czwartek, 6 lutego 2014

Od Joela

Byłem zaniepokojony stanem Elanor.
 Warowałem przy jej sali cały czas skazany na obecność "faceta". Myślałem o tym, że Elanor może się nigdy nie obudzić... Że jej słodkie usta nigdy, nigdy więcej nie ustąpią moim...
I tym śladem poszedłem do Tei. Czułem wyrzuty sumienia. Siedzi biedna w lochu przede mnie, a ja byłem tu...
Jednak wiedziałem, że Teaurine to wynagrodzę..
A Elanor nie bardzo.
 Minęło już parę godzin. Lekarz wyszedł z dobrą miną.
- Z Elanor prawdopodobnie wszystko dobrze. Operacja przebiegła bez większych komplikacji...
Odetchnąłem z ulgą.
- Może pójdziesz już do domu? Jesteś zmęczony, a ja wynająłem pokój w szpitalu...
"Wynajął pokój". Najchętniej to by wskoczył do łóżka El.
- Nigdzie nie pójdę.
Burknąłem.
Niestety o drugiej nad ranem przyszła jakaś pielęgniarka i kazała mi iść, a Petera zgoniła do pokoju.
Nie miałem wyjścia.
Leniwie podreptałem do przejścia.
Miałem pewien plan...


                                                          ***
  Skradałem się cicho wstrzymując dech. Pochodnie rzucały mój cień na ścianę, ale strażnik który chrapał w zaułku niczego nie zauważył.
  Przemknąłem koło niego i zabrałem mu klucz przypięty do zbroi, zupełnie jak w bajkach.
Długo zaglądałem do celi i chwytałem się za każdym razem w głowę.Więzienie, to więzienie, ale w jakich oni żyli warunkach?? Sedesy to chyba nie były myte od jakiś 5 lat!!!! Brudne ściany, podłogi, stęchlizna, rozkładające się ciała i kości...
  Mój ojciec pewnie był nawet nieświadomy, że to wszystko tak wygląda, gdy Amadeusz wciskał mu kit,
że "Wszystko jest w wymaganym stanie".
Pff... Wymaganym. Dobre sobie...
Szukałem długo... Aż wreszcie ją znalazłem.
I przeraziłem się.
 Jak mogłem doprowadzić ją do takiego stanu?
Ręce mi drżały gdy otwierałem cele.
"Drzwi" poddały mi się z głuchym jękiem.
  Tea skulona w kulkę mamrotała coś rozpalona
- Joel... Joel... Spalenizna... Las... Las...
 Nigdy nie byłem tak przerażony... A to co czułem, gdy zobaczyłem jej wszystkie rany..
Cudem się opanowałem, a pomogła mi w tylko świadomość, że jej to wszystko wynagrodzę.
Wziąłem ją delikatnie na ręce, aż jęknęła z bólu. Obudziła się mrużąc oczy gdy niosłem ją przez celę.
- Jo...
- Ciii.... Nic nie mów..
Nachyliłem się i pocałowałem ją w usta.
Jeszcze nigdy nikt nie całował mnie tak rozpaczliwie i zachłannie.
 Tea jeździła mi po twarzy, włosach, torsie... To tylko wzmacniało moje poczucie winy. Zostawiłem ją tu...
Co ja sobie myślałem? Że to jakaś cela z porządnym łóżkiem, małym okienkiem i stolikiem do gry w karty?
  Odpowiadałem jej tym samym, jednak bałem się dać z siebie wszystko, aby nie poranić jej - i tak już suchych i spierzchniętych ust.
 Trudno było mi przemknąć nie zauważonym do swojego pokoju, który leżał na drugim piętrze.
Raz prawie nakrył mnie Marcillo, a za drugim razem sam ojciec Sarah!!
Jednak udało się i Tea znalazła się bezpiecznie na moim łóżku.
Zamknąłem drzwi z ulgą.
 W pokoju panował mrok. Zapaliłem światło. Cały zamek spał (z małymi wyjątkami), więc nie było obaw, że tu ktoś nagle wtargnie.
  Podrapałem się w głowę. Tea była w masakrycznym stanie. Cała brudna w potarganych i postrzępionych ubraniach... W dodatku z kutymi ranami.
 Postanowiłem najpierw dać jej coś do picia. Nalałem wody do kubka i podniosłem jej głowę z czułością.
 Sączyła zachłannie i rozpaczliwe letni płyn. Skończyła w mgnieniu oka.
- Chcesz jeszcze kochana?
Nachyliłem się do niej.
- Kochana... - Uśmiechnęła się lekko.
Pocałowałem ją w bladą i zcharowaną dłoń.
- Chcesz pić...?
- Nie Jo... Chcę ciebie...
- Jestem tu...
- Nie odchodź... Błagam... Połóż się koło mnie...
Chwyciła mnie za koszulkę i przyciągnęła panicznie do siebie.
  Myślałem, że zaraz oszaleję z rozpaczy. To wszystko była moja wina.
Pochyliłem się i podniosłem Tęe. Zaniosłem ją do łazienki.
 Pomogłem ją zdjąć bluzkę, a raczej coś co z niej zostało i dżinsy w strzępkach.
Zostawiłem ją w samej bieliźnie. Chociaż to co z niej zostało trudno było nazwać bielizną i gdzieniegdzie widać było prześwity...
 Bardzo trudno było mi odwrócić wzrok, zwłaszcza, że Tea miała naprawdę niesamowitą figurę...
- Zostawię cię tu, a ty się umyjesz, dobrze?
Zapytałem z troską i pomogłem jej wejść do kabiny.
- Dobrze...
Szepnęła.
Zamknąłem drzwi do łazienki i przejechałem po mokrych od potu włosach. Wypuściłem przy tym powoli powietrze z płuc. To wszystko moja wina... To wszystko moja wina... - Tłukło mi się w głowie.
Gdyby nie ja... Nic takiego nie miałoby miejsca...
  Tea żyła by sobie szczęśliwe ze se swoją przyjaciółką...
 No bo może, gdyby Tea mnie nie poznała... Jej życie potoczyłoby się inaczej.
Może wcale nie znalazłaby się tam wtedy... O tej porze...
  Usłyszałem szum wody i ulżyło mi. Cały czas się bałem, że tam zemdleje...
Poszperałem w szafce w poszukaniu jakiegoś najmniejszego podkoszulka.
 Znalazłem idealny, skrócony w praniu. Pozostawała kwestia dołu...
Wymknąłem się i pobiegłem szybko do pokoju siostry.
Miałem nadzieję, że zostawiła jakieś damskie bokserki, spodenki czy coś w tym rodzaju...
 Akurat w samym koncie szafy leżały wyprane i świeżutkie białe spodenki.
Podrapałem się w głowę. Chyba takie noszą dziewczyny... A Blae była mniej więcej wzrostu i masy ciała Tei.
 Wróciłem z powrotem do pokoju. Woda już nie leciała.
Teaurine opatulona w ręcznik trzęsła się przy grzejniku.
Podbiegłem do niej i podałem jej ubrania.
 Podrapałem się w głowę.
- To... Ty przebierz się, a ja... Załatwię coś do jedzenia.
 Marcilla nie było. Podkradłem trzy bułki, parę plasterków szynki i żółtego sera. Poszperałem jeszce za masłem i nożem... Pomyślałem też, że miło będzie jeśli Tea napije się czegoś ciepłego..
 Obładowany produktami poszedłem na górę.
Dalej blada i mizerna, choć już czysta i zadbana Tea stała na przeciwko mnie niezdecydowana. Moja koszulka - choć najmniejsza i skurczona - zwisała jej po uda.
  Gdyby ktoś nie wiedział, że ma na sobie spodenki, to by pomyślał, że ma na sobie tylko ten T-shirt.
Chrząknąłem.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia..
- Dziękuje.
Szepnęła słabo i usiadła na łóżku.
Zostawiłem jej jedzenie i poszedłem szybko do łazienki wziąć prysznic.
Gdy wróciłem trzech bułek i herbaty już nie było..
To było okropne... Jeszcze nie dostawała porządnego jedzenia...
Skuliła się...
I zaczęła płakać.
Przerażony podbiegłem szybko do niej i przyciągnąłem ją do siebie.
- Co się dzieje?
- To wszystko moja wina...
- Co ty wygadujesz?!
Byłem w szoku.
- Gdyby nie ja... Ożeniłbyś się z kimś normalnym... Miałbyś zwykłe życie..
- I nudne. Nieciekawe... Przy tobie czuję, że żyję...
- Naprawdę?
- Naprawdę. Jestem szczęśliwy... Kocham cię...
Powiedziałem czule i z pełną mocą w głosie.
Tea pociągnęła mnie za ręke i upadłem koło niej. Było naprawdę gorąco, jak na wiosnę. Zdjąłem podkoszulek i przyciągnąłem ją do siebie.
  Zaczęliśmy się namiętnie całować. Usta Tei od wody zrobiły się wilgotne i soczyste.
Gdy przejeżdżałem ręką po jej udzie syknęła.
Spojrzałem zaniepokojony w to miejsce.
- Kto ci to zrobił...?
Powiedziałem skamieniały.
- To nic..
- Powiedz.
Zażądałem wściekły.
- Mój sąsiad z celi...
Poddała się.
- Jak go dorwę to..
- Nie dorwiesz go..
Pocałowała mnie mocno.
- Nie dorwę..
Wymamrotałem poddany jej urokowi.
  Najważniejsze było to, że miałem ją koło siebie... Całą i... Prawie zdrową.
Postanowiłem, że jutro zajmę się jej ranami.
Podejrzewałem, że szybko przy niej nie usnę.
Uśmiechnąłem sie lekko i pogłaskałem ją po twarzy. Wszystko będzie dobrze... Musi być...






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz