niedziela, 30 marca 2014

Od Johanny



   Cały czas trafiałam na tych chłopaków. To chyba zacznie być rutyną, ale zajęłam się czymś innym. Swoim kuzynkiem który organizował wielką osiemnastkę na którą ma przyleźć pół miasta. Lubiłam się bawić na imprezach, ale nikogo tam nie znałam. Plusem było to, że Jass nigdy się na imprezach nie interesuje co się ze mną dzieje bo szybko dochodzi do stanu pijanego przyćpanego singla który podrywa każdą na boku. Pół miasta ma się zlecieć? Świetnie, cudownie. Pójdę na nią, będzie oczywiście na basenie i w ogóle w całym domu. Nie zabraknie miejsca dla nikogo, bo to duży dom, ale znając jego znajomych, to oni zaproszą swoich znajomych, i tak dalej.
-Cześć John. -Usłyszałam wesoły głos kuzynka.
-No to co, stary?Kończymy 18 latek.
-Będziesz na imprezie?
-Jasne, całe miasto pewnie o niej gada. Zobaczę.
-Może w końcu kogoś poznasz. Ile masz się męczyć sama?
-Sam jesteś singlem.-Parsknęłam śmiechem.
-Mniejsza... Przychodzi prawie całe miasto, łącznie ze starszymi i młodszymi, koledzy moich znajomych, i tak w kółko.
-Super. -Mruknęłam.
-Zaproś kogoś.
-Ha ha ha. Jasne, jeszcze moich idiotów tu brakowało. Pewnie się ze sobą prześpią.-Rzuciłam.
   Nagle wpadło trzech chłopaków, dość wysokich. Kiedy trzasnęli drzwiami i wpadli do wielkiej kuchni gdzie niedługo tu będzie niezły rozgardiasz, jak i pewnie w całym domu, jeden z nich z włosów zrobił mi kupę siana przez którą nic nie mogłam zobaczyć.
-Dzięki Nathan...-Mówię. -Tęskniłam za tobą i twoimi przygłupami.
-Jak zawsze, nic się nie zmieniłaś. -Uśmiechnął się szeroko Nathan. -Może w trakcie imprezy coś będzie...
-Hahaha! -Wybuchnęłam nagle. -Niezły żart!
-Co jesteś taka niedostępna? Daj się zaprosić gdzieś!
-No, to jest mały kłopot, bo moja piękna kuzyneczka nie dopuszcza do siebie nikogo. -Zaśmiał się Jass.
-Przepraszam was, ale naprawdę, nie mam ochoty z wami siedzieć. Nie będę się zniżała do poziomu głupiego, głupszego i najgłupszego. Bye.
   Wyszłam. Chwyciłam deskorolkę i wskoczyłam na nią. Koła poszły w ruch i ruszyłam do miasta. Nie miałam daleko, mieszkałam przed centrum, więc nie miałam kilometrów do celu.Jadąc tak, oczywiście KTOŚ musiał mi wliźć pod kółka.
-Nastąp się koleś! Nie widzisz że jadę?!
-Jak zawsze, musisz mieć zły humor.
-O nie, tylko nie ty. -Mówię, ruszając przed siebie.
-Hej! Czekaj, to u ciebie jest ta impreza?! Jesteś Johanna Lockw...
-Skąd znasz moje nazwisko, i skąd wiesz że jest ta impreza?!
-Wszyscy o niej wiedzą, a widziałem skąd wyjeżdżałaś.
-Nie mów mi teraz, że masz tam iść łosiu. -Szłam dalej przed siebie szybko.
-Jesteś niska, a pędzisz jakbyś...
-Zamknij się, i nie idź za mną.-Warknęłam.
Zaśmiał się pod nosem.
-Możesz mi mówić po imieniu o ile je pamiętasz.-Nie przestawał się głupkowato uśmiechać.
-Jesteś Jeremy, to wkurzające imię zawsze będzie gdzieś na końcu języka. O takim upierdliwym faceciku trudno zapomnieć. -Mówiłam nie patrząc na niego tylko oglądając się co jakiś czas czy czasem ten wampir mnie nie śledził!
A właśnie... mógłby...przyjść na imprezę... przecież on... O matko...
Skamieniałam, zatrzymałam się. Jeremy spojrzał na mnie tak dziwnie, że nagle się ocknęłam.
-Coś nie tak? Co Cię przeraziło mała?
-Co wszyscy mają z tym ''mała''?! A poza tym... Nie mieszaj się!
-Będę.
-Gdzie?!
-Na imprezie.
-Uważaj, bo cię pogryzę.
Znów się zaśmiał.
-Zawsze jesteś taki szczęśliwy, że sprawiasz wrażenie najaranego?
-Częściowo. -Przytaknął.
-Świetnie...
-A ty? Czy mi się wydaje, czy ty mnie tu nie chcesz?-Kontynuował wkurzanie mnie, nieźle mu to wychodziło.
-Medal dla ciebie za wzorowe wkurzanie mnie! Super! Nie, nie chcę. Unikam chłopaków, rozumiesz?!
-Bo? Co? Jakiś cię rzucił?-Znów sie zaśmiał, jakby był to zabójczo śmieszny żart.
Stanęłam. Odwróciłam się do niego i musiałam chyba stanąć na palcach, żeby sięgnąć do jego ramion. No rzeczywiście, musiałam być tą małą, na wieki wieków amen.
-Wiesz co? Tak, zgadłeś. Jeden mnie dość brutalnie potraktował kiedyś, i jeszcze jakiś znowu się mnie przyczepił... nie chodzi o ciebie... Unikam każdego bo jeden już mnie dość nastraszył i dalej to kontynuuje. Więc sorry ale muszę iść porobić pieprzone zakupy dla kuzynka.
Wskoczyłam na deskę i pojechałam.





   Impreza rozkręcała się przy piosence która dodawała wszystkim mocy do tańca, picia, jarania i ćpania. Było super, szczególnie że siedziałam przy barze który rodzice kupili i wcale nawet nie używali. Kuzyn bawił się z jakąś laską i kumplami, a ja siedziałam sama! Cóż za nowość! Oglądałam się za każdym dźwiękiem otwieranych drzwi wejściowych. Cały czas się bałam, że wejdzie ten wampir. Ten który nie daje mi spokoju, czułam, że się zaczynałam bać. No co? Nie znałam wampirów, przerażały mnie. Ten najbardziej, jaki strach przeżywałam widząc go i nawet o nim myśląc. Na razie nuda mnie omotała, i kiedy zobaczyłam wampira... zamurowało mnie. Schowałam głowę za resztą ludzi bawiących sie na imprezie. Obejrzałam się, i znów ktoś wchodził. Był to Jeremy z dziwnym... Christianem. Był jakiś osowiały... Trudno.
-Co podać?-Spytał jeden z imprezowiczów udając barmana a przy tym mnie podrywając. -Ślicznotko.
-Ehm... Coś mocnego.
-Nie jesteś za młoda na...
-Daj spokój. Dawaj.
-Dyszka piękna.
-Dyszkę to ty możesz zobaczyć tylko w banku na koncie swojej mamusi.
-Na serio jesteś ostra. A co powiesz na...
-Nie umawiam się na randki. Dawaj to co miałeś dać i znikaj.
Podał mi najmocniejsze, to co było, i odszedł mierząc mnie wzrokiem. Przewróciłam oczami i zauważyłam papierosa leżącego na przeciwko mnie.
-No to co...-Patrzyłam na niego i sięgnęłam jedną ręką po niego.-Jak wszyscy, to wszyscy. Jak szaleć to szaleć...
Chwyciłam go i zapaliłam. Podszedł Jass cały uwalony.
-Jedzie od ciebie fajkami i piwem śmierdzielu. -Mruknęłam obojętnie.
-Palisz?
-Jesteś pijany, nic nie zapamiętasz. -Próbowałam go odepchnąć, ale sił mi ostatecznie brak.
-Jesteś słaba.-Zaśmiał się pijany.
-Super, możesz mi zejść z oczu?
-Zabaw się!
-Nawet po pijanemu myślę trzeźwo.
-A do łóżka pewnie z kimś pójdziesz! haha!
-Nie. Ponieważ nigdy, przenigdy, nie będę miała chłopaka ani ''chłopaka na jedną noc''. Zmiataj.
-Bez seksu nie ma zabawy!
-To idź!-Krzyknęłam biorąc bucha.
Odszedł. Ja zostałam sama. Odstawiłam kieliszek, wzięłam łyka i już mi się odechciało. Na razie tylko papieros. Jak zwykle - radość ode mnie uciekała i się bała mnie zaatakować. Bo od kiedy zostałam zraniona i pozbawiona uczuć stałam się wredną, ostrą, cyniczną dziewczyną. Dalej chowałam się za ludźmi siedząc przy barku unikając wampira... uff... oby mnie nie zauważył... tak jak ten idiota. I drugi głupszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz