wtorek, 4 lutego 2014

Od Joela

 Nie miałem za bardzo ochoty zostawiać Tei. No, bo po pierwsze. Jaki facet zostawił, by samą dziewczynę w domu? Nie miałem jakiś nieczystych myśli i pobudek względem niej - No, ale nie byłem jakimś... Nie wiadomo kim. Nie byłem też Romeem, który tylko kochał, a nie myślał w ten sposób o Julii... Chociaż... Sam nie wiedziałem co on tak naprawdę o niej myślał.
   Po drugie ogólnie nie miałem ochoty iść na ten pieprzony ślub... Patrzyć jak wpada w ręce jakiegoś szaleńca. Nie ogarniałem w ogóle. Lubiłem Elanor... Ale chyba głupszej - tak głupszej osoby to ja nigdy nie znałem. Nawet jakby mnie jakaś baba znalazła i wychowywała, a potem zmusiła, żebym się z kimś ożenił... To bym kazał jej się pocałować w dupę. Jeśliby naprawdę, naprawdę kochała Elanor to nie zmuszała, by jej do czegoś, czego sama Ela nie chcę.
  A jakoś trudno mi było uwierzyć w to, że po tylu latach mieszkania wraz z nią, ta kobieta nie mogła spostrzec, że nie jest szczęśliwa w towarzystwie Dymitra.
Taka była prawda. Może i była pomocna i kochana...
Ale żaden człowiek nie zaprzepaści dobrej okazji.
Oprócz samego Boga... No i może jakiegoś świętego.
  Udało mi się przekraść przez barierę. Chyba jeszcze się nie skapli, że uciekłem, bo ojciec był w wyśmienitym humorze, z tego co czułem.
Dziwiło mnie tylko jedno. Że Sarah nie poleciała jeszcze do tatusia...
W kościele stałem przygnębiony. Ożywiłem się nagle, gdy do kościoła weszła Ela. Była przepiękna.
Przez chwilę myślałem, że prowadzi ją jakiś ojciec, wujek czy ktoś...
Ale to był jakiś facet mniej więcej w jej wieku.
Zdezorientowany podrapałem się po głowie. Nie byłem święty. No, ale wychodzić za faceta, całować się z innym i sprowadzać sobie jeszcze innego?
  W sumie to też mógł być przyjaciel.
I też w SUMIE mógł być kochanek, chłopak czy ktoś inny. Co mnie to zresztą obchodziło? Sam.. Można powiedzieć miałem dziewczynę i całowałem się z Elą...
To się robiło już chore. Jak mogłem być zazdrosny o własną przyjaciółkę?
Kurde. O przyjaciółkę? Z tego co wiem nie całuję się w taki sposób przyjaciółek..
Jednak coś było nie w porządku. Im z każdym dniem coraz bardziej zakochiwałem się w Teaurine... Tym bardziej ciągnęło mnie do Elanor. Czasami miałem dziwne momenty, jakby ktoś wkradał mi się w umysł i szeptał "Po co ci ta mała elfia kretynka? Zabierz Elanor i uciekaj".
Na szczęście byłem na tyle trzeźwy, by tego nie zrobić. Tea nie była kretynką. To, że była niska sprawiało, że każdy facet miał ochotę ją przytulić i się nią zaopiekować. A elfia uroda dodawała jej atrakcyjności.
 Z drugiej strony... To było zbyt skomplikowane, by opowiedzieć słowami. Coś w Elanor nadal przypominało mi Dominique.
A moje serce wciąż gdzieś tam miało nadzieję, że powróci, lecz stopniowo się to wypielało, z pomocą Tei.
Tęsknota - tak. Jednak Elanor zostawała.
I to mnie bolało najbardziej. 
 Gdy Dymitr powiedział "nie" stałem jak sparaliżowany.
A więc nie wszystko stracone...
Chciałem się do niej dostać i wziąć ją na ręce, ale ten facet mnie uprzedził. Nie wiem czy mi się zdawało, czy rzucił mi wyniosłe spojrzenie.
  Na początku nie chciał mnie przepuścić do jej pokoju. Patrzył na mnie podejrzliwie.
- Jesteś przyjacielem Elanor... Więc czemu mi nigdy o tobie nie opowiadała?
- I vice versa?
Zapytałem i skrzyżowałem ręce na piersi.
Facet podrapał się w głowę.
- Zakopmy topór wojenny... Jestem Peter Winchester.
Podał mi rękę, a ja niechętnie ją uścisnąłem.
- Joel... Joel Garisswood.
- Czym się zajmujesz?
- Jestem księciem.
Odparłem spokojnie.
Facet zmrużył oczy.
- Chyba cię kojarzę...
- Ja natomiast ciebie nie.
- Wyjechałem do ludzi będąc mały...
- Uhm. Aż dziwne, że ojciec dał ci pozwolenie..
 Facet wzruszył ramionami.
Mógł mieć nawet na imię Idelfons. I tak dla mnie był "facetem".
- Słuchaj. Co robimy z Elanor.
Nie podobało mi się to "my".
W ogóle byłem dziś jakiś dziwny. Strasznie uszczypliwy i wredny.
 To prawda, że czasem lubiłem rzucać kąśliwe i zabawne uwagi...
Ale nie tak jak dzisiaj.
Chyba diabeł we mnie wstąpił.
- Myślę, że dobrze by było zabrać ją do ludzi.
- Doskonały pomysł! Zabierzmy ją.
Oczywiście, gdy Elanor się obudziła, a on był pomysłodawcą i bohaterem.
Byłem już zmęczony. Sobą, tą całą sytuacją i wszystkim. Miałem ochotę po prostu się położyć obok Tei, przyciągnąć ją do siebie i poczuć znajomy zapach lawendy...
  W myślach przypomniałem sobie jej pyszne, słodkie i duże usta...
- Halo? Joel?
Ulżyło mi, że jednak o mnie myślała.
Chwyciłem jej dłoń.
Nawet nie zauważyłem jak się ubrała i spakowała. Była jakaś przygnębiona.
Gdy spytałem o powód, powiedziała, że nie chce mnie opuszczać.
- Ale nie będziesz mnie opuszczać...
Mruknąłem i ugryzłem się w język przed dodaniem "Wracam tak mnie ty".
Po co dodawać jej problemów? Myślę, że Peter ją lubił. A ona lubiła Petera...
  Jakoś wślizgnąłem się do zamku i zabrałem swoje rzeczy. Dziwiłem się, że nikt mnie nie zauważył.
Rozstanie z Elanor było strasznie ckliwe.
Nachyliłem się do niej, gdy facet odszedł.
- Czy on łazi za tobą wciąż jak pies?
Roześmiała się.
- Tak. W zasadzie jak wilk.
Mrugnęła do mnie, a po chwili znowu posmutniała.
- Nie chcę cię zostawiać.
- Nie zostawisz...
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.
 To było silniejsze ode mnie. Jakiś bakcyl we mnie siedział i rozkazał mi to zrobić.
Tym bakcylem był właśnie ten głos...
  W Elanor chyba też to siedziało, bo odwzajemniła mi pocałunek i położyła mi rękę na karku. Ktoś chrząknął.
Oderwała się ode mnie rumieniąc i podała Peterowi torbę.
- Jeszcze 2 minuty, Peter i możemy ruszać.
- OK.
Elanor położyła mi ręke na piersi.
- Jo... Proszę nie utrudniaj temu.
Milcząc pokiwałem głową.
- Będę z tobą w kontakcie.
Przytuliłem ją do siebie. Moja mała Elanor... Będę za nią tęsknić...
  Wracając do Rio zapomniałem już o bólu i cieszyłem się tylko na spotkanie z Teą.
Od razu powitała mnie w domu. Objęła mnie i pocałowała gorąco... Z tęsknotą.
Nagle zadzwonił jej telefon. Spojrzała na mnie przepraszająco i odebrała.
- Tak mamo?
Poszła do pokoju, a ja poczułem ukłucie winy.
 Co ja najlepszego wyrabiałem? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz