niedziela, 16 lutego 2014

Od Blaeberry

 Stałam w kuchni i rozglądałam się radośnie. To była moja kuchnia.. Moja kuchnia którą sama wybrałam... To były moje szafki, moja podłoga, moja lodówka, mój piekarnik, moja zmywarka.
  Ogólnie wszystko było moje. Dom też.
Ale najważniejsze było to, że mój był Bruno.
- I jak? Podoba ci się? - Zamruczał mi do ucha i odgarnął mi włosy całując mnie w kark.
- No ba!! - Odwróciłam się z uśmiechem. - Bruno jesteś genialny. Nawet nie wiesz jak cię kocham!
Pocałowałam go delikatnie i odsunęłam się.
 Naprawdę Bruno był genialny. Porozmawiał z ojcem i po długiej debacie, ten zadecydował, że obejmiemy władzę nad państwem dopiero za trzy lata.
 Ależ byłam szczęśliwa. Mogliśmy mieć normalny dom przez 3 lata!
Przylgnęłam do Bruna i uśmiechnęłam się. Patrzył niespokojnie na zegarek.
- No idź, już idź jak musisz... - Powiedziałam.
Popatrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ale...
- No idź. Wiem, że chcesz. Będę na ciebie czekać wieczorem. - Dodałam mu uwodzicielsko do ucha, a on patrzył na mnie ze szczęściem oczach. Pocałował mnie w obie dłonie, a potem usta i powiedział.
- Przyjdę najwcześniej jak się da. - Obiecał i już go nie było.
   Uśmiechnęłam się lekko i zaparzyłam sobie herbaty.
Ten dom należał do zmarłej ciotki Bruna. Przepisała go na niego, bo nie miała nikogo innego.
Był naprawdę piękny. Zbudowany w stylu renesansowym. W salonie palił się ogień w kominku, a niedźwiedzia, miękka skóra leżała przed nim na brązowych panelach. 
  Ogólnie unosiła się tu aura szczęścia, dobra i miłości.
Inspirowała mnie ta ciotka... Ciekawe kim była... Co robiła?
  Wiedziałam jedno. Chciałam tu zostać tak długo, jak to było możliwe.
 Wieczorem, gdy słońce zaczęło zachodzić rozsiadłam się wygodnie w fotelu popijając kolejną herbatę. Miałam dziką ochotę na oliwki...
  Położyłam sobie dłoń na brzuchu i szepnęłam z czułością.
- Musisz poczekać mały... Tatuś jeszcze nie wrócił do domu.
   Sięgnęłam po komórkę i wystukałam sms-a do Bruna "Kup oliwki".
 Bawiłam się telefonem który dostałam od Bruna. Objaśnił mi wszystkie tajniki "cywilizacji". W cale nie tęskniłam za Kennie.
  Szczerze powiedziawszy, tu mi się bardziej podobało. Telewizory, prąd (nie magiczny), telefony, komputery, samochody... To wszystko było wspaniale.
  Jadąc tak po kontaktach zauważyłam numer.
Otworzyłam szerzej oczy. Nie pamiętam, żebym brała jakiś numer od jakieś Gemmy Winchester.
  A potem sobie przypomniałam kto to.
Gemma = Elanor.
 Uśmiechnęłam się lekko. Podczas spotkania we Włoszech wstukała mi numer na odchodne, a ja zupełnie o tym zapomniałam.
 Postanowiłam do niej zadzwonić. A co tam...!
Odebrała po trzecim sygnale. Głos jej się łamał.
- Halo? - zapytała cicho.
- Elanor?
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza i słyszałam tylko jakiś szum i plusk.
- Przepraszam cię Blae.  Miałam pewien problem... Ale już nic. Możemy rozmawiać. No to co tam?
- Czy ty się dobrze czujesz, El? - zapytałam zaniepokojona.
- Ym... T-tak... N-nie. - Odparła zrezygnowana.
- Co się stało? - zapytałam mrużąc oczy.
- Wymiotuje od paru dni, jest mi nie dobrze i takie tam. To pewnie tylko grypa żołądkowa...
Grypa żołądkowa...
Malec  się poruszył. Instynktownie położyłam na brzuchu rękę.
- Blea? - odezwała się El po chwili ciszy. Uśmiechnęłam się na jej nietypową odmianę mojego imienia.
- Wszystko w porządku tylko...
- Tylko co?
- No widzisz. Jestem w ciąży.
Przez chwilę panował jakiś szmer, a po chwili Elanor krzyknęła.
- To wspaniale! W którym miesiącu jesteś?
Zagryzłam wargi. Sama już zdążyłam zauważyć, że moje dziecko rozwijało się szybciej.
Powinnam być w pierwszym miesiącu. Wyglądałam na drugi.
- W pierwszym.
- Gratuluje. Jak tylko się urodzi, to wpadnę do ciebie dobrze?
Uśmiechnęłam się lekko.
- Jasne.
Moje wewnętrzne "ja" zastanawiało się czy powiedzieć jej o Peterze....
- El... Bo właśnie....
- Co właśnie?
- Peter.... - wyrwało mi się zanim zdążyłam się ugryźć w język.
- Co Peter? - nie zrozumiała.
Co ja mam teraz zrobić?! Powiedzieć jej?! Niby co?! "Słuchaj, twój chłopak czuwa nad Anielskim prawem"   I tak by nie uwierzyła.
Nie chciałam jej  - nie - mówić, ale musiałam.
- Pewnie cię kocha.
- No... Pewnie tak. - Uśmiechnęła się lekko.
 Usłyszałam jak ktoś wchodzi do drzwi.
No na reszcie wrócił Bruno.
Podniosłam się, żeby go przywitać.
Ktoś wszedł do środka.
I to nie był Bruno...
 Camilla.






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz