niedziela, 23 lutego 2014

Od Joela

- Możesz mi powiedzieć, gdzie byłeś? - zapytała Tea podpierając się o szafkę.
- Nigdzie. - odpowiedziałem przeżuwając kolejny kęs mięsa.
- Jak nigdzie?! Robisz ze mnie idiotkę? Gadaj! - wbiła widelec w stół przede mną.
Podniosłem powoli wzrok.
- Byłeś w klubie nocnym z Sebastianem.
Tea gwałtownie zachłysnęła się powietrzem, a ja pokręciłem ze śmiechem głową.
- Kobiety...
Tea usiadła naprzeciwko mnie i podparła czoło. Ze znużeniem zapytała.
- Co się z tobą dzieję?
- No wiesz... Stres przedporodowy... - nabiłem na widelec pieczonego ziemniaka.
- To chyba ja powinnam go odczuwać. - Odparła zagryzając wargę.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie patrząc, razem jesteśmy w ciąży.
Tea popatrzyła na mnie jak na wariata.
- Ćpałeś?
Przysunęła się do mnie bliżej, a po chwili stwierdziła beznamiętnym głosem pełnym ulgi.
- Piłeś.
- Możliwe. - odpowiedziałem patrząc się z rozbawieniem w talerz.
Tea uśmiechnęła się do mnie.
- Masz szczęście. Myślałam, że kosmici wyssali ci mózg.
- To nie ja chcę wydać na świat małego diabełka. - odparłem beztrosko, a Tea skamieniała.
- Idź spać. - wysyczała i pokazała ręką na sypialnię. - Już.
- Kochanie, bo się jeszcze dzidziuś wystraszy. - odpowiedziałem rozbawiony, a ona pociągnęła mnie za rękaw i popchnęła w kierunku łóżka.
- Nie chce mi się spać. - odparłem znużony.
- Owszem, chcę ci się. - wydukała i z trudem popchnęła mnie na łóżko.
   
   Obraz mi się rozmył. Widziałem tylko jego czerwone oczy, złowieszczy rechot i słowa które ciągle powtarzał.
- Przyjdę po nią.  Przyjdę po swoją własność. Zawsze była moja...Teaurine Morgenstern... Nie brzmi ładnie?
  Wściekły zamachnąłem się na niego, ale rozmył się w powietrzu.
Niestety, zamiast uderzyć w powietrze, poczułem ból na kłykciach.
Syknąłem i podniosłem się.
Zerknąłem na zegarek. Była druga w nocy. Spałem parę godzin.
  Złapałem się za głowę gdy nagle przypomniało mi się, jak się zachowywałem względem niej...
Co piwo potrafi zrobić z człowiekiem?
No dobra... - prawie człowiekiem?
  Usłyszałem cichy, miarowy oddech koło siebie. Podniosłem się lekko i zobaczyłem ją.
Skulona leżała na łóżku w różowej piżamie nocnej z zieloną żabą narysowaną na środku, wypoczywającą na hamaku i dymek z tekstem koło niej "Na wszystko jest czas. Na sen też". Obejmowała kurczowo swój lekko wydęty brzuch.
  Przez myśli przeleciały mi słowa Coin.
- Jeśli się już zdecydujesz, uśpij ją doszczętnie gdy będzie spała. Zadzwoń po nas, a pomożemy ci wyjąć z niej to coś.
  Niestety po tej ostatniej wizji, jakoś trudno było mi myśleć per "to coś" zamiast dziecko i po prostu usunąć je. Małe, lazurowe oczka - lustrzane odbicie moich - łypały na mnie z ciekawością i miłością. Mała, opalona rączka złapała mnie za palec, a blond, złociste włoski - z pewnością po Tei, bo moje były zbliżone do bieli - owiewały małą, drobną twarz.
  Zmęczony poddałem się. Chyba zaczynałem kochać tą małą istotkę.
Jednak o co chodzi z tym facetem? Chcę zrobić krzywdę Tei?
Nie pozwolę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz