sobota, 8 marca 2014

Od Joela



W gruncie rzeczy już prawie podjąłem decyzję. Postanowiłem, że obronię Teę i Gregory jej nie zabierze.
  Jednak ostatnie wiadomości zmieniły całkowicie obraz rzeczy.
Sebastian powiadomił mnie, że wojna była tuż tuż. Jedynym wyjściem, było ukrycie Tei i Jeremiego w jakimś bezpiecznym miejscu.
 Ale szybko do mnie dotarło, że to nic nie da. Znałem Teę. Wiedziałem, że nie będzie siedzieć spokojnie i czekać na mój powrót tylko rzuci się w wir walki. Taka już ona była.
  Wzdrygnąłem się na wizję jej – rozszarpywanej przez jakiegoś wampira.
Zamknąłem oczy. Wiedziałem co trzeba zrobić. Czułem, że to nie łatwe…
Ale dla Gregory’ego była prawdziwą perłą. Podobała mu się. Byłaby żyła przy nim jak królowa, odcięta od tego chorego, nadnaturalnego świata.
 Podjąłem decyzję. I choć mnie to bolało, za bardzo ją kochałem, by pozostać egoistą i zostawić ją przy sobie.
  Wiedziałem, że Gregory przyjdzie dziś i nie będzie czekał. Dlatego bez słowa przyciągnąłem do siebie Teaurine. Cały gniew, niedomówienia, żal, lęk – rozlały się między nami. Całowałem ją namiętnie, głaszcząc po bladych plecach odbijających światło księżyca. Siedziała na moich kolanach okrakiem, zaplatając wokół mnie nogi i ręce. Cały czas miałem świadomość tego, że dzieje się to po raz ostatni.  Że po raz ostatni przyciska piersi do mojej klaty. Że po raz ostatni oplata mnie nogami. Że po raz ostatni głaszcze mi włosy. Że po raz ostatni mnie całuje. Że po raz ostatni szepczę słowa – „kocham cię”.
  A potem przebyłem mur obojętności, gdy krzyczała dramatycznie na mnie i płakała na przemian. Gregory już przybył.
- Usuniesz jej pamięć, czy ja mam to zrobić? – zapytał obojętnym tonem.
Z cierpieniem rozsadzającym niemal serce, patrzyłem jak jeden z ich ludzi zakrywa jej usta i twarz, oraz krępuje z tyłu ręce. Czułem się jak jakiś zabójca. Czy miałem prawo nazywać się jej mężem? Nie. Ale robiłem wszystko, by była bezpieczna. Świadomość tego, że jest z kimś innym szczęśliwa była lepsza od udręki spowodowanej po stracie jej.
- Usunę… - szepnąłem cicho patrząc w okno.
Tej sztuczki nauczył mnie Sebastian. Nie opanowałem do końca, ale wiedziałem, że uda mi się to. To było piekielnie trudne. Przypominało wyjmowanie drobinek czekolady z ciasta.
  Skoncentrowałem się na jej głowie i sprawnie wszedłem do środka. Uderzyły mnie jej emocje, tak, że rozbolała mnie głowa. Ból i poczucie zdrady. Ale przede wszystkim była załamana perspektywą utraty Jeremiego… I mnie.
- Pozwólcie jej potrzymać jeszcze dziecko. – dodałem cicho. Gregory bez słowa skinął głową.
Podałem jej Jeremiego. Zauważyłem, że uśmiecha się ze smutkiem i przyciska go do siebie. Szepnęła mu coś cicho na ucho, gdy jednej z ludzi Gregory’ego poluźnił przepaskę na ustach.
  A potem zabrali jej dziecko, zawiązali ręce… To był jakiś koszmar. Działałem jak w transie. Skupiłem się na jej umyśle i wyrzucałem kolejno „kawałki czekolady”.
  Zajście w ciąże… Jeremy… Jego jasne niebiesko oczka… Lekkość gdy trzymała go na rękach.
  Przyjaciółki. Zdradliwa Coin… Wampirzyca Jade. Katy… Rosslyn. Dominique
Sarah. Blaeberry. Moja matka. Mój ojciec. Margaret…
Pałac. Las. Rio de  Janeiro. Francja. San Francisco. Vegas.  Ludzie Kennie…
 Jej matka. Ojciec. Rodzina.
 I  wszystko pozostałe.
 W tym ja… Czułem przesiąkniętą miłość i tęsknotę przez jej wspomnienia. Ja śmiejący się. Ja o groźnej minie. Ja troskliwy. Ja całujący. Ja przytulający. Wspomnienia z pierwszego razu… Ślub. Pierwszy raz gdy mnie zobaczyła. Mój pokój.
 I wszystko inne…  Szukałem jeszcze czegoś. Wiedziałem, że zawsze zostanie jakiś okruszek… Ale teraz usunąłem wszystko. Wszczepiłem w jej umysł jedną, głupią i bolesną dla mnie myśl.
„Kocham Arthura (Gregory miał wiele imion). Chcę mu służyć  i być mu wierna. Nikt inny się nie liczy”.
 Podszedłem do niej bezszelestnie. Teraz już nie płakała. Stała nieruchomo. Nie musiała mieć odsłoniętych oczu, by widzieć na jej twarzy dezorientację. Pocałowałem ją lekko w usta, a gdy odsunąłem się powiedziała cicho.
- Arthur? Czy to ty?
 A więc… Udało się. Opadłem na łóżko obserwując Gregory’ego. Kazał bezgłośnie wyprowadzić Teę. Uśmiechnął się do mnie i powiedział.
- Robienie z tobą interesów Joel, to sama przyjemność. Zobaczysz – nie pożałujesz.
 Odszedł.
I ona odeszła.
Nic nie pozostawiając po sobie.
Oprócz potwornego, piekącego bólu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz