwykłej zabawie z kobietą, nie podchodzi to pod regułę, jeśli np. taki osobnik jak ty czy ja, chcę tylko zabawić i nic dla niego to nie znaczy. Jeśli jednak jest coś więcej...  Nie możesz się całować, jeśli nie wiesz czy coś czujesz do osoby którą całujesz, rozumiesz? Albo ją kocham... Albo nie! Nie możesz  tego robić z kobietą która cię nie kocha, lub nie jest pewna czy nie dopuszcza do siebie myśli, rozumiesz?
- Ale parę dni temu gdy ją w tej kuchni całowałem, nie odczułem tego, że jeszcze bardziej się rozsypuje... wręcz przeciwnie - szepnąłem.
- Bo coś się zmieniło - odparł z błyskiem w oku - To Elise sprawiała, że się rozpadałeś. Bo walczyła ze sobą, aby nie dopuścić do siebie żadnych uczuć. A wtedy jestem pewny, że przez jeden krótki moment... - nie musiał dokańczać. Wiedziałem o co mu chodziło. Rozbłysła we mnie nadzieja.
- Stary, ale...
- Jak? Posłuchaj. Nie będę się z tobą kłócić, czy się w niej zabujałeś czy nie. Jednak jeśli ona szybko nie wyzna ci miłości, to naprawdę się rozlecisz.
Parsknąłem śmiechem.
- Elise Grace Evest prędzej  by pozwoliła, abym rozpadł się na jej oczach, niż powiedziała mi, że mnie kocha - mrugnąłem po niemu, po czym westchnąłem - Także możesz być pewny, że się rozpadnę w ciągu następnych tygodni. Po za tym jest jeszcze jeden problem....
Nie byłem pewny, czy powiedzieć mu najpierw o tym śnie, rozkazach, a potem o tej dziwnej sile, która kazała mi zabić Elise. Jednak wreszcie się przełamałem i opowiedziałem mu wszystko przygnębiony ze szczegółami. Lee był wstrząśnięty.
- Pierwsze słyszę, aby coś takiego miało miejsce... - szepnął.
Spojrzałem żałośnie w zawartość drinka.
- I co teraz?
- Spróbuję się dowiedzieć o co chodzi.
Uśmiechnąłem się kwaśno.
- Oby szybko stary... Oby szybko. To robi się coraz bardziej niebezpieczne.
Wkrótce pożegnałem się z nim i ruszyłem już pustym chodnikiem. Deszcz zacinał, ale mi to nie przeszkadzało. Wszystko cholernie się skomplikowało, a ja sam musiałem to odkręcić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz