sobota, 1 marca 2014

Od Blaeberry

 Słyszałam tylko szept Bruna "dasz radę" i dobre oczy Eli pełne otuchy i dobra. Nie miałam już siły i tylko resztkami jej wydałam na świat małego. Pierwsze co zobaczyłam gdy położyli mi go na piersi, to piękne, czarne oczka i ciemne, małe loczki skręcające się na jego główce.
  Pocałowałam go wtedy w czółko i szepnęłam "Jesteś moim skarbem. Nigdy cię nie opuszczę".
A potem zasnęłam z wycieńczenia. Jednak nie byłam zaniepokojona, co się stanie z Christianem. Póki tam był Bruno i Ela byłam szczęśliwa.
  To było parę dni temu, a pamiętałam każdy szczegół.
Dziś wróciłam z małym do domu. Był śliczny. Nie umknęło mojej uwadze, że rozwijał się troszkę szybciej od innych dzieci, to znaczy, że powinien mieć parę dni, a wyglądał na paręnaście. Jak powiedział Bruno, można było się tego spodziewać.
 - No co malutki. - zaćwierkałam łapiąc go za małą, zgrabniutką stópkę.
Obserwował mnie uważnie, a jego oczy mówiły "Daj spokój mamo. Nie jestem zwykłym dzieckiem".
- Co robi nasz zuch? - zapytał Bruno wchodząc do pokoju. Zaczął grzebać w szafie.
- Czego szukasz? - spytałam go i zaczęłam przewijać małemu pieluszkę.
- Bluzy. Tej czarnej z białym nadrukiem.
- Suszy się. Zobacz czy wyschła.
Pokiwał głową i poszedł do łazienki. Gdy wrócił, pogrzebał w szufladzie i zabrał jakiś przedmiot.
- Gdzie idziesz?
- Idziemy z Camilą obejrzeć mieszkanie.
Camilla... Jak zwykle musiała mi zatruwać życie.
  Po ostatniej małej awanturce w której uczestniczyła również Ela, Bruno był spokojniejszy i wydawać by się mogło, że zawsze obserwował mnie czujne.
- Och. A sama nie może? - zapytałam zagryzając wargę. Mały wesoło zawierzgał nogami.
Wzruszył ramionami.
- Poprosiła mnie, więc dlaczego mam jej nie pomóc.
- Ależ oczywiście. - powiedziałam cicho pod nosem ironicznie, ale dodałam głośno. - O której wrócisz?
- Powinienem być gdzieś o 14 - 15
Pokiwałam głową. Bruno cmoknął mnie w policzek i wyszedł. Po chwili usłyszałam świergot Camilli. I gdyby nie mały, złapałabym ją za kudły i zakneblowała jej gębę, aby więcej nie gadała.
 Wzięłam Christiana na ręce i poszłam do kuchni. Przestawiłam krzesełko tak, że gdy posadziłam na nim Christiana, był w pozycji na pół leżącej. Może i rozwijał się szybciej, ale nawet dwutygodniowe dzieci jeszcze nie umiały siadać.
  Obserwował mnie uważnie, a ja puściłam disco polo i zaczęłam tańczyć z warzechą przy ustach udając, że śpiewam. Mogłabym przysiąść, że wywrócił oczami.
  Tak było zawsze. Mijały dni, a ja mogłam się porozumiewać z El tylko za pomocą telefonu, bo ten jej Peter od siedmiu boleści nie pozwalał jej nigdzie wychodzić.
  Któregoś popołudniowego poniedziałku znów robiłam to samo. Zaczęłam doprawiać kurczaka i posoliłam ziemniaki gdy zadzwonił telefon.
 Wyciszyłam muzykę, a mały zaczął gaworzyć.
- Ci... - syknęłam do Christi'ego. - Halo?
- Blea? - usłyszałam zmęczony głos Eli.
- El! Och! Opowiadaj. Urodziłaś?
 Niestety, nie mogłam być obecna przy jej porodzie, bo po 1 nie miałam z kim zostawić Christiana (czyt. Bruno cały dzień w jakieś podejrzanej robocie). Po 2  lekarze pewnie, by mnie tak nie wpuścili. Po 3 mogłam przynieść jakiś wirus ze szpitala i zarazić małego.
  Jednak w sumie to nie było żadne usprawiedliwienie. Powinnam tam być, tak jak El była przy mnie. Byłam beznadziejną przyjaciółką.
- Tak. Mała jest na razie jest w inkubatorze...
- Och... Pewnie jest śliczna.
- Tak.  A jak tam wasz mały?
- Niezły z niego urwis. - roześmiała się, a ja ściągnęłam brwi.  - Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Przecież słyszę.
- No tak jestem trochę wymęczona..
- Uhm... Trochę?
-Bardzo.Wybacz, teraz będą robić jakieś badania Akkie.
-Rozumiem.
- Zadzwonię później, papa!
Rozłączyłam się i powiedziałam do Christiana.
- Twoja ciocia urodziła śliczną córeczkę.
 Pogłaskałam go po główce i zabrałam się do szykowania obiadu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz