poniedziałek, 3 lutego 2014

Od Elanor

Wieczór panieński postanowiłam spędzić sama w lesie. Osiodłałam Jagodę i pogalopowałam na niej w puszczę. Oddaliłam się kilka kilometrów od wioski. Zatrzymałam się na polanie. Zsiadłam z Jagody i usiadłam pod drzewem na kamieniu. Była północ. Spojrzałam się w gwiazdy.
-A więc wszystkiego najlepszego.-powiedziałam do siebie.
Dziś.. nie tylko miałam poślubić Dymitra.. dziś także były moje osiemnaste urodziny. Jednak.. tylko ja o nich pamiętałam.
Nagle usłyszałam wycie wilka. Wstałam lekko wystraszona. Wycie dobiegło.. z bliska. Rozejrzałam się. jagoda zaczęła się denerwować.
-Spokojnie mała.-pogłaskałam ja po grzbiecie.
Nagle z krzaków po drugiej stronie wyszedł wilk. Jagoda chciała uciec jednak ja przetrzymałam.
-Elanor. Wszystkiego najlepszego-usłyszałam głos w głowie.
-Co jest..-powiedziałam i rozejrzałam się.
Wilk wskoczył na kamień na którym siedziałam wcześniej. był przepiękny. Jego czarna sierść błyszczała w świetle księżyca.
-Elanor.. nie masz się czego bać. -usłyszałam znowu ten głos.
Czy to.. wilk mówił do mnie? Czy się bałam? Nie.. czułam.. nienaturalny spokój.
-Ty mówisz?-zapytałam.
-Oczywiście że mówię. 
-Kim jesteś?
-Znasz mnie. 
Spojrzałam się na zwierze zdezorientowana.
-Chłopak ze snów. -wyznałam...
Nie wiedziałam skąd to wiem.
-Nie pamiętasz mnie ale znaliśmy się także przedtem. 
Byłam zdezorientowana.
-Znaliśmy się jeszcze z dzieciństwa. 
-Jak masz na imię?
-Wiesz to.
Skupiłam się chwilę.
-Peter.-powiedziałam co i mnie zaskoczyło.
-Zgadza się.
Nagle.. zamiast wilka... na kamieniu stał chłopak.
Podszedł do mnie.
Nagle... zobaczyłam.. no nie wiem. Obrazy?
Przed moimi oczami stanął obraz kiedy małą dziewczynka.. może z 4 lata? i trochę starszy chłopczyk bawią się razem. Oboje wiedzieli że nie mogą się ze sobą bawić ale nie chcieli przestrzegać tej zasady bo bardzo się lubili.
-Peter... jak.. co się dzieje?
-Wróciłem. Obiecałem ci to.. tamtej nocy. Możesz nie pamiętać. Byłaś bardzo mała.
-Co cie tu sprowadza? Dlaczego wróciłeś?
-Po ciebie. Obiecałem ci że pokażę ci świat którego nie znałaś.
-Peter.. ale ja dziś wychodzę za maż.
-Wiem. Dlatego ucieknij ze mną.

image

-Nie mogę.
-Wiesz co dziś jest. Jeśli tu zostaniesz.. klątwa cię dopadnie.
-Nie pamiętam.. -zmrużyłam oczy.
-Nasze rodziny zostały przeklęte.. Na prawdę tego nie pamiętasz? Przez tę klątwę zginęli twoi rodzice.. i moi.
-Twoi zginęli?
-3 lata po twoich. W taki sam sposób. Zostaliśmy tylko ty i ja. musimy być razem.. uciec... Razem damy radę.
-Nie mogę! Nie ucieknę!
-Jak chcesz. .to twój wybór. Ale pamiętaj że będę zawsze przy tobie.
-Dobrze.
Peter był moim przyjacielem z dzieciństwa. Jego rodzice przyjaźnili się z moimi.. Nasi przodkowie.. stulecia temu.. zadarli z pewna czarownicą która przeklęła nasze rodziny. Potomek urodzony w pełnię umrze w kwiecie wieku. Moi rodzice umarli gdy mieli- mama 27 lat a tata 31... Jego rodzice umarli 3 lata po moich. Moja mam należała do jednej z kilku przeklętych rodzin.. tak samo jak tata Petera. Mój ojciec a mama Petera nie byli dotknięci klątwom.. jednak zginęli przez przypadek.. tak  samo jak moje rodzeństwo. Ja i Peter jako jedyni z naszego rodzeństwa byliśmy urodzeni w pełnie. Czyli to na nas spadła klątwa. I może się na nas skończyć.. jeśli zginiemy bez potomków... lub jeśli żadne z naszych dzieci nie urodzi się w pełnię.. Jednak to drugie było nie możliwe bo klątwa działa tak że.. jedno z dzieci zawsze się rodziło w pełnię. Pamiętałam jak mama mi mówiła.. zawsze przed snem żebym żyła jak najlepiej i bym zawsze dopinała swego bo nigdy nie wiadomo ile czasu mi zostało. Jednak nie mogłam tego zrobić bo musiałam wyjść za Dymitra.
-Będziesz dziś na moim ślubie? jako jedyny mój "krewny".. raczej tak zwany przyszywany krewny.. ale tylko ciebie znam tak długo.
-Oczywiście że będę jednak nie cieszy mnie to że będziesz nieszczęśliwa.
-I mnie też. Ale nie mogę uciec.
-Niby dlaczego?
-Bo po co? Klątwa i tak mnie dopadnie.. a do tego czasu przemęczę się w "szczęśliwym" związku małżeńskim. Nie zostało mi pewnie za dużo czasu. Albo..
-Albo co?
-Popełnię samobójstwo i zakończę klątwę po mojej linii rodzinnej.
-Nie zrobisz tego. Nie odejdziesz z tego świata beze mnie.
-Peter.. a co innego mogę zrobić? Jak nie będę miała dzieci.. nie ma możliwości by klątwa poszła dalej.
-To też jest pomysł. Obiecaj mi że nie zrobisz tego beze mnie. Jak już zrobimy to razem.
-Obiecuję.
Pocałowałam go w policzek.
-Robi się późno a ja muszę być wypoczęta. Jedziesz ze mną?
-Jak mogę.
-Nie przesadzaj.
Wsiadłam na Jagodę i spojrzałam.. na Petera.. już w postaci wilka. Uśmiechnęłam się. Wspomnienia.. które przez tyle lat był w mojej głowie za mgłą.. rozjaśniły się dziś. Przypomniałam sobie o klątwie o której prawie udałoby mi się zapomnieć oraz.. przypomniał mi się Peter. Czy nie mogłam dostać lepszego prezentu ślubnego? Wiem że mam na tym świecie bliska mi osobę która nie płakałaby nad moim grobem.. tylko leżał obok mnie w wiecznym odpoczynku. Kochałam Petera.... jak brata.
Ruszyliśmy w stronę wioski.
Po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Po cichu weszliśmy do domu. Umyłam się i przebrałam w piżamę. Wszyscy domownicy już dawno spali. Położyłam się na łóżku a Peter w postaci wilka wskoczył obok mnie i położył się.
-Dobranoc Peter.-pogłaskałam go.
-Dobranoc.-odpowiedział mi telepatycznie.
Ziewnęłam i prawie od razu zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz