Dobra, było dobrze, ale szkoda że połowy zapomniałam. Nagle zabolał mnie brzuch. Miałam odruch wymiotny... Ale to nagle minęło. Może nie tak nagle? Może minęły minuty zanim ból zniknął?
-Hej, co Ci jest?
Usłyszałam głos Coin. Jednak nie była pijana, a kac jej nie dokuczał.
-Nic... Chce mi się wymiotować...
Znów mi się zachciało rzygnąć.
-Rzygnij sobie. -Poklepała mnie Coin po ramieniu. -Ulży Ci.
-Ta impreza była zajebista!-Krzyknęła Ross. Widać już wszystkie się budziły.
-No... Ale nie wiem czy nie jesteś...
-Zamknij się! -Wybuchłam. -Nie. Nie... Nie jestem. -Wymamrotałam.
I ból zniknął. Chęć zwymiotowania także.
-Dobra posprzątajmy tutaj. -Powiedziała Jade która (jak się okazało) nie spała.
-No, prawie się przespałyśmy ze sobą dziewczyny. -Zażartowała Coin.
-Nic nie pamiętam...
-Bo dość dużo wypiłaś. Jak i Kate. Dalej śpi. Kaca będzie miała jak nie wiem!-Uśmiechnęła się Jade.
-A dziś się hajtasz! Mam sukienkę dla ciebie! Idealna. Od najlepszego projektanta z Francji. -Powiedziała Coin sprzątając.
-Z Francji? Chyba na łeb upadłaś!
-Ale nie ja ją kupowałam.
-A kto?
-Twoja mama! Przecież była we Francji niedawno. Jak to ona, lubi podróżować a sukienki nie omieszkała kupić.
-Pewnie kosztowała miliony...
-Daj spokój. Mówiłam to jej a ona że z pieniędzmi u niej nie jest ciężko. Wiesz jak ona sobie radzi... Kasy ma w nadmiarze...
-Ale aż tyle?
-Twój ojciec się dołożył, jednak nie przyjdzie na ślub.
-To nie nowość. -Uśmiechnęłam się.
Ja i ojciec nigdy nie byliśmy blisko. Zawsze się mijaliśmy, tak jak mama z tatą. Nawet nie chciałam by przyjeżdżał. Nigdy się nie lubiliśmy.
-No ale masz nas! Twoja mama przyjdzie i Cię udekorujemy !
-Nie rób z niej choinki Coin. -Mruknęła Jade trzymając w ręku butelkę wina. -Niech wygląda zabójczo.
-My Ci to zapewnimy !
-Co wymyśliłaś Coin?-Spytała Ross kiedy weszła do salonu.
-Och! Sukienkę zobaczysz na koniec! Teraz makijaż!
-Mogę?-Spytała Jade.
Wszystkie wybałuszyłyśmy oczy. Nie było to normalne,że chciała mnie umalować.
-Ehm... Pewnie.-Uśmiechnięta Coin odpowiedziała i poszła obudzić śpiącą jeszcze Kate.
Jade odłożyła wino i poszła ze mną do nieznanego mi pokoju. Byłam w domu Coin i Jade wiele razy, ale ten pokój wydawał mi się świętością.
Był elegancki. Czysty jak u mało kogo... Była to wielgachna garderoba razem z wielką toaletką. Wielkie lustro z żarówkami jak za kulisami wielkiej gwiazdy...
-Usiądź.
-Nie wiedziałam, że...
-Och... Daj spokój. Jestem piękna i młoda... Malować też umiem.-Zaśmiała się.
Jade miała delikatny głos i urodę Francuzki tak jak Coin. Były siostrami, nigdy się nie kłóciły, ale były zupełnie inne. Różniły się od siebie i wyglądem, i charakterem. Jade to twarda baba, Coin także, ale jest delikatna jak róża. Kuje, ale jej płatki łatwo mogą spaść.
Zastanawiałam się nad tym, gdzie Joel ma mnie zabrać w noc poślubną. Pewnie mi nie powie...
-Pięknie wyglądasz. A to suknia...Miałam jej nie pokazywać, ale muszę.
Wyjęła z wielkiej szafy suknię.
-Cudowna...
Dotknęłam jej materiału. Jedwab... Miękka...
-Piękna,seksowna, ale subtelna.
-Zajebiste połączenie...-Parsknęłam.
-No! Teraz zrobię Ci fryzurę. A potem teleportujemy się na twój ślub! Załóż suknię, i wróć bo włosy czekają.
Nie widziałam jej tak podekscytowanej. Zawsze miała obojętną minę jak i zachowanie... Obojętność to jej drugie imię, ale widać nie jest taka straszna, bo zawsze chodziła w czarnych ciuchach. Albo ciemno zielonych lub różnych ciemnych.
Ciekawe co u Joela.... Chciałam już mieć wszystko z głowy i mieć tą noc poślubną... Jego....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz