niedziela, 16 marca 2014

Od Blaeberry

 Byłam jakaś niespokojna. Czułam, że dzieje się coś złego. Coin dyskutowała z kimś przez telefon.
- Mówiłam ci Pablo. Ta wredna starucha, nie pozwoli nam zabrać Winchester, na okup dla Petera. Yhm... Tak tym bardziej tej małej... Trzeba jej się pozbyć, abyśmy się dobrali do tej Elanor całej.... Yhm.... Ale wiesz co Peter ma powiązki z aniołami, łatwo go wykorzystać...  Co? Zamierzasz ją wywieźć do burdelu? Proszę cię, ona wywodzi się z tego starego plemienia Kennie. I tak za niedługo umrze... Co...? Ah no tak masz racje. Moglibyśmy spróbować zabić starą. Kogo widziałeś? Widziałeś tą szmatę... i Joela? Mają DRUGĄ CÓRKĘ?! Słucham?! Tego za wiele. Jak ona urodzi trzecie dziecko... Dobra, dobra wpadaj. Twoja niewolnica chcę cię poznać. Hahah. No tak tak. No dobra przyjeżdżaj.
 Gdy weszła do pokoju podniosłam wzrok.
- Niewolnica...?
- Mówiłam o...  - przygryzła wargę i wlepiła wzrok w moją głowę.
Po chwili nurtujące pytania się rozwiały. No tak... Przecież byłam niewolnicą. Służyłam dobrej i kochanej Coin oraz nieznanemu Pablo. Musiałam być posłuszna, a ona niech mnie nazywa jak chce.
- Choć tu. Jak ty wyglądasz. Gdy Pablo przyjdzie musisz być piękna.
Zaprowadziła mnie do pokoju i pomogła mi się ubrać w ładną, białą sukienkę ze złotym paskiem przepasanym w talii. Wzdrygnęłam się, gdy zasunęła mi zamek na plecach.
 Odwróciłam się na jej polecenie.
- No... Teraz dobrze... Choć tu bliżej.
Zrobiłam krok w jej stronę, tak, że nasze twarze dzieliło parę centymetrów. Przechyliła głowę z lekkim uśmiechem i położyła mi dłoń na policzku.
- Piękna jesteś,
  Nagle ktoś chrząknął. Speszona odsunęłam się i wbiłam wzrok w podłogę. Kątem oka zobaczyłam mężczyznę, w czarnej koszuli, z wytatuowanym skorpionem na nadgarstku. Widząc, jak się zarumieniłam powiedział ze śmiechem.
- No, no Coin. Co jak co, ale razem fajnie wyglądacie. Mógłbym popatrzeć na ostrzejsze sceny.
Roześmiała się lekko co zabrzmiało jak dzwonienie tysiąca małych dzwoneczków. Podeszła do mężczyzny i zarzuciła mu dłoń na bark.
- Oj Pablo, Pablo. Kosmate myśli ci chodzą po głowie.
- Bez przesady maleńka. Przedstawisz mnie tej pięknej, czarnowłosej dziewczynie?
 Odważyłam się podnieść wzrok na Coin. Uśmiechnęła się do mnie figlarnie i powiedziała.
- Bleabe (czyt. Blejb) kochanie, to jest właśnie Pablo, inaczej twój pan i władca - roześmiali się.
Skinęłam bez słowa głową.
- No, Pablo to jest właśnie Blae.
Podszedł bliżej i bez żadnych zahamowań włożył mi palec pod ramiączko stanika i przejechał ku dołu pod nim.
- Znamy się... Chyba nawet trochę bliżej...
Odważyłam się podnieść wzrok i powiedziałam hardo.
- Nie wiem o czym mówisz... Pablo... Widzę cię po raz pierwszy.
Roześmiał się.
- Nie byłbym taki pewny. Ostatnim razem byłaś bardziej potulna i chętna. - odsłonił białe zęby.
 Odwróciłam głowę. Do oczu cisnęło mi się łzy. Pablo odwrócił się i wymienił wzrok z Coin.
- Zrobisz nam coś do picia?
- Jasne.
Szybko się ulotniła, a ja żałowałam, że odeszła.
Gdy drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem wzdrygnęłam się. Pablo bez oporów przyciągnął mnie do siebie i palcem wskazującym uniósł podbródek.
  Był przystojny. Miał czuprynę kasztanowych włosów i czarne oczy. Pocałował mnie lekko.
O dziwo nie odsunęłam się. Pozwoliłam mu na to. Miał takie miękkie i gorące usta. Kilkudniowy zarost kół mnie w policzka, a na ciele czułam jego wszystkie mięśnie.
 Odsunął się ode mnie z błyskiem w oku.
- Chyba herbatka wystygnie. Chodź malutka.
Bez słowa poszłam za nim. Coś mi w nim nie pasowało. Ani w Coin.  Ani w tym całym moim położeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz