sobota, 8 lutego 2014

Od Joela

 Zmartwiony wpatrywałem się w nią.
- Widzisz.... - Wsadziłem jej zabłąkany lok za ucho. - Ja też bym chciał... Ale to nie takie proste.
Tea podźwignęła się na łokciu i zajrzała mi w oczy.
- Dlaczego...?
Popatrzyłem się na mały kalendarz wiszący na drzwiach i wykreślone krzyżyki przy każdym dniu.
- Ponieważ, gdy tylko skończę dziewiętnaście lat obowiązkowo będę musiał się ożenić.
Teaurine zacisnęła usta.
- Dlaczego? Dlaczego w takim razie... Mąż twojej siostry ma za niedługo 20 lat, a ożenił się z nią miesiąc temu?
Wzruszyłem ramionami.
- To inna kultura... Mroczna.
- Mroczna?
Zagryzłem wargi.
- Gdy Blae wyjechała w podróż poślubną... Poszedłem do miejskiej biblioteki... I zacząłem czytać o plemieniu Bolonii... Z której on pochodził... Jak wiesz, zawsze tam gdzie jest dobro, musi być zło...
  Oni są inni... Ojciec dobrze o tym wiedział, ale milczał. Mają po parę darów... Dar zmiennokształtnego, Dar żywiołu, Dar umysłowy i Dar siły. Niestety są przeklęci... Co 313 tygodni zostaje wybranych 13 ludzi...
- Zupełnie jak w Igrzyskach Śmierci...
- Prawie... Jednak oni muszą udowodnić, że... Słusznie posiadają Dary.
- W jaki sposób...?
Szepnęła przejęta Tea.
- Np. walczą z wielkim smokiem... Z ogniem... Z różnymi poważnymi rzeczami umysłowymi... I torem przeszkód, zwanym "Torem śmierci".
Teaurine się wzdrygnęła.
- Oprócz tego mają... Swoich "Duchów". Ich w pierwszej kolejności muszą słuchać. Większość z nich jest w środku przejęta mroczną naturą z którą chcą walczyć... Mordy... Zabójstwa... Gwałty... To u nich norma, jednak starają się zmienić i tępią takie nawyki.
- Oczywiście... Nie wszyscy.
- Nie wszyscy... Jednak Bruno ma najgorzej.
- Jej mąż?
Upewniła się Tea.
- Tak... Jest 13 PIERWSZYM synem w pierwszej linii po pierwszym założycielu imperium.
-  Mało ich było...
- Tylko zważ na to, że niektóre małżeństwa pierwsze miały córki lub  nie miały potomstwa.
- Więc jak w Brunie płynie krew tego pierwszego założyciela?
- Nie mam pojęcia. Jednak zważ na to, że mężowie i żony zdradzali też siebie nawzajem.
Tea zamyśliła się i wtuliła się  w moją bluzę.
- To takie romantyczne..
- Ale też straszne. Nie wiem co czeka moją siostrę... Wiem, że nie mogą mieć normalnie dziecka, bo są różnymi Istotami. Ona Światła... On Ciemności.
Tea wtuliła się w moją szyję.
- Całe szczęście, że ty i ja jesteśmy z Światłości.
Potaknąłem zamyślony.
- Jednak zeszliśmy z tematu... Dlaczego nie możemy uciec?
- Muszę... Ożenić się z Sarah.
Tea znieruchomiała.
- Musisz?
- Jeśli sam sobie nie wybiorę żony ojciec ma prawo mi ją wybrać... Odgrzebał gdzieś stare prawo jakiegoś idioty - mojego przodka.
Teaurine się zamyśliła.
- A kto powiedział, że sobie nie wybierzesz?
Uśmiechnęła się lekko.
Popatrzyłem na nią smutno.
- Tea, to... Nie jest tak jak ci się wydaje. To tortury.
- Ale ja...
Zaczerwieniła się i próbowała coś powiedzieć, ale pocałowałem ją szybko i dokończyłem.
- Wiem, że nie to miałaś na myśli... Ale jesteś kimś... Ważnym dla mnie. Chciałbym mój los połączyć z tobą... Ale jak mówię. Gdyby tak się stało... Ważniejsze musiałoby być dla mnie państwo. Często nie byłoby mnie całymi dniami... Ciągle, by nam ktoś przerywał...
Tea zmęczona położyła głowę na poduszce.
- Więc co teraz? Do twoich urodzin zostały 3 tygodnie.
Popatrzyłem z wahaniem na pokój.
- A więc niech to będą 3 najlepsze tygodnie w naszym życiu...
- Wyjeżdżamy?
Zapytała podekscytowana Teaurine wstając z łóżka. Zauważyłem kątem oka, że lekko się zatoczyła i natychmiast ją złapałem.
- Tak wyjeżdżamy... Jeśli tego chcesz..
- Oczywiście, że chce... Ale dokąd? Do Rio?
- Wiesz... Zawsze chciałem zobaczyć Vegas.
Uśmiechnąłem się i popatrzyłem na nią.
- Chodzi ci o prostytutki?
- Nie... Mam ciebie.
Przyciągnąłem ją do siebie. Zarumieniła się lekko. Pocałowałem ją namiętnie w usta.
 Polecieliśmy na ścianę. Po dłuższej chwili zapytała.
- Więc.. O co?
- Chciałbym się przekonać, czy te śluby za 50 euro to nie ściema.
Tea lekko się zaśmiała i nic nie powiedziała.
- Muszę sprawić sobie nowe ciuchy.
- Z przyjemnością ci pomogę w zakupie.
- Och daj spokój... Mam jeszcze jakieś oszczędności.
Pocałowałem ją w czoło.
- Za nic nie będziesz płacić. Zamek i tak ma ich za dużo.
Roześmialiśmy się i zacząłem wrzucać ciuchy do torby. Oby wszystko się udało!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz