środa, 26 lutego 2014

Od Elanor

Blea urodziła. Od tamtego czasu minął miesiąc. Maluszek był śliczny. Jednak nie mogłam ich odwiedzać. Widziałam tylko zdjęcia które przesłała mi Blea. Dlaczego nie mogłam ich odwiedzić? Ponieważ.. moja ciążą.. była zagrożona. Po incydencie porodu Bleaberry.. po prostu nie wiem. Tydzień później mi także odeszły wody. Lekarze rożnymi sposobami powstrzymali poród. Gdym wtedy urodziła.. Akkie by nie przeżyła. Jednak. .teraz byłam już w ósmym miesiącu i strach trochę opadł.
Siedziałam właśnie w domu. Peter tydzień temu kupił nam go. Był duży i wspaniały. Finy miał dużo miejsca do biegania za domem. Ja jednak musiałam tylko leżeć. Peter wziął sobie wolne by więcej czasu ze mną spędzić.
-Nudzi mi się.-powiedziałam.
-Obejrzymy jakiś film?
-W kinie?
-Nie.-powiedział siadając obok mnie.
-Czuję się jak...
Przerwałam. Poczułam potworny skurcz.
-Co się stało?-zapytał przerażony Peter.
-Dziecko.. dzwoń.. po pogotowie.. Ała!!-krzyknęłam.
Poczułam jak odchodzą mi wody.
Potem było wielkie zamieszanie. Wszystko działo się tak jakby poza moim zasięgiem. Pamiętam tylko jak jechałam do szpitala.. i ten ogromny ból.

***

Obudziłam się w szpitalnym pokoju. Już było po wszystkim.
-Gdzie.. jest Akkie?-zapytałam Petera.
-Zobaczysz ja niedługo. Jest wcześniakiem i musi pobyć trochę w inkubatorze. Bedzie dobrze. Nic jej nie grozi.
Widziałam łzy w jego oczach.. łzy szczęścia. Sama miałam ochotę płakać. Chciałam zobaczyć córeczkę jak najszybciej jednak.. nie miałam siły. Po kliku minutach zasnęłam.

***

Kiedy się przebudziłam Petera już nie było obok mnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej po czym usiadłam na wózku. Byłam za słaba by samodzielnie chodzić. Pojechałam na salę gdzie były noworodki



-Jestem matką Akkie Winchester.-powiedziałam.
-Pani córeczka leży w innej sali. -powiedziała pielęgniarka.
Wyjechałam wózkiem i skierowałam się do pokoju obok.
Tam zobaczyłam kilka inkubatorów a przy jednym siedział Peter. Zamarłam.
-Peter?-powiedziałam.
On podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się.
-Podejdź. Zobacz malutką.
Podjechałam i kiedy ją zobaczyłam.. cały strach.. wszystkie zmartwienia.. znikły.



-Chciałabym ja przytulic.-powiedziałam.
-Na razie jest za wrażliwa. Oddycha dzięki maszyną. Gdyby nie one.. prawdą jest że by nie przeżyła.
Zmartwiłam się jednak wiedziałam że nic złego małej się nie stanie. Teraz już wszystko bedzie dobrze. Musi.
-Jest taka malutka... i drobniutka. -uśmiechnęłam się.
Wreszcie miałam swoją małą, szczęśliwą rodzinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz