środa, 5 lutego 2014

Od Joela

  Leżałem z ręką pod głową patrząc się w niebieski sufit. Tea przeciągnęła się we śnie i mruknęła coś.
Roześmiałem się cicho i pocałowałem ją w czoło.  Już dawno przestała być tylko przyjaciółką.
  Byłbym głupcem gdybym tak pomyślał. Moje życie bardzo się zmieniło od czasu gdy pojawiła się w nim Teaurine...
I Elanor.
Ale o niej nie chciałem myśleć. To sprawiało mi tylko ból. Ból, że jest niedaleko, a nie mogę jej dosięgnąć.
Pomyślałem też o Blae. Ciekawe co teraz robi? Jak się czuje?
Nieznana panika narastała w moim sercu. Czułem, że coś się za niedługo wydarzy.
 Po parudziesięciu minutach Tea się obudziła. Wyciągnęła się w moich ramionach.
- Miałam cudowny sen...
Mruknęła i położyła mi głowę na piersi. Pogłaskałem ją po włosach.
- Jaki?
Zapytałem zamyślony.
- Jego nie da się opisać. To trzeba pokazać.
- No to pokaż.
Przybliżyła się do mnie i pocałowała mnie delikatnie.
Po chwili zwykły  całus przerodził się w namiętny i gorący pocałunek. Przekręciłem się tak, że leżałem nad Teą, a ona mruczała jak kotka oplatając mnie nogami. Głaskała mnie po twarzy i po łopatkach. Wiedziałem, że muszę przestać. Ale jakoś nie dałem rady.
- Joel przestań..
Wymamrotała całując mnie coraz mocniej, a ja położyłem jej rękę na udzie.
- Nie dam rady... Ty to przerwij...
Powiedziałem. Mój umysł nie mógł się skupić. Gdy zobaczyłem biały pasek skóry między bluzką, a spodniami wiedziałem, że zaraz będzie za późno.
 Skupiłem całą siłę woli na to, by przestać ją dotykać. Niestety zapach lawendy nadal na mnie działał.
Teaurine znieruchomiała... Jakby przerażona.
Zaniepokojony pochyliłem się nad nią.
- Co się stało?
- Wiatr mówi...
- Co wiatr mówi?
- Uciekaj!
Pisnęła przerażona, jednak było już za późno.
 Poczułem jak coś rozrywa mi ramię.
W jednej sekundzie skończyłem na nogi i zobaczyłem ich.
Ojciec Sarah stał wraz z nią w tyle, a siedmiu ludzi z kuszami weszło do środka.
- Ty uciekaj!
Wrzasnąłem i zmieniłem się w lwa.
Walczyłem dzielnie. Jednak było ich za dużo na mnie jednego. Splątali mnie łańcuchami. Popatrzyłem prosto w oczy zadowolonego i wyniosłego ojca Sarah.
- Zabierzcie mnie. Ale uwolnijcie ją...
Podrapał się po brodzie.
- Kusząca propozycja... Ale chcę zobaczyć ja ta dziwka... Twoja kochanka. Patrzy na to, jak żenisz się z moją córką.
Przemieniłem się w człowieka i wysyczałem.
- Nie ożenię się z nią!
Wysyczałem.
- Ożenisz, ożenisz. Należysz do Sarah.
- Do nikogo nie należę. A już z pewnością nie do tej idiotki. A idąc za twoim tokiem myślenia, to należę tylko i wyłącznie do Tei.
Sarah piłowała sobie paznokcie pilniczkiem znudzona.
- Uważaj na słowa psie!
- Teraz psie? Będę twoim królem! Ciekawe czy ojciec wie co robisz.
- Nie wie. Żyje w słodkiej nieświadomości. Staruszek na stare lata traci rozum.
- Zamknij się!
Wysyczałem. Pieprzony, stary dziad.
- Sam sobie zostań królem! Ja tego nie potrzebuję!
- Chętnie... Ale niestety tak nie można.
Uśmiechnął się złośliwie po czym dodał - Zabrać go i ją. Joela przyszykować do ślubu i nie spuszczać z oczu. Tą puszczalską pannę zamknijcie w lochach.
Dość młody facet patrzył się cały czas na jej biust. Aż się we mnie gotowało.
- Szefie... Wystarczy zwykły pokój... Z łóżkiem. Zajmę się nią.
Uśmiechnął się do niej złowrogo.
Miałem ochotę go zabić!!
- Nawet nie próbuj mnie tknąć pieprzony gnojku!
- No no królewno  - Podszedł do niej i wsadził jej kosmyk za ucho. - Myślę, że tej nocy będziesz mnie tak nazywać tylko gdy dojdziesz...
Nie wiem, czy to co teraz czułem można było nazwać wściekłością. Wiedziałem, że jak tylko mnie uwolnią to go rozszarpię.
- Dość Samuel. Jest twoja. Rób sobie z nią co chcesz. Od dziś należy do ciebie, za dobrą służbę...
- Dziękuje panie... A... Papierek?
Uśmiechnął się do niej, a ja się przeraziłem gdy Amadeusz wyjął świecący się na złoto papier...
Wiedziałem co to znaczy. Jeśli on go podpisze... i ona też, a zmuszą ją na pewno... Będzie musiała do niego należeć. Jak rzecz. Nie będzie mogła odejść, jeśli on jej nie pozwoli. We wszystkim będzie musiała mu usługiwać.
Będzie po prostu musiała być jego niewolnicą.
- NIE! NIE RÓB JEJ TEGO! BŁAGAM!! - Załamany wyrywałem się z silnych objęć strażników. Próbowałem się znów przemienić, ale łańcuchy za bardzo mnie krępowały.
- Niczego nie podpiszę! Puśćcie go!  Zabierzcie mnie!
- TO w końcu się zdecyduj laleczko...  To czy on?
Tea zagryzła wargi i zamknęła oczy. Popatrzyła na mnie ze smutkiem.
- Muszę...
- Tea nie! I tak mnie zabiorą!
- I co z tego? Chcę wiedzieć, że zrobiłam wszystko co mogłam... Dajcie mi coś do pisania...
Wyrywałem się i rozpaczliwie sięgałem do niej.
  Nie widziałem czy to naprawdę podpisuje, bo stała tyłem. Kopnąłem w brzuch jednego strażnika, a w głowę drugiego i skoczyłem, by ją oderwać.
 Za późno.
Samuel śmiał się przeraźliwe. Ja upadłem na kolana patrząc bezradnie na jej podpis. Ona przybliżyła się do mnie i chciała mnie pocałować.
- Nic z tego panienko.
Powiedział ten dupek.
- Pozwól mi... Proszę... Ostatni raz....
- No dobra... I tak jesteś moja.
Zaśmiał się przeraźliwe. Tea przy mnie przyklękła i pocałowała mnie delikatnie.
- Będę z tobą...
Szepnęła.
- Idziemy.
Powiedział Samuel i wziął ją za ręke.
Wyszli...
- No ruszaj się.
Nie trzymali mnie bo i tak wiedzieli, że nie ucieknę.
Wpatrywałem się bezradnie w dokument.
Teraz chyba już nic nie można było zrobić...
Cały świat mi się zawalił na głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz