niedziela, 2 lutego 2014

Od Blaeberry

 Obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Na reszcie wszystko wracało do normy...
Pomacałam miejsce obok. Było jeszcze ciepłe, ale Bruna nie było.
Podźwignęłam się i zakręciło mi się lekko w głowie. Podparłam się łóżka. Po chwili wszystko było dobrze. Narzuciłam na siebie szlafrok leżący na fotelu. Usłyszałam szum wody.
 Uchyliłam lekko drzwi i uśmiechnęłam się.
Bruno się golił zamyślony. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko.
- Wstałaś już skarbie? Nie chciałem cię obudzić.
Wślizgnęłam się do środka i podeszłam do Bruna. Ściągnęłam mu pianą z brody i dotknęłam palcem jego nosa. Zaczął mnie łaskotać, a ja się śmiałam histerycznie jak nigdy wcześniej. Humor mi bardzo dopisywał.
 Gdy się uspokoiłam napuściłam wody do wanny i usiadłam na brzegu machając beztrosko nogami.
- Masz na dziś jakieś plany?
Zapytał.
- W sumie chciałabym pochodzić po sklepach... No i oczywiście pójść z tobą na wierzę Eiffla!
Roześmiał się.
- Pójdziemy, pójdziemy.
- A ty dziś gdzieś wychodzisz?
- Nie, mam "wolne".
Nie chciałam już go pytać o to, co robi gdy wychodzi "załatwiać swoje sprawy".
Zakręciłam wodę i zdjęłam szlafrok. Gdy zanurzyłam jedną stopę w wodzie Bruno mnie popchnął.
Ze śmiechem wpadłam do wody. Wanna była śliska, ale Bruno był  tak bardzo sprytny i zwinny, że spadłam na niego nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Położyłam się na jego torsie, a ciepła woda lekko falowała.
- Może być zdjął te spodenki?
Zapytałam ze śmiechem.
- Nie wiedziałem, że tak bardzo chcesz podziwiać swojego męża nago.
Dałam mu kuksańca w bok i wtuliłam się w świeżą i mokrą szyję. Bruno pocałował mnie w czoło i spoważniał.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną...
Szepnęłam.
Wiedziałam, że odpuścił sobie komentarz "A gdzie niby mam być" i pocałował mnie w usta. Splotłam ręce na jego karku i przechyliłam się tak, że leżał nade mną, jednak podtrzymywał mnie za plecy, żeby woda mnie całkiem nie zakryła.
- Jesteś taka drobniutka...
Wymruczał mi do ucha.
- Ostra też potrafię być.
Odgryzłam się i uśmiechnęłam.
Cmoknął mnie w nos, a ja przyciągnęłam go bliżej. Wszystko zaczęło się układać.

                                                                 ***

Jadłam żabie łódka i śmiałam się z żartów Bruna.
- Polak we francuskiej restauracji.
Nie zna języka, jednak usiłuje coś zamówić:
- La Spagetti proszę i La piwo.
Okazuje się, że kelner nie ma większych problemów.
Zadowolony Polak dodaje:
- La jeszcze jedno piwo.
Znowu otrzymuje to co zamówił.
Prosząc o rachunek mówi więc do kelnera:
- La kelner widzi jak ja La dobrze po La Francusku La mówię?
- Jakbym nie był Polakiem, to byś La gówno zjadł

Musiałam się ogarnąć, bo goście patrzyli na mnie jak na wariatkę. Zresztą ogólnie wyróżniałam się wśród tłumu. Bruneci o czarnych oczach z brunetkami o czarnych/ niebieskich oczach.
Byłam chyba jedyną rudą tu. Ba! Ja byłam jedną NIE - brunetką tu!
 - Rozchmurz się mała..
- Łatwo ci mówić! Traktują cię jak Francuza, choć jesteś Włochem.
Wzruszył ramionami i popatrzył na wózek na którym jechały żabie łódka.
- Wjeżdża żaba na wózku inwalidzkim do francuskiej restauracji i mówi z wyrzutem:
- I jak? Smakowały?

Chcąc nie chcąc roześmiałam się.
- Masz świetne poczucie humoru.
- W niektórych sytuacjach jestem bardzo poważny...
Zamruczał uwodzicielsko i znalazł się przy mnie. Położył mi ręke na udzie i pocałował mnie.
- Bruno... Co sobie ludzie pomyślą?
Skarciłam go speszona.
- Tutaj każdy się całuje i robi to na co ma ochotę. To kraj miłości...
- I kultury.
Bruno sięgnął gdzieś za siebie i popatrzył na mnie nonszalancko.
- Może...
Podniósł do ust kieliszek z winem i podał mi.
Skrępowana i nieśmiała nie podzielałam jego odwagi. Napiłam się wina rozglądając się bojaźliwe i dokończyłam jeść.
- Chodźmy już na tą wieżę...
Wstałam gdy podeszła kelnerka robiąc maślane oczka do Bruna.
- Vous demandez le projet de loi?
-Oui madame. Il a une belle yeux de demoiselle.
Powiedział z nonszalancją Bruno patrząc na nią.
Zachichotała i zamrugała do niego słodko całkowicie ignorując mnie.
Gdy już wyszliśmy z restauracji naskoczyłam na niego.
- Bruno! Flirtowałeś z nią!!
- Powiedziałbym... Użyłem trochę "uroku osobistego".
-Uroku osobistego - prychnęłam.
- Dzięki temu babka spuściła nam połowę ceny i może jestem księciem, ale pieniądze na drzewach nie rosną kochanie.
Postanowiłam się już nie odzywać.
Westchnęłam gdy znaleźliśmy się prawie pod wieżą. Położyłam głowę na ramieniu Bruna.
- Niech ta wieża symbolizuje nasz związek...
- Wysoki, długo i niezniszczalny.
Potaknęłam głową. Nikt oprócz Bruna nie mógłby lepiej tego ująć.

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz