środa, 5 lutego 2014

Od Joela

  Stałem w oknie zaciskając zęby.
- Oj synu nie złość się... Takie prawo...
- Czemu nie możesz jej zamknąć w jakimś pokoju? Tylko w tych śmierdzących lochach w których są jakieś zbiry, ciała się rozkładają, ludzkie szkielety...
Ojciec się wzdrygnął.
- To ma być kara. Zrobiła coś okropnego. Podrobiła podpis!
Fakt to fakt. To było raczej niedopuszczalne.
Ale czy w ogóle dopuszczalne było moje uczucie? I ta cała sprawa?
Gdybym był normalny siedziałbym cicho i czekał, aż ojciec wybierze mi żonę, a potem potulnie się z nią ożenił.
 Sarah nawet nie była taka zła. Wiadomo - była uzależniona od błyszczyków, perfumów i innych dziwnych damskich rzeczy. W sumie.. Mógłbym się z nią hajtnąć...
Ale był mały problem.
Nie potrafiłbym się ożenić z kimś kogo nie kocham.
Sarah nie kochałem....
Kochałem tylko Teę...
I Elanor.
Znużony całym tym wszystkim zapytałem ojca.
- O niczym nie wiedziałeś? O tej całej "akcji"?
-Hm... Nie.
Powiedział szybko ojciec.
Za szybko.
- Co dziś robiłeś?
Zapytałem obojętnie.
- Byłem na spacerze z matką... Chłopcze... Zastanów się.
Położył mi ręke na ramieniu. Spojrzałem na dużą choinkę w ogrodzie i na ptaka który przyleciał do swojej ptasiej partnerki. Przynajmniej oni byli szczęśliwy...
- Nad czym mam się zastanawiać?
- Nad Sarah... Z całym szacunkiem Tea jest ładna... Ale jej rodzice... Zdradzili królestwo... Ona też jest... Biedna....
Odwróciłem się wściekły.
- Mam dość pieniędzy, aby się z nią dzielić. Jej rodzice wyjechali, bo widocznie mieli powód. Ja też bym wyjechał, gdybym miał takiego króla. Nie króla - ojca.
Ojciec się wkurzył.
- Joelu Garisswoodzie uważaj!
- Daj mi spokój... Idę do świata ludzi...
- Nigdzie nie pójdziesz.
- Przyjaciółkę w szpitalu też mi zamierzasz zabronić odwiedzić?
Warknąłem.
Ojciec westchnął tylko i nic nie powiedział.
- Tak, jest zielarką i udziela się królestwu. Jej rodzice zginęli w pożarze.
Rzuciłem i wyszedłem.

                                                          ***

  Po godzinie byłem pod szpitalem, w którym była Elanor. Wczoraj - nie wiem co zrobiła - ale kwiat jabłonki rosnącej pod moim oknem spadł na parapet z adresem.
 Zapytałem pielęgniarkę gdzie leży Elanor Fiertke.
- Jaka Elanor Fiertke... - Zapytała zgubiona.
- No taka z chorym sercem... Przedwczoraj przyjechała.
- Chodzi panu o Gemmę Winchester?
Podrapałem się po głowie zły. Ten kretyn nie przepuścił okazji, aby dać jej swoje nazwisko?
- Tak. O nią.
- Jest pan z rodziny?
Spytała podejrzliwie.
Nagle ktoś chwycił mnie za ramię.
- To nie będzie konieczne Jasmin...
Peter mrugnął do zarumienionej pielęgniarki. A więc to tak... Uwodził każdą którą chciał.
- Co ty tu robisz?
Zapytał.
- Przyszedłem odwiedzić przyjaciółkę, przy której byłem, kiedy ciebie nie było.
Powiedziałem wrednie.
Zgubiony Peter już się nie odzywał. Podprowadził mnie pod drzwi jej sali i dał mi wspaniałomyślnie 5 minut.
  Gdy pchnąłem drzwi przeraziłem się. Blada i wychudła Ela podpięta do jakiś rurek... Ledwie ją było widać w fałdzie białych pościeli.
Gdy mnie zobaczyła ożywiła się i próbowała usiąść.
- Nie siadaj El...
- CO to jakieś nowe przezwisko mi wymyśliłeś?
- Tak sobie skróciłem... Nie lubię dziś za bardzo mówić... Mówienie mnie męczy...
- "Mówienie mnie męczy"... _ Szepnęła z zastanowieniem.
- No... Co tam u ciebie? - Przysiadłem się na brzegu jej łóżka.
Czułem jak facet chodzi nerwowo za ścianą. Działał mi na nerwy.
Ale jeśli uszczęśliwiał Elanor i dawał jej szczęście, to z jakiego powodu miałem go nie cierpieć?
Miałem tylko nadzieje, że Ela wyzdrowieje..

(Dokończ Elanor :) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz