wtorek, 18 lutego 2014

Od Blaeberry

 Nie wiem co tak naprawdę było większym szokiem. To, że zobaczyłam Camillę z walizką patrzącą na mnie z wyższością, czy to, że stanął za nią Bruno ze spokojnym trochę winnym wzrokiem.
  Przez chwilę trwała niezręczna cisza. Prowadziłam z Brunem telepatyczną rozmowę. Patrzył na mnie ze smutkiem i bezradnie wzruszał ramionami.
  Mi za to stawał nóż w kieszeni, gdy tylko Camilla się choć trochę poruszyła.
- Bruno, kotku... - Odwróciła się i zarzuciła mu rękę na szyję. - Może pokażesz mi gdzie jest moja sypialnia?
Wściekła odezwałam się po chwili.
- Tu nie ma twojej sypialni, bo to nasz dom.
Uśmiechnęła się z kpiną patrząc na mnie i powiedziała.
- Akurat.
- Słucham? Co ma znaczyć? - Wkurzyłam się nie na żarty.
- Jego się zapytaj... - Powiedziała słodko, mrugnęła i poszła do kuchni.
  Wbiłam paznokcie w poręcz kanapy.
- Wytłumacz mi to.
- Wytłumaczę... - Szepnął patrząc na mnie cały czas czujnie.
- Słucham. - Skrzyżowałam ręce na ramionach i tupałam demonstracyjnie nogą.
- Przeze mnie Camilla straciła dom..
- Przez... ciebie? - spytałam zaszokowana.
Wzruszył ramionami.
- Gdy byłem u niej...
- Byłeś u niej?! - Wrzasnęłam rozhisteryzowana. 
 Czułam piekące łzy pod powiekami. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Niestety, w tej sytuacji byłoby to hańbiące.
- Jej rodzice zaprosili mnie na kolacje. Zanim zdążyłem odmówić, jej matka rozłączyła się.
- O jakiś ty biedny... - Moje słowa ociekały ironią.
Bruno wbił spojrzenie w okno.
- Źle zrobiłem...
- O tak! Bardzo źle. Teraz sobie z tego zdajesz sprawę?
- Ech...
- Słucham dalej. - Powiedziałam, zagryzłam wargę i wpatrzyłam się gdzieś w punkt obok mnie.
- Jej rodzice... Nie zrozum mnie źle, ale... Mieli nadzieję, że  jesteśmy w... takim... obowiązkowym związku.
- Obowiązkowym...? - zapytałam szeptem zdezorientowana.
- Czyli... Nie kochamy się, ani nie śpimy ze sobą.
Zaszokowana nic nie powiedziałam, tylko się cofnęłam o krok, a Bruno ciągnął dalej.
- Myśleli, że spotykam się z ich córką... Że ją kocham... A gdy im powiedziałem stanowczo, acz grzecznie, że kocham cię i będziemy mieli dziecko, wpadli w kompletny szał. Wyrzucili Camille z domu i kazali jej samej szukać sobie męża.
  Dlatego to była moja wina. Bo gdybym tego nie powiedział mogłaby tam zostać... A potem pod wpływu impulsu... Zaproponowałem jej nasz dom...
  Bruno widząc w jakim jestem stanie pociągnął mnie. Ledwo się opierałam, ale był tak silny, że zamknął mnie w swoim uścisku.
- Nie było hoteli? Noclegowni? Mogłaby nawet na dworcu spać! Nienawidzę jej. - Rozbeczałam się jak małe dziecko, a Bruno z czułością  ścierał mi łzy.
- Cii maleńka... Tylko parę dni, aż sobie coś znajdzie. Nie będzie nam włazić w paradę... Obiecuję ci to..
Pocałował mnie delikatnie usta, a z drzwi nagle doszło chrząknięcie.
  Oderwałam się zmęczona od Bruna i popatrzyłam na "coś" a raczej "kogoś" kto wydał ten dźwięk.
Była to Camilla, która już obżerała się moimi orzeszkami.
Yhy... Już widzę jak nie będzie nam włazić w paradę..
Boże... Całe szczęście, że to tylko parę dni!!


                                                             ***
 Siedziałam w krępującej ciszy koło Camilli która żarła mojego batona. Nie odzywałam się zdegustowana. Bruno był... W "pracy" choć nadal nie chciał mi powiedzieć, gdzie na tak długo wychodził.
  Nagle coś we mnie drgnęło.
Właśnie... Bruna nie ma...
Jesteśmy same...
Chrząknęłam i szybko obmyśliłam pytanie.
- Jak długo znasz się z Brunem? - zapytałam niby od niechcenia bawiąc się guzikiem na bluzce.
- Hm... sześć lat temu będzie... Wtedy się poznaliśmy... I byliśmy parą.
 Drgnęłam. Bruno nigdy mi o tym nie wspominał.
- Byliście parą? - zapytałam obojętnie widząc, że ta wredota zapewne świetnie się bawi.
- Tak. Nie powiedział ci? To z nim miałam swój pierwszy raz, tak samo jak on ze mną. - Rzuciła mi złośliwe spojrzenie, a ja poczułam ukłucie zazdrości w sercu...
Ba! Miliony ukłuć zazdrości.
- Kochaliśmy się bardzo... Aż do momentu gdy skończyliśmy siedemnaście lat.... Bruno... Się zmienił. Zachowywał się inaczej... Potem zapewne, by do mnie wrócił, gdyby... - Popatrzyła na mnie z wyrzutem, a ja niemal skuliłam się wiedząc co zaraz powie.
- Gdyby nie ty...
Nagle do pokoju wpadła jakaś dziewczyna. Otworzyłam szerzej oczy, a Camilla skoczyła i przywitała się z nieznajomą.
- Vicky!! Jak dobrze cię widzieć. - Pocałowały się i usiadły na kanapie.
"Vicky" w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Gdy rzuciła "Przynieś mi coś do picia" oniemiała spełniłam jej rozkaz.
  Nagle zadzwonił telefon.
Wyrwałam się z dziwnej otumani i odebrałam.
  Z ulgą rozpoznałam głos El... a raczej Gemmy. Gemmy - El, nie ważne!!
Gdy dowiedziałam się, że jest w ciąży naprawdę się ucieszyłam. Nasze dzieci przyjdą na świat mniej więcej w tym samym wieku!
  Zdziwiłam się trochę, gdy zabroniła mi mówić o tym Joelowi, ale ok.
Jakże się ucieszyłam na spotkanie z nią.


                                                                ***
 - Jest aż taka wredna? - zapytała z ciekawością i niechęcią Ela.
- Uhm. - Powiedziałam smętnie i popiłam herbatę.
- A co na to... Bruno?
- Nic. Jest straszenie przyzwoity. To do niego byłoby wręcz niepodobne gdyby jej nie zaprosił.
- Rozumiem. Ale chyba też powinien to przedyskutować z tobą, racja?
- No... Powinien...
- Dobra, skoczmy ten przygnębiający temat! - roześmiałyśmy się.
- Ok, ok!
- Jak tam z twoim dzieckiem? - zapytała popijając kawę i popatrzyła na mój brzuch, nieco zaokrąglony.
- A... W miarę dobrze. - uśmiechnęłam się do niej, a potem dodałam szeptem. - Mam nadzieję, że to będzie chłopiec.
Ela roześmiała się.
- Dla mnie to obojętne. Byleby, by było zdrowe.
- Ciekawe do kogo będzie bardziej podobne. Do ciebie czy... Do Petera.
Nagle mina jej stężała. Wbiła wzrok w stolik.
Zaniepokojona zapytałam i złapałam jej dłoń.
- Coś nie tak powiedziałam? Wybacz...
- Nie, tylko.. Ach... - Uciekła wzrokiem. - Ostatnio czasami... gorzej się czuję.
- Ah... To normalne. Jak to w ciąży. - Uśmiechnęłam się do niej z otuchą, a ona zapytała obojętnie.
- Jak się bawi Joel z.. małżonką?
- Podobno świetnie. - Zrobiłam dość spory łyk.  - Ostatnio dzwonił.
- Gdzie spędzają miesiąc miodowy?
- W San Francisco. A raczej gdzieś koło tego. W jakimś lesie.
Roześmiała się nerwowo.
- To podobne do Joela.. Las... Cisza...
- Intymność. Rozumiem.
Roześmiałyśmy się, jednak Ela była coś nie w sosie.
- Wiesz co? Na siedzenie w kawiarni jak stare baby mamy jeszcze czas. Choć zabiorę cię do parku rozrywki.
- Do parku rozrywki?! - zapytała zdziwiona jednak ja już ją chwyciłam za ręke.
- Dobrze będzie, jak maluchy trochę powirują.
Roześmiałam się i poszłyśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz