piątek, 21 lutego 2014

Od Joela

- Zrobimy to siłą. - Zawyrokowała Jade czy jak jej tam.
Coin zrobiła smętną minę.
- Masz rację. Tea jest zbyt upojona tym całym macierzyństwem żeby myśleć racjonalnie. Kiedyś była inna... A ty... - wycelowała we mnie palec. - To twoja wina. Na tym świecie istnieją gumki i tabletki, nie żyjemy w średniowieczu, hej?!
Spuściłem wzrok.
- Wiem, że to moja wina... Ale wszystkie gumki się palą, tak samo jak tabletki nie działają. Próbowałem już tego.
Zdumiona Coin uniosła wzrok.
- Palą się...? - zamyśliła się, a potem ocknęła. - Ach no tak...
  Zamknąłem oczy. Ciągłe nowości i niespodzianki bombardowały mnie jak lawina. Najpierw Seba okazuje się w połowie Aniołem... Potem Tea mi mówi, że jest w ciąży i nie chce się pozbyć tego potwora... Potem spotykam Coin okazuje się, że ona też jest Aniołem. Tylko w 1/4 czyli quartariusem, ale jednak jest.
  Na dodatek wszyscy gramy po stronie zła i nikt nie chciał mi powiedzieć, dlaczego ja się tam znalazłem.
Zmęczony zignorowałem trajkoczące Coin i Jade. Poszedłem do naszej sypialni. Zobaczyłem ją skuloną i godną pożałowania.
   Załamany położyłem się koło niej lekko i przyciągnąłem ją do siebie. Odwróciła się jak pod dotykiem czarodziejskiej różdżki i wtuliła się we mnie. Po chwili zaczęła lekko.
- Joel... Nie możemy zabić tych dzieci...
Coś we mnie pękło. Nigdy tak się nie zachowywałem, ale odepchnąłem ją delikatnie i wstałem.
- A więc bliźniaki? Zachowujesz się jak ta ciapowata Bella z nieudanej powieści Stephenie Mayer!!
  Tea zakryła twarz i kołysała się lekko.
- Nie rozumiesz tego... Ja je czuje...
- Ja też czuje to, że kochasz to coś bardziej ode mnie. - wysyczałem, a Tea otwarła szerzej oczy.
 Podeszła do mnie na czworaka i chwyciła mnie za ręke. Niecierpliwie wysunąłem ją z jej objęć. Podszedłem do okna, odwróciłem się i położyłem ręce na biodrach.
- Joel... To nie tak. Kocham was... Tak samo... A zresztą nie da się porównać tej miłości...
Coś we mnie zawrzało. Zobaczyłem błysk w moich niebieskich oczach które nagle pociemniały.
Odwróciłem się szybko.
- Masz czelność porównywać mnie do tego potwora?!
  Tea skuliła się nagle jakby z bólu. Zaalarmowany już byłem gotów do niej podejść, ale powstrzymałem się. Czułem niemal wiejący ode mnie chłód.
 - Joel, jeśli o to ci chodzi, to kocham cię najbardziej na świecie i nikt się z tobą nie równa... Ale to jest jednak dziecko. Nasze dziecko. - dodała twardo.
 Nie miałem ochoty się z nią już sprzeczać. Opadłem koło niej i przyciągnąłem ją do siebie. Zmęczony szepnąłem.
- Jaki sens ma moja miłość do ciebie? Jaki ma sens to, że w ogóle wzięliśmy ślub? Że mnie kochasz, jeśli jesteś gotowa zginąć dla czegoś, czego nie znasz. Dla jednego, głupiego, małego płodu który dramatycznie zaważył na naszym wspólnym życiu, a na dodatek zabija cię powoli? To nie jest normalne dziecko. - Szepnąłem, a w myślach dodałem. - To mroczne, anielskie dziecko.
   Coin wytłumaczyła mi dziś popołudniu jak to się odbywa. Czarne Anioły gwałcą ludzkie kobiety i płodzą z nimi dzieci, aby było nas więcej do walki z tymi dobrymi. Jednak wyszukują specjalne kobiety przynajmniej z 1 % w krwi Anioła. Np. pradziadek dimidus, babka quartarius itd. Niestety, gdy człowiek nie ma w sobie, ani troszeczkę dzieją się dziwne i groźne dla niego rzeczy.
  Tak jak to się działo z Teą.
Chcąc, nie chcąc wciągnąłem ją do tego świata. Nie chciałem jej jeszcze tego mówić. W tym stanie nie była gotowa. No bo co? "Słuchaj kochanie, spałaś z ciemnym aniołem? ". Przecież na pewno uznałaby, że jestem psychicznie chory... 
   W każdym razie to " dziecko " było zagrożeniem dla niej i dla ludzi.
O ile w ogóle miało się urodzić...
Bo jeszcze nie zdecydowałem, czy wyciągnę go z niej.
  Nie interesowało mnie nic. Najważniejsze było dla mnie bezpieczeństwo Teaurine. Jeśli miała mnie po tym znienawidzić... To proszę bardzo. Ale grunt, żeby była bezpieczna.
  Westchnąłem. Zacząłem chodzić po pokoju we w te i we w te. Zmęczony usiadłem na fotelu. Tea wstała zamyślona i chwiejnym krokiem doszła do mnie. Usiadła mi na kolanach i delikatnie odjęła mi moją rękę z twarzy, by popatrzyć mi w oczy.  Nachyliła się i pocałowała mnie namiętne. Wsunęła mi ręce pod koszulkę, a ja wiedząc do czego dąży znieruchomiałem.
  Odsunąłem ją lekko, a ona zawiedziona wpatrywała się we mnie smutno.
- Nie mam ochoty na trójkącik. - Burknąłem.
- Jaki trójkącik?! - odparła rozhisteryzowana. - Ile par kochają się, gdy druga połówka jest w ciąży?
- Raczej pierwsza połówka w ciąży być nie może. - Odparłem ze śmiechem.
Tea machnęła ręką i zabrała się za moją koszulkę.
Miałem jeszcze coś zaprotestować, jednak gdy poczułem "coś" na mojej piersi poddałem się z jękiem całując ją mocniej.
- Za ścianą są jeszcze Coin i Jade. - powiedziałem smętnie słysząc jak dyskutują.
- I co z tego? Nie wejdą tu i tak. Po za tym zaraz zamknę drzwi.
Mruknąłem coś niewyraźnie i położyłem jej ręce na łopatkach przyciągając ją do siebie mocniej.
- Jo? - wymamrotała po chwili.
- Hm? - odparłem nieuważnie zajmując się czymś bardziej przyjemniejszym, a mianowicie rozpinaniem jej bluzki.
- Obiecaj mi, że nie skrzywdzisz naszego dziecka...
- Porozmawiamy o tym później. - mruknąłem odpinając jej stanik.
- Nie. Obiecaj mi teraz. Proszę... Joel... - zrobiła do mnie błagalne oczka, którymi zawsze mnie przekonywała.
 Poddałem się po chwili błagań.
- No dobra... Obiecuję, że go nie skrzywdzę...
Może wcale nie był taki zły jak mi się zdawało...? Jednak... To mało prawdopodobne. Pożyjemy zobaczymy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz