wtorek, 18 marca 2014

Od Blaeberry

 Ze zmarszczonym wyrazem twarzy odsłuchiwałam nagrania nieznanej kobiety - czyli jakieś Elanor.  Jaki Christian? Jaki syn? O co jej chodziło?
  Zaczęło mi coś prześwitywać, jednak Pablo szybko zgasił moje jakieś domysły.
- To masowa wariatka, mówię ci. Nagrywa się nieznanym ludziom na telefon, opowiadając im, że ma z nimi dziecko... Albo w twoim przypadku, że ma twoje dziecko u siebie pod opieką.
- No, ale po co to robi?
- No, żeby wyłudzić kasę! Nie wiesz jakie żyją naciągaczki w tych czasach?
- Uhm. - mruknęłam, jednak sprawa nie dawała mi spokoju. - Wiesz, może jej chociaż napiszę, że żyję... i żeby się odczepiła?
- Nie, skarbie, prosiłem cię... Kupię ci jutro nową komórkę.
Mruknęłam coś niewyraźnie pod nosem i poszłam do siebie.
  Sprawa wyglądała tak. Byłam całkowicie zależna, od Pabla. Lubiłam go, bo... Opiekował się mną i pomagał mi po tym okropnym wypadku. Straciłam podobno pamięć. Posprzeczaliśmy się o coś i wpadłam pod samochód. Pablo powiedział mi, że przed wypadkiem byliśmy ze sobą.
  Nie wiedziałam, czy nadal go kocham. Miał piękne czarne oczy... Ale nie o tych ciągle myślałam...
 Czułam się tak dziwnie pusta. Jednak dobrze mi było w tym życiu. Pablo pomógł mi odnowić swoją pasję.
- No śmiało. - powiedział któregoś pamiętnego popołudnia, przynosząc mi wiolonczelę do domu.
Jakieś wspomnienia pobudziły mi się w głowie. Broniłam się dość długo.
- Ale ja nie potrafię!
- Spróbuj.
- Pablo... Wygłupię się tylko...
- Nie wygłupisz. No spróbuj, mówię ci!
  Wzięłam do ręki smyczek i zamknęłam oczy. Palce ułożyły mi się jakoś naturalnie... Po pierwszym dźwięku jak zaczarowana, automatycznie zaczęłam grać jakąś pierwszą lepszą melodię, która chodziła mi po głowie. Palbo był zaskoczony, ale z zadowoleniem słuchał mnie.
 Bardzo też polubiłam Coin. Była wspaniałą przyjaciółką. Taką... Szczerą... Miłą... Uczuciową... Zabawną!
Podobało mi się to życie które wiodłam. Było... Okej... Ale tylko okej... Czułam w umyśle jakąś dziurę, która zawsze zalepiała się podczas snu... Ale gdy wstawałam, rozrywała się na nowo, bo przez miesiąc (od przebudzenia się na podłodze po wypadku) nie zapamiętałam ani jednego snu.
  Dziś stało się coś dziwnego. Leżałam jak zwykle wtulona w Pabla. Jeździł spokojnie po moim ciele i dotykał mnie naturalnie, a to sprawiało mi wielką przyjemność. Chyba go kochałam...
 Gdy zasnęłam, czułam, że łóżko wypręża się. Pablo gdzieś zniknął...
I wtedy pierwszy raz zapamiętałam swój sen. Wcale nie był przyjemny.
  Stałam, na jakimś wzgórzu. Nie pamiętam jak byłam ubrana, ani jak się zachowywałam... Wiem, że było mi ogromnie przykro i czułam strach...
 Potem przeniosłam się gdzieś z wiatrem. W uszach miałam piękną melodię wiolonczeli.
Trafiłam do jakiegoś obskurnego budynku. Zobaczyłam mężczyznę.e W jednym, ciemnym pomieszczeniu, bez łóżka, mebli, ani niczego. Po prostu szara podłoga, szare ściany, jedna świeca i malutkie okienko.
  Na samym środku klęczał właśnie ten mężczyzna, w samych, czarnych spodniach z nagą piersią. Ręce miał skrępowane po plecach i pochylał się patrząc tępo z ogromnym bólem w oczach. Jednak nie to rzuciło mi się najbardziej w oczy...
 Miał wielkie, czarne skrzydła. Gdzieniegdzie powyrywane i oskubane. Jarzyły się dziwną poświatą.
 Miałam ochotę ich dotknąć, ale cofnęłam się.
 I właśnie wtedy w jego oczach... Zobaczyłam...
Zobaczyłam swoją twarz wykrzywioną bólem i krzyczącą.
  I wtedy sama obudziłam się z krzykiem.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz