wtorek, 25 lutego 2014

Od Teaurine

   Joel nie chciał tego dziecka, a przynajmniej ja tak czułam. Zgodził się tylko ze względu na mnie. Nie chciałam pozwolić by to maleństwo które siedzi we mnie i powolutku nabiera siły by zobaczyć swoją mamę, która uparła się i zaryzykowała swoje życie,najważniejszy w jej życiu związek, by uratować dziecko... Które w sumie według Joela, i wszystkich na około, mnie zabija. Kochałam Joela nad życie, najbardziej niż kogokolwiek dotąd,ale musiałam też uratować moje dziecko i je ochronić. Wiedziałam, że mój mąż mógłby zmusić mnie do usunięcia malucha, lub wymyślić coś by dopiąć swego i uratować mnie. Co bym wtedy czuła?Hmm... Pewnie wściekłość,szok... złość na Joela i tych którzy przyłożyli rękę do tego pomysłu. By zabić niewinne dziecko, niewinnego maluszka... Nawet nie wie co się dzieje. Joela nie obchodziło by to, że byłabym na niego wściekła,chociażby wieki. Dla niego liczy się tylko i wyłącznie moje zdrowie i bezpieczeństwo, nie chce mnie stracić... A ja jego. Jednak, dziecko też stało się w jakimś stopniu dla mnie ważne. Coin też ma takie samo zdanie jak Joel,ale mnie to nie obchodziło. Liczyło się bezpieczeństwo małej istotki która nie ma pojęcia o całym planie swojego ojca...



   Myślałam o tym co będzie jeśli pojawi się dziecko. Jak Joel je przyjmie, i jak na początku będzie je traktować? Może po prostu ode mnie odejdzie na jakiś czas, żeby poukładać wszystko... Z dzieckiem które chciało mnie zabić, być może wtedy bym już nie żyła... Nie mam pewności że przeżyję, ale muszę w to wierzyć. Wiedziałam że kiedy dziecko się pojawi, to z przyjemnością Ross się zajmie maluchem. Kochała dzieci, miała nawet jedno... Z nieprzyjemnego wypadku. Wracając... Bałam się o jedno... Że Joel może mnie zostawić. Po części wiedziałam, byłam wręcz pewna że mnie nie zostawi... Ale druga połowa mówiła co innego. Podejrzewała coś... Straszyła mnie ta gorsza wersja.
   Wyglądałam jak w 8 miesiącu ciąży, co było dla mnie szokiem. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, co z dzieckiem. Widząc w takim stanie Joela, stwierdziłam że nie będę mu robić takich ''akcji'' jak zdenerwowana matka widzi swojego syna który przyłazi o 2 w nocy. Jest dorosły, niech robi co chce. Wiem że dla niego ta sytuacja ze mną może być trudna, że chcę odejść... Że MUSZĘ odejść... Jak ja go kochałam... Ale musiałam uratować życie mojego i jego dziecka. I postanowiłam, że Joel nie będzie harował jak wół. Urodzę dziecko i będę studiować, i jednocześnie opiekować się dzieckiem. Ross będzie mi pomagać, na pewno nie będę siedziała w domu jak kura domowa z założonymi rękami. Pójdę na lekarza... dobra praca. Ale to dopiero wtedy, kiedy dziecko się urodzi i miesiąc po porodzie będę mogła iść na studia. Ross będzie wniebowzięta kiedy dowie się że będzie się opiekowała takim maleństwem. Opracowałam już wszystko, takie miałam plany. To będzie najlepsze rozwiązanie...
   Siedziałam w fotelu cała przytłoczona myślami. Nie wiedziałam jak to się wszystko skończy... Pożyjemy zobaczymy... W sumie... co do mnie z tym pożyciem to nie wiadomo czy to nie są ostatnie chwile.
Nagle, od ''tak sobie'' dosiadł się do mnie Joel. Przytulił mnie. Byłam w szoku. Od kiedy on tak sam z siebie mnie nie przytulił? Tęskniłam za nim... Nie wiedziałam czy się ode mnie oddala... Raz był, a raz nie.Huśtawka...
-Kochanie...
-Hm?-Mruknęłam cicho.
Westchnął.
-Wiem że... myślisz że się pogodziłem z tym... dzieckiem...
-Ale...?
Przewidziałam o co chciał spytać. Był zaskoczony, ale potem ciągnął...
-Coin powiedziała że jesteś strasznie słaba. Nie przeżyjesz... Masz 99% na to że...nie będziesz żyć. Poradziła mi żebyś... się zgodziła na usunięcie dziecka...
-Joel... Dam radę...
Miał racje. A raczej Coin ją miała. Nie dawałam rady... Jednak musiałam.
-Nie. Nie dasz. Ja to widzę... Męczysz się, a ja widząc że cierpisz... Nie mogę... Ja sam nie wytrzymuje myśli że może Cię zabraknąć.
-Joel... Nie mogę...
-Robię to tak delikatnie jak mogę... Nie utrudniaj...
Nagle wpadła Coin z Kate. Ona właśnie studiowała medycynę. Kiedyś. Teraz była najlepszym lekarzem w szpitalu, jak nam opowiadała z entuzjazmem Coin kiedy myślała że chcę to dziecko usunąć.
-I co?!
Joel pokręcił głową.
-SŁUCHAM?! TEA...!
Westchnęła. Wstrzymała się, i zamyśliła. Zamknęła oczy, otworzyła, i jakby zmieniła charaktery...zachowanie... Podejrzewałam, że to była jej moc. Potem za nią wleciała Jade.
-No, to Joel decyduj. Usuwamy czy nie?
-Nie możecie za mnie decydować!-Krzyknęłam.
-Umrzesz w ciągu dwóch tygodni!!! Nie pytami się ciebie o zdanie, tylko Joela! On w tym momencie decyduje! ROZUMIESZ?!
-Nie ma mowy!
Joel zbliżył się do mnie i wtulił mnie w siebie.
-Spokojnie Tea... Będzie dobrze...
Uspokajał mnie, ale ja nie mogłam inaczej... Byłam zdenerwowana.
-Dziecko jest coraz bardziej głodne, pochłaniasz za dużo jedzenia, tak samo jak ono kiedy chce jeść, po prostu Cię niszczy.-Powiedziała Jade, jakby to wszystko widziała.
-NIE MA MOWY!
Krzyczałam.
-Joel... proszę... zrób to. Nic jej nie będzie. Zobaczymy na jakim etapie jest dziecko... zdecydujesz czy będzie żyło... Czy chcesz tego by było z wami.
Joel wstał i spojrzał na mnie. Potem przykucnął, i spojrzał mi w oczy.
-Czekaj,czekaj... co chcesz teraz zrobić...?-Spytałam trochę zabawnie, Joel lekko sie uśmiechnął a potem...
Co było? Ciemność...





                                  * * *





-Nic Ci nie będzie. 
Usłyszałam głos. Małe sześcioletnie dziecko siedziało na konarze drzewa i patrzyło na mnie w cieniu. 
-Gdzie jestem?
-Śpisz. W swoim śnie. Postanowiłem Cię odwiedzić, zanim przyjdę na świat. Jestem twoim dzieckiem. Ale tajemnicą jest czy jestem chłopcem, czy dziewczynką. To ma być niespodzianka.
-A skąd wiesz że przeżyję?
-Nie wiem. Zaraz będziesz walczyć. Ktoś już czeka na ciebie po innej stronie. Tej ciemniejszej... Jest... straszna...
-Byłeś... -Załóżmy że jest chłopczykiem.-Byłeś tam?
-Tak. Ten Pan mnie zabrał. Mówił że jeśli przegrasz, zabierze Cię do siebie. Ale ja zostanę z tatą.
-Pan? Jaki Pan? O co chodzi?
-Nie wiesz tyle, ile ja lub tata. Nie możesz wiedzieć. 
-Dlaczego?
-Posłuchaj mnie lepiej... Nie pakuj się w to...
-Chcę Cię chronić, a nie wiem jak...
-Ty nie dasz mu rady. Tylko tata lub Coin mogą nas ochronić. Albo przyjaciel taty. A co do niego... Nie chciał mnie? Prawda?
-Chciał... Oczywiście że chciał...
-Nie kłam. Mam dobry słuch... Wiem i słyszałem co myślał, co mówił. Szkoda że tak o mnie myślał... Tak twierdził... 
-Nie znał Cię... Bał się o mnie. 
-Mały diabełek? No, zobaczy jak w przyszłości będę się z nim bawić. -Zaśmiał się. -Oczywiście, mówię to w żarcie! 
-Dlaczego... jesteś taki duży? Masz sześć lat?
-Tak. No bo widzisz... Mogę już z tobą normalnie rozmawiać... Chciałem porozmawiać.Bo z tatą nie mam o czym, nie chciałby. Ty tak. 
-Zaakceptuje Cię...
-A jeśli nie? Trudno. Dam radę. Wiedz że nie będę rósł jak normalne dziecko. Będę inny... Do 8 roku życia będę rósł szybko... Aż za. Więc nie martw się o mnie. 
-Dlatego ciąża przebiegła aż tak szybko?
-Taak... Martwiłaś się o mnie... Jednak widzisz, nic mi nie jest i nie będzie. Chciałbym poznać tatę... Jaki jest?
-Jest... Wspaniały... -Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam że będzie tak o niego pytać. -Nie możesz się doczekać spotkania z nim co?
-Chciałbym z nim już porozmawiać. Jednak, jeszcze tylko 7 miesięcy, i będę miał ok. 6 lat. Opowiem mu o tym spotkaniu. 
-Niedługo i się widzimy... Mam nadzieję że tata cię zaakceptuje...
-Nie martw się! Będzie dobrze. Przyzwyczai się.
Obejrzał się za siebie i spojrzał na mnie.Tak mi się wydawało, w tym ciemnym jak smoła cieniu mój wzrok mógł się mylić.
-Idzie...
-Kto?
-Ten Pan. 
Dziecko zniknęło, ale pojawiło się za mną. Było całe czarne, jakby było tylko cieniem. Więc mówił prawdę... Nie poznam jego płci jeśli się nie obudzę.
-Widzę, że poznałaś synka. Uroczy co?
-Kim jesteś?-Spytałam na wejściu, ostro. 
-Uuu... Możesz milej?
-Czego chcesz?
-Ciebie. Uznałem że odwiedzę Ciebie... Twój mąż już mnie kompletnie olał...Zablokował mi swój umysł... Nie wiem jakim cudem...Ale dzieciak uroczy!
-Zostaw go w spokoju. Boi się ciebie. 
-Daj spokój! Może i się boi, ale charakterek ma wyraźnie po tacie! 
-Zostawisz w spokoju Joela i dziecko?Może się chcesz dalej bawić z Joelem? Bo do dziecka, się nie chciej zbliżyć.
-Joel nie lubi chyba... takich zabaw. Wyraźnie mnie nie chce... A ostatnio... jakoś nie mam... ochoty się z nim widzieć... 
-Boisz się?-Zaśmiał się mały wtulony w moje nogi.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ty nic mi nie zrobisz...
-Ale tata może. Wiesz, doskonale wiesz, że tata nie chciałby wiedzieć że się widziałeś z mamą. Ja go nie obchodzę, ale mama tak. 
Zrobił krzywą minę, i zniknął. 
Wszystko się powoli rozmywało. Tylko chłopiec został.Z wielkiego lasu, było białe tło. Wszędzie... Zostałam ja i dziecko. 
-Do zobaczenia. -Powiedziało. 
-Gdzie idziesz?
-Powoli się budzisz. Przeżyłaś. Gdyby nie decyzja taty... nie byłoby Cię...
-Usunęli... Ciebie ze mnie...?
-Tak. 
-Ale... żyjesz?!
-No... To... będę Cię odwiedzał w snach. Tatę też spróbuję. Ale cii... Nic mu nie powiem o tym strasznym Panu. Nie będzie mnie nękać już w snach. A... I jak będę płakał, to znak że mnie odwiedził... Nie mów tacie. Sam mu powiem kiedy będzie czas. 
I nawet ja zniknęłam. Nawet dziecko.Nic nie było... .


Otworzyłam oczy. Brzuch mnie bolał... piekł... Dotknęłam dłonią brzucha. Był płaski. Jakby nic się tam nie działo. Nikogo tam nie było. Ale widziałam kogoś. Joela. Pierwsze co zrobiłam, to błyskawicznie wtuliłam się w niego. Ale potem tyle myśli w głowie... pytań...
-Co z dzieckiem?
Uśmiechnął się.
-Jest wspaniały... -Powiedział pierwszą rzecz naprawdę szczerze. Uśmiechnął się szeroko kiedy się od niego oderwałam. Pocałowałam go namiętnie. Miałam wrażenie że od 5 lat go nie całowałam...
-Chłopiec?
-Tak.
-Chcę go zobaczyć...
-Ehm... Na razie wiesz co... Leż...
-Dlacz...
-Jesteś... jesteś zmęczona. Kate przeprowadziła operację z jakąś swoją koleżanką z pracy... zdecydowałem że dziecko... będzie żyć. Było na tyle rozwinięte że... mogło żyć. Tylko ja musiałem podjąć decyzję...
-Zrobiłeś to... żebym nie cierpiała..?
-Nie. Bo to nasze dziecko... Zdałem sobie sprawę że jest dla mnie ważne... Ale nie mam pewności, czy na pewno... Wiesz...
-Tak... Jasne...
Nie wiedziałam czy to działo się naprawdę.
-Za miesiąc idę na studia.
-Co?-Nie dowierzał.
-Musze. Nie będziesz pracował a ja siedziała z założonymi rękoma! Oszalałeś...
-Na twoim punkcie.-Mruknął i pocałował mnie.
Jak mi tego brakowało... Jego...

(Dokoncz :D) ( Ze specjalną dedykacją dla Angeli! ♥)
*Nie macie mi za złe że takie  długaśne co? :) :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz