sobota, 1 marca 2014

Od Teaurine

Wyszłam z pokoju. Dopiero co się obudziłam... Powróciły myśli o Jeremym, co bardziej mnie przygniotło do . Bałam się o niego, przestałam wierzyć Coin. Stała się dziwna, no bo... była zupełnie inna. Zawsze starała się mnie chronić, a tutaj... zabiera moje dziecko. Jutro zaplanowałam spotkanie z Jade, co prawda nie zapowiedziane, ale musiałam wpaść do niej znienacka.
   Usłyszałam za sobą kroki, myślałam że to Joel, ale się myliłam. Był to ten sam, który był w moim śnie. Który nęka mojego syna.
-Wyglądasz lepiej niż wtedy kiedy pierwszy raz z tobą rozmawiałem.
-Czego chcesz?-Spytałam w miarę spokojnie ale nerwy chciały się uwolnić.
-Ciebie. Joel nic nie wspominał? Ech... Więc jesteś nieświadoma tego wszystkiego?
-Nie musze wiedzieć.
-Ale chciałabyś.
-Może dobrze że nic nie wiem.
-Wyłapałem moment, kiedy go nie będzie w domu. Coin dobrze się spisała. No... Tego nie musisz także wiedzieć.
-Coin?! Co jej zrobiłeś?
-Chciała Cię ochronić... Cóż... była zbyt słaba na trzech moich ludzi. Udało się jej zabić jednego... sama sobie zasłużyła.
Pokiwałam głową z niedowierzaniem. Ona nie żyje... wiedziałam że coś mi nie pasuje... Zabolało mnie to.
-Twój mąż nie jest święty. Spał z tą Dominique... mam racje?-Uśmiechał się złośliwie.
Chciał mnie sprowokować.
-Nie kłamie. Wiem więcej niż ci się wydaje Teaurine. Zdradził cię. Nie jesteś dla niego ważna!
Wiedziałam że kłamie, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Za dużo informacji... Za dużo sobie wyobraziłam.... strata Coin... Joel miałby mnie zdradzić...













-Nie wierze ci. -Powiedziałam po chwili. -Nie jestem w stanie uwierzyć że Joel mnie zdradził...
-Twój wybór. Potem będziesz tylko cierpiała. Teraz... też... -Stwierdził, udając zamyślonego.
Wydawało mi się, że słyszałam kroki, jakby ktoś wchodził. Odwróciłam wzrok na ścianę. Nie bałam się go, ale chciałam żeby zniknął z życia mojego, Joela i Jeremy'ego.
-Cii... -Szepnął bym nie krzyknęła.By nikt się nie dowiedział że on tu jest.
Zabrał mnie do pokoju sąsiedniego. Zamknął na klucz i skierował wzrok na mnie.
-Postać człowieka mi nie służy...-Mruknął. -Jak możesz wytrzymywać?
-Bo jestem człowiekiem.
-Ych... Marne życie co?
-Nie. Jest doskonałe.
-Ze mną byłoby lepsze.
Zaśmiałam się.
-Żartujesz sobie. Nie dorównujesz Joelowi... Jesteś okropny...
-Schlebiasz mi!
Parsknęłam cicho.
Ktoś zaczął walić w drzwi do pokoju, w którym się znajdowałam z nieznanym mi mężczyzną. Już wiedziałam że to Joel.
-No! Cóż... Twój mąż wrócił...
Chciałam otworzyć drzwi i wybiec do Joela, ale on odepchnął mnie tak, że uderzyłam ciałem o ścianę. Został niewielki ślad po zderzeniu, a ja upadłam na ziemię. Wszystko mnie bolało, ale ku mojemu zdziwieniu, zauważyłam że... zatamowałam choć trochę bólu, nie wiem jakim cudem.. ale udało mi się. Nie na długo... Ból sprawił, wstrząs, przez co straciłam przytomność.


***

Obudziłam się i zobaczyłam Joela który leżał koło mnie na łóżku. Nie była to podłoga, na którą spadłam kilka... może godzin temu? Na twarzy Joela widziałam wściekłość, ale też zmartwienie. Kiedy mnie zobaczył, nagle to wszystko prysło, i delikatnie wtulił mnie w siebie by nic mnie nie zabolało.
-Wszystko w porządku kochanie?
-Ehm... Tak...
-Boli cię coś?
-Nie... Tylko ręka...
On automatycznie zerwał się z łóżka i spytał o którą rękę mi chodzi. Kiedy odpowiedziałam, że prawa, ujrzał na nim siniaka, jakby ktoś mnie mocno złapał za rękę. Lekko ją ścisnął, by sprawdzić czy nie mam jakiś poważniejszych złamań, jednak nic takiego nie było. Ręka mnie piekła... Zignorowałam to.
-Nic mi nie będzie.
-Mam nadzieję... Martwie się tym siniakiem...
-Zniknie za kilka dni.
-Wiem... Jak mogłem zostawić cię...
-Nie obarczaj się...
-To moja wina.
-Nie. -Usiadłam na łóżku. -Powinnam się teraz zwijać z bólu po tak silnym zderzeniu, ale tak nie jest. Nie rozumiem dlaczego, to nie jest możliwe... Ale nie obchodzi mnie to. To nie twoja wina. Niczyja. -Pocałowałam go lekko.
Uspokoił się.
-Chcesz kogoś zobaczyć?-Uśmiechnął się.
-Znowu ktoś kto chce mnie zabić?-Ja także się uśmiechnęłam.
Zaśmiał się pod nosem.
-Nie tym razem. Nikt Cię już nie skrzywdzi, On też. Kocham Cię. Nie pozwolę by ktoś nawet Cię tknął.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.


















-Ja też Cię kocham. No... To kogo miałam zobaczyć?
-Chodź. -Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do pokoju który miał być dziecka.
-Przestań... Nie chcę przypominać sobie że go tu nie ma...
Protestowałam za wejściem do pokoju, ale Joel był oczywiście silniejszy i wepchnął mnie tam.
Nie mogłam uwierzyć. Dziecko leżało w łóżeczku, spało. Byłam w szoku...
-Jak...?
-Przyniosłem go. Miałem dość tego, że jest tam gdzie nie powinien być.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Dziękuje... -Szepnęłam.
Dłonią pogłaskałam jego malutką główkę. Przewrócił się na brzuszek i dalej spał.
Wyszliśmy z pokoju. Byłam bardzo zmęczona. Zamknęłam drzwi, przysunęłam się do Joela i uśmiechnęłam się. Kochałam go bezgranicznie. Nigdy to się nie zmieni.






*A tutaj do posłuchania coś :)*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz