sobota, 15 marca 2014

Od Blaeberry

 Obudziłam się. Stanęłam na nogach chwiejąc się lekko i rozglądnęłam się.
Jakiś mały pokój, wąskie łóżko, drobne okienko z podniszczoną żółtą zasłonką w kratkę  i obrazek przedstawiający kotka nad łóżkiem. Tyle.
 Próbując sobie przypomnieć o co chodzi, nie dałam rady. Miałam czarną, ziejącą  dziurę w pamięci. Jedyne co miałam tam wszczepione to postać wysokiego, przystojnego mężczyzny z czerwonymi oczyma i brązową, zmierzwioną strzechą, oraz smukłą, ładną bardzo jasną blondynkę.
  Gdy wyszłam z małego pokoju dostrzegłam kalendarz wiszący na ścianie. 20 maja.
Uniosłam brwi. Dlaczego po obudzeniu leżałam na podłodze? Dlaczego nic nie pamiętam oprócz tych dwóch postaci? Czy ja zemdlałam? A może... Miałam jakiś nieprzyjemny wypadek?
  Nagle poczułam mgiełkę słodkich, pomarańczowych perfum.
Odwróciłam się. Przede mną stała ta sama blondynka z pamięci. Uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
- O, już wstałaś.
- Kim jesteś? - zapytałam podejrzliwie.
 Blondynka uśmiechnęła się lekko i otarła dłoń ubrudzoną... chyba jakąś czekoladą... o spodnie i wyciągnęła przed siebie rękę, podchodząc powoli.
- Jestem Coin Dominique. Mów mi po prostu Coin.
Coin... dziwne imię...
Gdy tylko się do niej zbliżyłam, poczułam przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Wszystkie moje wcześniejsze podejrzenia szybko się rozwiały. Jak gdyby nigdy nic wpadłam jej w objęcia i przytuliłam ją pewnie.
Zaśmiała się cicho.
- To rozumiem... Choć pomożesz mi. - uśmiechnęła się. - Zaraz tu przyjdzie Pablo.
- Pablo? Kto to? - uniosłam  brew i pozwoliłam jej się chwycić za ręke.
- Poznasz go, poznasz.
  Zaprowadziła mnie do małej, jasnej kuchni. Urządzona raczej damską ręką przyciągała uwagę. Skromne szafki, mała lodówka i wąski kran. Najbardziej w oczy rzucały się krótkie firanki w czerwono-białą krateczkę.
  Piekarnik był podświetlonym. Mogłam w nim zauważyć w wąskiej brytfance ciemne ciasto.
Na mój wyraz twarzy, Coin odpowiedziała swobodnie.
- Nie jestem za dobą kucharką, ale myślę, że ten murzynek udał mi się dobrze.
- Murzynek... - powtórzyłam cicho.
Nagle moja fala bezgranicznej ufności rozwiała się lekko i wyrzuciłam z siebie szybko.
- Dlaczego obudziłam się na podłodze, a nie na łóżku?
Coin odwróciła się i szybko wlepiła wzrok w moją głowę.
- Prawdopodobnie spadłaś. - odpowiedziała wzruszając ramionami.
Ale jak ja mogłam spaść? Czy coś tu... Nagle te podejrzenia zaczęły się rozwiewać. No tak! Jaka ja głupia jestem! Oczywiście, że spadłam. Jak mogę posądzać tak wspaniałą kobietę o kłamstwo?
- Idź się wykąpać. Łazienka jest po prawej, za korytarzem. Ubrania już przygotowałam ci na szafce, kosmetyczkę również.
  Podeszła do mnie i ponieważ była wyższa, nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek. Czułam, że został mi na nim ślad czerwonej szminki.
 Uśmiechnęłam się lekko i nic nie powiedziałam. Poszłam we wskazanym kierunku. Coin, była taka kochana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz