czwartek, 20 marca 2014

Od Elanor

Minęło trochę czasu. Od tamtego dnia Akkie chodziła lekko poddenerwowana i jakaś dziwna. Nie chciała o niczym gadać. Dziś musiałam z Peterem wyjechać na weekend. Nie chciałam zostawiać dzieci ale też wiedziałam że.muszę jechać.
-W lodówce jest pełno jedzenia. Kupiliśmy wam też trochę słodyczy. Emm... co jeszcze? Ah.. sąsiadka ma do was doglądać. Max 23 macie być w domu. Żadnych imprez i macie jeść śniadanie, obiad i kolacje! Nic tłustego i smażonego na kolacje i nie siedzieć do późna tylko spać! Co jeszcze... a gdyby z naszym staruszkiem Finnem było coś nie tak dzwonić do weterynarza i do mnie. O wszystkim mnie informować. I..
-El daj spokój. Oni już są prawie dorośli a my musimy jechać.-ponaglał mnie Peter.
-Dobrze... a i pieniądze w razie czego są w sypialni w szkatułce. Wydawać w razie potrzeby. Jest tam 300 złotych. I... to chyba tyle.
Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy. Nie chciałam ich zostawiać. Bałam się że coś się stanie.

**Oczami Akkie**

-No i chata wolna-powiedziałam kiedy rodzice pojechali.
-Na prawdę robisz tą domówkę?
-Tak. Łap telefon i dzwoń do wszystkich z listy od polowy do końca a ja z początku do polowy. Na 21 mają już być z prowiantem.
Zaczęliśmy wydzwaniać. Byłam trochę zła ale było mi też trochę smutno. Z Jeremy'm nie miałam kontaktu bo nie odpisywał ani nie odbierał telefonu. Nie wiedziałam co się stało. Ale teraz moje urodziny były najważniejsze.
I tak mijały godziny i było coraz bliżej imprezy...

**Ciąg dalszy od Elanor**

Była już 4 w nocy. Byliśmy już prawie na miejscu. Jechaliśmy autostradą. Nagle... dostałam zawrotów głowy. Kierowałam a Peter siedział obok.
-Elanor!!!-krzyknął.
Jednak było za późno... szybko zmieniłam pas prosto pod rozpędzoną ciężarówkę. W głowie dudniła mi umowa z czarownicą.
Poczułam zderzenie a potem ciemność...
**Oczami Akkie**
Powoli już trzeźwiałam. Większość zaproszonych już sobie poszła. Impreza była udana. Zostałam akurat już sama z Christianem w domu kiedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wykończona chwiejnym krokiem podeszłam do nich zobaczyć który z gości czegoś zapomniał. Moja twarz musiała wyrażać ogromne zaskoczenie kiedy zamiast znajomej mi twarzy zobaczyłam trzech policjantów.
-Akkie Winchester?
-Tak.. byliśmy za głośno?
-Nie. My w innej sprawie. Możemy wejść? Lepiej jak usiądziesz.
Weszli. Usiadłam obok Christiana na kanapie.
-Twoi rodzice.. mieli wypadek.
-Co? Gdzie? Mogę pojechać do szpitala?
-Niestety... oboje... ponieśli natychmiastową śmierć. Przykro nam...
-Co?! To nie... nie... nie! To nie... prawda!!
Christian mnie przytulił. Płakałam długo. Pamiętam tylko ramiona Christiana i mój szloch rozchodzący się po całym pokoju.
Zasnęłam dopiero rano... kiedy sąsiadka dała mi kolejne tabletki na uspokojenie a także na sen. Wszystko legło w gruzach... moich rodziców już nie ma. I to moja wina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz