czwartek, 27 marca 2014

Od Christiana

 Chyba nigdy nie czułem takiego ogromnego bólu. Bólu związanego z moją przyszywaną siostrą. Czasami się o nią bałem, gdy wybiegała na drogę bez rozglądania się, albo gdy długo nie wracała... Ostatnim czasy najwięcej...
  Ale teraz bolało naprawdę. Bolało mnie to kim jest... Ale nie dlatego, że było to dla mnie strasznie przerażające.
 Tylko właśnie uświadomiłem sobie, że przez cały okres który spędzała ze mną w pobliżu, czułem pieczenie w nozdrzach i świerzbienie rąk, aby jej nie uderzyć. Do mojej świadomości nie dopuszczała tego jedynie moja miłość do niej...
 A teraz jakby miłość uciekła w tył mojego umysłu. Czułem tylko lęk. Nie byłem głupi i było to oczywiste, że anioły i.. i wampiry się nie uwielbiały...  Jedni byli wysłannikami od Boga... a drudzy tak jakby od szatana...
  Zmrużyłem oczy boleśnie i podniosłem nóż z podłogi. Akkie patrzyła tylko na mnie zaniepokojona, i mimo iż myślała, że jestem zwykłym człowiekiem, cofnęła się o krok.
  Podszedłem do niej szybko i szarpnąłem ją za ręke. Nabrała powietrza w usta zaszokowana, tylko nie zdążyła wypuścić.
 Pocałowałem ją nagle. W sumie sam nie wiedziałem, dlaczego. Może to było związane z tym, że chciałem sprawdzić, czy faktycznie nasze... rasy... się nienawidzą. Może też... Chciałem się z nią jakoś... Czule pożegnać? Rozważałem opcje opuszczenia domu na parę dni i wyruszenia w świat w poszukiwaniu swoich i zdobycia wiadomości o aniołach.
  Akkie stała przez chwilę jak wmurowana, a potem z wahaniem odwzajemniła pocałunek.
Po chwili poczułem lekkie pieczenie, które coraz bardziej się nasilało. Nie wiedziałem, czy ona też to poczuła... Ból się nasilał i stawał się tak nie do zniesienia, że ścisnąłem nóż trzymający w dłoni.
  Czułem, jak przesiąka mi rękaw bluzy, a potem kapie na podłogę.
 Akkie odsunęła się gwałtownie i patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili zmarszczyła nos w wyrazie obrzydzenia rozglądając się wkoło.
  Gdy trafiła na czerwone plamę na podłodze zdezorientowana i przestraszona spojrzała na mnie.
Ale mnie w jednym momencie nie było. Schowałem nóż do kieszeni i wyskoczyłem przez okno.
   Szedłem długo zamyślony. A więc jednak... Nie mogliśmy żyć normalnie. Okazywać sobie braterskiej miłości... Ani żadnej.
  Nie wiedziałem, czy mam w ogóle tam wrócić. Po co jej komplikować życie? Znalazła innych przyjaciół... Może nienormalnych, ale takich samych jak ona... Którzy jej "pomagali".
  Ja nie mogłem jej już dać oparcia. Byłem jej śmiertelnym wrogiem, a ona w końcu się zorientuje, że coś ze mną nie tak, jak nie zrobiła już tego wcześniej.
 Zerknąłem na ranę na dłoni. Złote obwódki na jej krawędziach zwężały się stopniowo. Rana nie goiła się tak szybko, jak rana... Akkie...
  Usiadłem na ławce. Nie wiedziałem ile wędrowałem. Słońce już zachodziło. Nie wiedziałem gdzie doszedłem. Przed sobą miałem wysokie, giętkie palmy i różowe morze. Zmęczony zastanawiałem się jaką decyzję podjąć... Wszystko się tak bardzo skomplikowało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz