czwartek, 6 lutego 2014

Od Teaurine

No znów myślałam że to sen ale woda mnie doprowadziła do stanu normalnego człowieka. Poleczyła rany na rękach ale dalej były widoczne. Bałam się że mogę go naprawdę stracić. Ale bałam się też zasnąć, bo sen może wrócić... Po wtuleniu w Joela od razu zasnęłam. Byłam szczęśliwa, że jest ze mną.


Czuję przenikliwe kłucie w lewej skroni. Ból nie do zniesienia. Potem palenie. Całe plecy były poparzone. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale po chwili... doszło do mnie, że stoję w samym środku jakiejś dziczy. Byłam zaskoczona ale i spokojna. Nie ruszałam się, wsłuchiwałam w drzewa. Ktoś nadepnął na cieniutką, suchą gałązkę i wyskoczył z krzaków. Był to Joel a za nimi wyszli strażnicy. 
  Co czułam? Poddenerwowanie, strach i przerażenie, ale jednocześnie gdzieś tam wiedziałam że to tylko SEN. Co mi po tym małym cichutkim głosiku który mówił że to właśnie nie jest realne, to wytwór mojej wyobraźni... Ale nie chciałam słuchać. Strażnicy trzymali w rękach łuki jak i Joel. 
-Joel... Co się dzieje?-Spojrzałam na niego z ulgą. 
Chciałam do niego podejść, ale przed nosem ujrzałam łuk ze strzałą. Było pewnie, najpewniejsze, że chciał mnie zabić. Lub po prostu strzelić.
-ODSUŃ SIĘ!
Krzyczał.
-Joel o co chodzi?!
-Zniszczyłaś Kennie swoimi mocami! MUSISZ UMRZEĆ! 
-Joel... Ale...!
Wycelował, i strzelił w serce. Jego uśmiech... Ból... I znów ciemność. 


Otworzyłam oczy. Było jasno a ja byłam wtulona w Joela. Czułam że ściskałam go jak najmocniej potrafiłam, ale on pewnie tego nie czuł. Spał... Odetchnęłam  ulgą. Odgarnęłam włosy z twarzy i wplotłam mu we włosy palce. Przytuliłam go mocniej i westchnęłam. W środku wiedziałam że to moja wina. Gdyby nie ja, doszłoby do ślubu i byłby szczęśliwy, ale ja go po prostu za bardzo kochałam by tego nie robić... Byłam idiotką, ale no cóż... Kochałam go... Byłam przerażona koszmarem... No i tym... że mogę stracić Joela w każdej chwili... Nie wiem co bym bez niego zrobiła...
  Pogładził mnie po policzku. Chyba wiedział już że się obudziłam. Aż tak się wierciłam? Może przez to zasnął dopiero teraz?
Podciągnęłam się i pocałowałam go delikatnie. Uśmiechnął się szeroko jakbym dała jakiemuś małemu dziecku cukierka o którym marzył.
-Jesteś głodna?
-Nie... -Ziewnęłam.
-Jest dwunasta a ty dalej jesteś śpiąca?
-Nie spałam od tygodnia, tylko zasnęłam raz na godzinę. Dziwisz się?-Uśmiechnęłam się. -Nikt tu mnie nie znajdzie? Znowu będziesz miał przeze mnie kłopoty...
-Nie. Przez Ciebie? Oszalałaś chyba. To ja cały czas Cię we wszystko pakuję... Gdyby nie ja to byś normalnie i spokojnie żyła...
-Nie wygłupiaj się. Ja mam takie samo zdanie ale sobie.
Pocałował mnie nagle. Jego usta działały na mnie kojąco... Kiedy był przy mnie czułam się bezpiecznie i sam Joel tamował wszystkie bóle...
-Czekaj,czekaj... dwunasta?!
Zaśmiał się pod nosem.
-Jak nie spałaś od tygodnia to pewnie chciałabyś go odespać.To oczywiste że obudziłaś się tak późno.
-Dobrze, że nie o czternastej.-Mruknęłam.
-Pokażesz mi te rany? Trzeba coś z nimi zrobić...
-Nie ma potrzeby...
-Jest. Teraz to nie zabawa, muszę je zobaczyć.
-Jedna jest tylko na nodze, druga na brzuchu a kilka małych na rękach. Woda załagodziła sprawę.
-Uleczyła Cię?
-Nie do końca, ale próbowała. Dzięki niej aż tak teraz nie boli. Zostaw je... Same się zagoją.
-Nie.. Nie zagoją się same.
-Joel... Daj spokój.
-Pokaż.
  Zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się histerycznie śmiać a on nie przestawał. I tym sposobem, dostał się do mojego brzucha gdzie zobaczył ranę.
  Kiedy miałam  opuścić koszulkę która była na mnie i tak za duża, on mnie pocałował. Cholerny pocałunek...
-Spokojnie... Tylko chcę zobaczyć. -Spojrzał mi w oczy.
-Chcesz mnie zahipnotyzować?-Parsknęłam.
-A nie zrobiłem tego? Gdyby nie pocałunek rzucałabyś się żeby zasłonić ranę.
-Widać pocałunek działa tak samo na mnie jak na ciebie.
   Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na ranę.
-To nie jest normalne... Musisz to wyleczyć... Musimy dać sobie z tym radę. Możesz użyć wody do tego?
-Straciłam moc wody wchodząc do świata ludzi. Musiałam wybrać tylko jedną. Wiatr...
-Ale uleczyła Cię...
-Częściowo. Woda jeszcze musi dotrzeć do mojego organizmu... wtedy moje rany powoli zaczną znikać.
-To dobrze. Wiesz jak się o Ciebie bałem?
-Jasne. -Zaśmiałam się.
    Byłam tak niska, że musiałam się podciągnąć wysoko żeby na niego patrzeć w prost. Gdybym stała, nigdy by mi się to nie udało, ale kiedy leżeliśmy na łóżku, było to możliwe. A co do za dużej na mnie bluzki? Lubiłam takie. Nie lubiłam właśnie bluzek które były idealnie na mój rozmiar. Uwielbiałam chodzić w takich koszulkach.
    Ja bałam się najbardziej. O co? O to, że nigdy mogę nie zobaczyć Joela i nigdy go nie móc przytulić, po prostu z nim być. Bałam się, że ożeni się z jakąś dziewczyną i przestanie się mną interesować... Nie wiem co bym wtedy robiła, czuję się przy Joelu jakbym odnalazła drugą połówkę...

(Dokończ Joel)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz