czwartek, 20 lutego 2014

Od Blaeberry

 Siedziałam po turecku na łóżko, a Bruno masował mi plecy. Wyprężyłam się z jęknięciem za kolejnym jego dotykiem.
 Pocałował mnie w kark.
- Musisz mieć jakąś przyjemność... W końcu nosisz w  sobie anielskie dziecko...
  Żyłam w jednej, wielkiej niewiedzy. Nie wiedziałam, czy to chłopiec czy dziewczynka. Bruno mi wytłumaczył, że takim nadludzkim dzieciom nie da się zrobić USG, bo po 1 - jaki lekarz się nie przerazi gdy zobaczy promieniującą "łunę" (czyt. powiedział Bruno) bądź dziecko 3 razy szybciej rozwijające się od zwyczajnego? 
  Po 2 takim dzieciom nie wolno robić prześwietleń, ani żadnych innych takich rzeczy, ponieważ wszystkie urządzenia w pomieszczeniu przestaną działać (Bruno nie powiedział czemu)./
  Tak więc formalnie rzecz biorąc byłam w 20 tygodniu.
Tylko, że wyglądałam na 7 miesiąc...
  To nie było komfortowo. Bruno mówił, że uroczo wyglądam z tym brzuszkiem.
Sama niestety czułam się jak ciężarówa (czyt. gruba, stara, mamuśkowata i nieseksowna baba).
  Bruno przejechał mi palcem pod ramiączkiem stanika.
Natychmiast zareagowałam, zanim całkiem się rozkleiłam.
- Wiesz, że nie wolno.
Jego czarne oczy błysły. Nie wiedziałam co to było. Lecz zaraz zawiedziony odsunął się ode mnie.
- Dlaczego? - zapytał.
- Wszystkie gumki które założysz... Palą się momentalnie. Tak samo niezdrowo jest przyjmować tabletki w ciąży...  A tak w ogóle to nawet nie działają w zetknięciu z tobą.
  Bruno zaśmiał się cicho i pociągnął mnie do siebie.
- A kto powiedział, że będziemy w taki sposób...?
  Natychmiast zrozumiałam co mu chodzi po głowie.
- Nie! - roześmiałam się i walnęłam go lekko w klatę.
- Czemu? - bawił się moimi włosami.
- Po 1... To bardzo boli.
- Bolało cię już raz. Drugi raz może być tylko łatwiej.
- Bruno. - syknęłam ostrzegawczo. - to nie to samo.
- Ależ owszem. - odpowiedział beztrosko.
Wkurzyłam się.
- Tylko to ci chodzi po głowie! Cały czas cię nie ma, a jak wrócisz to tylko... O jednym myślisz. Nie chcesz nic ze mną zrobić.. Takiego... rozwojowego - dodałam widząc jego minę.
  Smutny popatrzył na mnie.
- Nic ci na to nie poradzę...
Jęknęłam zła i wstałam jednak Bruno pociągnął mnie za ręke.
- No dobra dobra. Nie musi być to... Ale jeszcze mam ręce... I język. - Uśmiechnął się szelmowsko.
Przewróciłam oczami.
-  Camilla jest za ścianą.
- Zaraz idzie  na spotkanie - odpowiedział szczerząc się i sadzając mnie sobie na kolana.
-Umówiłam się na herbatkę z... - Pisnęłam ze śmiechem gdy położył mnie na łóżku. - Z Elanor!
- Herbatka poczeka... - Wymruczał całując mnie po szyi.
Z udawanym westchnięciem zażenowania, ukrywając  zadowolenie pogłaskałam go po włosach.



                                                           ***



- Ciasto... To malinowe... Nie jednak... Czekoladowe. Tak... I to tego ptysie. I może jeszcze... O ten torcik z wisienką wygląda apetycznie! O... Bezy! Bezy, kocham bezy!  Tylko waniliowe, nie lubię truskawkowych. Ach! Rurki z kremem! Uwielbiam rurki  z kremem!
 Kelnerka która zapisywała wszystko z potem na czole i wielkimi oczyma odeszła w pośpiechu, zapewne z lękiem przed następnym moim kaprysem (Nie rozumiałam jej. Przecież klient... To pieniądz. Tak czy nie?).
  Elanor podrapała się po głowie. Spędziłam w jej domu kilkanaście minut wmawiając upartemu Peterowi, że nie jest obłożnie chora i może się ruszać, a potem wyrwałam ją z otoczenia gdzie co chwile dzwonił jakiś tam Jan, styliści, fotografowie itp. ( w tym dietetycy!!).
- Wiem, że jesteś w ciąży i masz apetyt... Ale żeby... Aż taki?
 Otworzyła szerzej oczy.
Wzruszyłam ramionami.
- Jak powiedziałaś jestem w ciąży. Wszystko mi wolno. Chcę, żeby moje dziecko było szczęśliwe.
Poklepałam z uśmiechem brzuch.
  Ela jakby trochę się skuliła.
- Tak. - Skierowałam na nią oskarżycielsko palec ubrudzony bitą śmietaną. - Ty stosujesz jakieś diety, jesz ziela i pozwalasz wchodzić sobie na głowę temu Jack'owi czy jak mu tam...
- Janowi. - przypomniała, a po chwili dodała. - Jestem przecież modelką. Muszę zachować figurę.
Machnęłam ręką.
- Potem będziesz zachowywać. Teraz ciesz się z życia... A tak w ogóle. Wiesz, że puszyste modelki też mają popyt?
 Elanor po chwili wahania wzruszyła ramionami i ukradła mi ciasteczko z posypką i polewą czekalodową.
- Ej! - roześmiałam się, gdy wpakowała je sobie do ust.
- Naprawdę dobre. - Wymamrotała wycierając dłoń o dłoń.
Posłałam jej szeroki uśmiech.
- I to rozumiem. Może tego nie czujesz, ale twoje baby właśnie ze szczęścia turla się w brzuchu.
Roześmiała się i powiedziała.
- Tak. Na pewno nie czuję.
Odgryzłam kolejny kęs i zapytałam.
- Wiesz już czy chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka. - Uśmiechnęła się lekko i na moment zamilkła z uśmieszkiem przypominając coś sobie chyba.
- Jakie imię wybraliście? - Skubnęłam wisienkę.
- Akkie. - odparła w zamyśleniu.
- Akkie... Ładnie...
- A jak tam Joel? - zapytała nagle udając obojętność.
Przyjrzałam jej się badawczo, a po chwili dodałam.
- Dobrze. - Powiedziałam, a po dłuższej chwili dodałam. -  Dzwonił ostatnio. Tea gorzej się czuje. Wymiotuje i ma zawroty głowy. Wrócą za tydzień.
- Może jest w ciąży. - Powiedziała cicho El wbijając wzrok w kelnerkę która podała resztę moich zamówień, a ja zabrałam się do nich z ochotą.
- Może... - Oblizałam palca z karmelu. - Ale równie dobrze może być na serio chora. Są w San Francisco. Zupełnie inny klimat.
- Rozumiem. - Pogłaskała się po brzuchu i uśmiechnęła się.- Nie mogę się jej doczekać.
- Ciekawe do kogo będzie podobna. Do Petera czy do ciebie? - uśmiechnęłam się radośnie, a jej nagle mina zrzedła, a na twarz wystąpił rumieniec.
- Coś nie tak? - zapytałam zaniepokojona.
- Nie, wszystko w porządku. - Zapewniła mnie.
Uniosłam brew.
- Rozumiem... Peter nie jest ojcem...
- Nie no coś ty! Nie zdradziłabym go. - Powiedziała powoli patrząc się w sufit.
Mrugnęłam do niej.
- To całe szczęście. Pamiętaj, nic tak nie boli jak zdrada.
  Nie wiedziałam czemu, przez cały wieczór była lekko przygnębiona. Postanowiłam jej już nie męczyć, aby mogła zostać sama ze swoimi myślami i niczego nie ukrywać.
  Pożegnałam się z nią koło dwudziestej i umówiłam na za tydzień. Chyba naprawdę zaczynałam ją lubić.





















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz