czwartek, 20 marca 2014

Od Joela

  Na reszcie, miałem Teę przy sobie. Myślałem, że dosłownie rozjebie skurwiela, gdy dał mi do słuchawki Teę. Nienawidziłem pijawek i obiecałem sobie, że zrobię wszystko by ich wybić.
  Gdy dotarliśmy do domu, pomogłem Tei dojść do sypialni. Podziękowałem jej koledze i z ulgą westchnąłem.
- Zmęczona jestem.
- Naleje ci wody.
- Spać mi się chce.
- Zaraz cię rozbudzę. - mruknąłem z rozbawieniem.
Przewróciła oczami.
- Nie wiem czy wiesz, ale mam jedną, wielką ranę na brzuchu i na większe szaleństwa raczej nie mogę sobie pozwolić.
- Spokojne, to tylko kąpiel.
 Pocałowałem ją delikatnie i zaprowadziłem do łazienki. Pomogłem jej się rozbierać i dopiero wtedy, gdy zobaczyłem poskładane na pralce rzeczy Ivy, zakląłem cicho pod nosem. Zapomniałem zupełnie o jej pseudo - nauczycielu. Co ze mnie za ojciec?
  Tea rozłożyła się wygodnie i dopiero upewniwszy się, że dobrze się czuje i gdy uchyliłem drzwi, aby lepiej słyszeć (choć i tak słyszałem więcej niż przeciętny człowiek), wyszedłem z łazienki.
 Najpierw zajrzałem do pokoju Jeremiego. Spał rozwalony na łóżku, z wyciągniętą ręką i komórką w jego dłoni. Podszedłem bliżej, marszcząc brwi i wpatrywałem się uważnie w ekranik komórki.
  Widniało na tym zdjęcie dziewczyny.... Pod spodem wypisane było jej imię...
A więc to jest ta jego Akkie...
 Właśnie dzwoniła, a ja miałem dziwne przeczucie jakbym ją... znał... Ciało zaczęło mi promieniować, ciemną poświatą. Ale przecież zawsze tak było tylko, gdy robiłem coś naprawdę złego lub myślałem... Dodawało często siły i było bardzo pożyteczne, a jednak...W tej chwili nie byłem zły, ani nic takiego nie myślałem.
  Wyjąłem mu komórkę z ręki i jak zahipnotyzowany odebrałem.
- Jeremy?! Nareszcie odebrałeś! Dobijam się od dziesięciu minut... Znam już termin imprezy... Właśnie kupiłam sukienkę... Jeremy? Halo? Jesteś tam...?!
  Bez słowa się rozłączyłem i opadłem na brzeg łóżka.
To wszystko wydawało mi się takie znajome. Charakterystyczny akcent... Przeciąganie samogłosek... Skąd ja to znam...? Zaraz, zaraz! Przecież ja tak lekko przeciągałem!
  Nie miałem ochoty zagłębiać się w dalsze spekulacje. Czułem, że jeśli pomyślę bardziej, dojdzie do jakiegoś dramatu. Bez słowa położyłem komórkę na stoliku i wyszedłem z pokoju.
   Skierowałem się do po sypialni Ivy.
Gdy pchnąłem drzwi, zdębiałem. Małej tam nie było,  a na łóżko leżała kartka.
 Zmrużyłem oczy. Kartkę wypełniało ładne zgrabne pismo małej. Przyciągnąłem kartkę do oczu i choć nigdy nie miałem problemów ze wzrokiem, teraz miałem trudność w odczytaniu się.


Kochany tato, Kochana mamo! ♥
 Nie martwcie się o mnie. Wiem, że Jeremy pozwolił mi wyjść na godzinę, ale wujek Gregory, powiedział, że wycieczka zajmie nam o wiele, wiele dłużej. Nie będzie mnie może parę dni. Nie bójcie się, spakowałam potrzebne ubranka i kanapki. Zjem obiadek u babci, bo Gregory zabiera mnie daleko do jakiegoś... Iranu? Coś takiego, ale będziemy przejeżdżać przez Francję, a tam mieszka babcia! Prawda...? 
  Jestem bardzo szczęśliwa, bo Gregory obiecał mi przejażdżkę na wielbłądzie i że pogłaskałam prawdziwą żyrafę! Nie mówiłam wam nic, bo wiedziałam, że i tak byście się nie zgodzili, ale Gregory to naprawdę dobry, miły pan! 
                                                                                                   Wrócę niebawem! Ivy

Z emocji zakląłem głośno ściskając kartkę. Dłonie mi pobielały i przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. A gdy zdałem sobie sprawę, że jej kolega jest miłym panem i że nazywa się Gregory...
- Kurwa mać! - wyrwało mi się, a Tea która właśnie stanęła w progu, przyglądała mi się zaniepokojona.
- Co się stało? - zapytała.
 Odwracałem wzrok. Nie chciałem jej nic mówić. Sam zachlapałem i powinienem sam to odkręcić, a nie wciągać w to Tei, która dopiero tyle przeszła.
- Nic... takiego...
Jednak zanim się obejrzałem, szklanka z wodą stojąca na biurku, przewróciła się, a strumień wody w powietrzu wyrwał mi z ręki kartkę i "popłynął" ku Tei.
  Uśmiechnęła się triumfalnie do mnie, a ja stałem patrząc na nią bezradnie. Po chwili mina jej zrzedła. Wytrzeszczyła oczy czytając coraz szybciej, a ręce jej zbielały. Gdy skończyła popatrzyła na mnie wielkimi oczyma i upuściła kartkę na ziemię. Odwróciła się i pobiegła.
- Tea!! - krzyknąłem za nią i złapałem ją za ręke w ostatnim momencie.
- Chodzi o tego Gregory'ego? On ją chce wywieźć do Iranu!! Mówił mi kiedyś, że zamierza znaleźć jej odpowiedniego męża i wyszkolić na jego służącą, kiedy byłam pod jego kontrolą! Wtedy wydawało mi się odpowiednie... Z początku. A potem o tym zapomniałam! Aż do teraz!! Joel... Wiesz jak jest w Iranie... Błagam cię pozwól mi jej szukać!
Przyciągnąłem ją do siebie bez słowa.
- Poszukamy jej razem, chociaż myślę, że ty...
- Nie! Ja też jej będę szukać! To moje dziecko.
- Dobrze... Poczekaj... Wezmę samochód i jedziemy. Obudź Jeremiego, może nam pomóc.
 Zestresowany znalazłem kluczyki. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz