czwartek, 6 marca 2014

Od Teaurine

    No dobra. Czyli wszystko nie najlepiej się będzie układać. Może powinnam być tym cholernym wampirem i zabijać? Trzyma mnie od tego Jeremy. Nie chce żeby miał matkę mordercę. Chociaż, miałam ochotę zabić jakiegoś bezbronnego człowieczka. Ale to co się stało potem... zaczęłam o tym myśleć. Nie mogłam przestać. Co ja miałam zrobić? Znowu mnie okłamuje? A może mówi prawdę? Nie wiedziałam... Rozmowa ciągnęła się dalej...
-Stawiam warunek.
-Nie będziesz stawiać mi warunków...
-No dobrze. Postanowiłem, że masz 3 tygodnie, na doprowadzeniu się na normalne stosunki z Joelem. Próbuję wszystkiego, ale nic nie działa. Więc mówię ci jedno. Jeśli nie dojdziesz do mnie, to pożegnaj się ze wszystkimi. Jestem potężniejszy niż ci się słonko wydaje. Twój synek... ach... słodki Jeremy... Nie wiem, czy go zabić, czy raczej udupić mu całe życie w cierpieniu?
-Zostaw go. On nic nie ma do tej sprawy.
-Możesz mówić Joelowi że byłem, rozmawiałem z tobą o tym. Trudno. Ale to jest FAKT którego nie zmienisz. Jesteś za słaba, ale zobaczysz, że będziesz jeszcze dla mnie.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Yhm. Czyli będziesz czekać?
-To tylko 3 tygodnie kotku! Dam sobie radę! -Zaśmiał się.
-Ale... Nic... Nie zrobisz Jeremy'emu... Joelowi...
-Myślałem, że jest dla ciebie nie ważny.
-Jest. Zawsze będzie.
-Potrafię władać czyimś umysłem. Myślisz że z tobą tak nie było?
-Przez ciebie to widziałam, i pokłóciłam się z Joelem?!
-Teraz mógłby cię znienawidzić, ale kochać. Zaraz tak się stanie... A ty jako pół wampir, stracisz swojego syna. Będą musieli ci go zabrać. Nie wiedzą że Kate ma cię znów ożywić. Będziesz człowiekiem, ale twój wygląd zostanie taki jaki jest teraz, co cię nie bardzo pewnie obchodzi.
-Nie bardzo rozumiem... Kto mi go zabierze?
-Joel, jego przyjaciele...
-Nie kłam... Mam dość! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!
-Konkretnie, takie dziecko jak Jer, nie może być z wampirem! Taka prawda! Twoja Kate ci to przyzna, przyjaciele twojego męża... A co? Boisz się?Boisz się mnie?
-NIE!
-Tak. Boisz się, ale nie chcesz tego okazać. Dlatego jesteś słaba, mogę do ciebie wniknąć. Łatwizna. Nie było problemem was skłócić. Słyszałem twoje protesty gdzieś w środku, ale no cóż... Pochłonęła mnie praca!
-Proszę... zostaw mnie...
-Przenieść się na twojego syna?
-Mam dość... proszę... zostaw go... mnie... Joela...
-Do niego nie mam dostępu. Jako ten pieprzony anioł nie mogę nim władać, a szkoda!Ale tobą mogę.
-Nie... proszę...
-Dam ci spokój na 3 tygodnie. Masz czas spokoju, ja znikam. Ale nie obiecuję, że nie będę cię okaleczał kiedy nawet mnie nie dostrzeżesz. Prosta praca, a jaka przyjemna. Sama ze strachu do mnie przyjdziesz.
-Tak działasz?
-Tak. Poprzez strach docieram do ludzi. Ilu do mnie doszło... A ilu musiałem wykończyć... Wielka strata... ale z tobą też tak będzie. I tak umrzesz z mojej zachcianki!
-Odejdź... -Mruknęłam wyczerpana.
-Na pamiątkę...
   Rozciął mi czymś rękę. I zniknął. Opatrzyłam ją, byłam zła, przerażona... Co ja mam zrobić do cholery!? Nie pozwolę skrzywdzić Jeremy'ego... Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Miał rację. Bałam się, ale nie chciałam tego okazać. Nie wiedziałam co ja mam robić... Nie kontrolowałam łez, po prostu leciały... W kilkanaście sekund miałam mokrą twarz. Nie płakałam, ale łzy niekontrolowanie zlatywały... leciały... przykryłam się kołdrą i zakryłam się po chwili cała. Ja się cholernie bałam... jego, tego co może zrobic. Nie byłam pewna czy mówił prawdę, ale jeśli chciał mnie nastraszyć to mu się to udało. Więc przez parę dni nie byłam to ja, tylko był to On... To wyjaśnia wszystko... tylko... Joel może mnie teraz nie chcieć widzieć, co rozumiem doskonale. Nie dziwie się. Kto normalny po takim czymś chciałby mnie widzieć? To oczywiste, to nie byłam ja, to był On który myślał że uda mu się nas skłócić. Udało mu się. Nie wiem co zrobić...     Zastanawiałam się cały czas, mały spał, a ja miałam na razie czas na myślenie. Byłam już przerażona. Okropnie. Co zrobi mojemu synkowi? Joelowi? Bliskim? Byłam załamana... Dosłownie. Osłabiona psychicznie... Nie miałam na nic siły, to tylko Go ucieszyło. Ręka piekła, kuła... Wszystko w środku mi pękało. Czułam się jak pieprzona bezbronna dziewczynka. Ku*wa... Nic nowego. Przerażona, słaba... Miałam dość, przegrałam walkę ze strachem i bólem... Przerażeniem... To z czym przegrałam, zawładnęło mną. Co dalej miałam robić...
   Usłyszałam drzwi, kroki... Ktoś wszedł do pokoju małego. Wstałam by sprawdzic czy to znów nie on. Wyglądałam w tym momencie strasznie. Na całe szczęście, był to Joel. Przetarłam czoło dłonią i westchnęłam ciężko.
-Co ci się... stało?
-Ehm... Nic... Nie ważne...
-Wyglądasz jakby ktoś umarł. No co jest?
-Pogadamy potem...
-Możemy teraz?
-Był tu. Znowu. Wiesz kto. Wiadomo skąd byłam taka wściekła na ciebie, skąd ta myśl o zdradzie... Chciał nas skłócić, dostać się do mnie... Chodziło mu o to by mnie złamać, przerazić... załamać. Udało mu się... Co mówił? -Wyprzedziłam jego pytanie. - Chce albo mnie, albo zabije Jeremy'ego. Bliskich... Chodziło mu o to byś się ode mnie odwrócił, przestał rozmawiać. Wtedy ma wolną rękę do mnie. Dał mi 3 tygodnie...
-Na co?!
-Na wolność? Od niego... Od tego koszmaru którym jest On sam... Mam tego dość... nie daje rady z nim...
-Kiedy to się stało?
-Pół godziny temu... Jakoś tak... Nie zawracaj sobie tym głowy... Nic nie zrobisz...
-Mogę więcej niż ci się wydaje. -Miał wyjść, ale odezwałam się. Odwrócił się i spojrzał na mnie.
-Jo... Tylko... wróć... Proszę... I przepraszam... Możesz mi nie uwierzyć w to co ci powiedziałam... ale przepraszam...
   Wyszedł.Miałam wrażenie że go to nie obchodziło. Może tak było. Może go już nie obchodziłam, nie chciał mnie? Był ze mną ze względu na Jeremy'ego?
    Poszłam do pokoju i znów się położyłam. Nie mogłam zasnąć, nie mogłam przestać o tym wszystkim myśleć...


***

Ruszałam się z miejsca tylko po to, by zająć się małym. Cały czas nie mogłam uwierzyć że to się działo naprawdę... Do czego jest zdolny jeszcze?! Byłam po tej całej operacji. Siłą wyszłam od Kate na drugi dzień, choć to niebezpieczne. Ale chciałam wrócić. Leżałam w łóżku i patrzyłam się w jedno miejsce jak jakaś opętana.
-Tea, może potrzebujesz pomocy?-Wyczuwałam w jego głosie obojętność, albo mi się zdawało.
Odpowiedziałam dopiero po kilkunastu sekundach.
-Nie.
-Przecież... widzę co się z tobą dzieje.
-Nic się ze mną nie dzieje. Jest... dobrze... -Znów kłamałam. -No dobra... wiem że jest ze mną źle. Ale nie daje sobie rady z nim. Nie zawracaj sobie tym głowy, nie warto. -Nie patrzyłam na niego.
Tylko zakopałam się pod kołdrą. Znów niekontrolowane łzy... Cholerne łzy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz