wtorek, 4 marca 2014

Od Blaeberry



Naprawdę się ucieszyłam gdy przyszła Ela z córeczką. Była śliczna. Bardzo podobna do mamy.  Jasne loczki i promienne oczka. Naprawdę wykapana Elanor. Jednak choć wytężałam wzrok nie mogłam zauważyć podobieństwa do Petera. Poczułam się trochę zagubiona. Skupiłam się na uszach. Peter ma charakterystyczne zagięcie… Nic. No to może nos… Dzieci najczęściej dziedziczą nos po ojcach tak? Niestety, Akkie miała prosty, zadarty nosek. Peter raczej zgarbiony. Zagryzłam wargę. Nie mogłam oderwać wzroku od jej małych, niebieskich oczek. Czy z brązowego i zielonego wychodzi niebieski? I to jeszcze taki charakterystyczny, jasny niebieski, niemalże lazurowy z żółtymi kropeczkami.
  Nie chciałam dopuścić do siebie myśli  u kogo je widziałam.  Szybko przestałam myśleć na ten temat. To córka Eli i Petera, nie ma nad czym dumać.
- Herbaty? – zapytałam przebierając niesfornego Christiana.
- Poproszę. – Uśmiechnęła się El, wzięła czerwonego pajacyka do ręki i zaczęła zabawiać nim Christiana. – Cały podobny do ojca Blea. Te oczka i włosy… No i karnacja. Po tobie chyba ma tylko ten zadarty nos. – roześmiała się.
- Tak większość rzeczy ma po ojcu, ruchliwość i złośliwość też. – odparłam wkładając mu przez głowę podkoszulek.  El  zachichotała.
- Ciężko być matką, co?
- No pewnie. – powiedziałam i westchnęłam teatralnie.
- Minęły te czasy beztroski…  Czy mówiłam ci już, że zostaniesz druhną na moim ślubie.
Rozbłysły mi oczy.
- Naprawdę?
Roześmiała się.
- Czyli jednak nie mówiłam.  Tak, naprawdę.
Posadziłam czteromiesięcznego Christiana który wyglądał na roczne dziecko na kanapie i przykucnęłam z uśmiechem przy El.
 Dopiero wtedy zauważyłam sińce pod oczami i napiętą skórę. Zaciskała pięści i drżała lekko. W ogóle była jakaś nieobecna duchem.
- Elanor? Halo? Dobrze się czujesz? – zamachałam jej teatralnie dłonią przed oczyma.
- Tak, tak. – zapewniła szybko wyrwana z zamyślenia.
- Uhm… No dobrze… Idę po tą herbatę. Mniej oko na Christiana, dobrze?
- Jasne. – uśmiechnęła się lekko.
  Pogłaskałam czule Akkie po czółku. Półleżała na poduszce obok Christiana. Wyrywali sobie zabawkę. Roześmiałam się wychodząc i pokręciłam głową. Teraz już się „kłócą” ? To co będzie, jak dorosną?
  Przygotowałam herbatę dla El i nalałam do ulubionego kubeczka z Kubusiem Puchatkiem Christiana, herbatkę z soczkiem malinowym dla Akkie. Była przecudną dziewczynką. Tylko… Ten wzrost… Przecież była zwyczajnym dzieckiem… Dwójki ludzi… Powinna rosnąć normalnie…
  Czy znowu do głowy nasunęły mi się wnioski? Odgoniłam je szybko. Przypomniało m się jak El opowiadała o tych skrzydełkach w śnie… Nie, nie to na pewno był zwykły sen. Może był jakiś powód  tego, że tak szybko rosła?
  Jednak po chwili odpuściłam. Szczerze powiedziawszy nie chciałam, żeby okazało się, że we mnie i Akkie płyną te same kropelki krwi. Bardzo ją polubiłam, kochałam i z ochotą stałabym się dla niej biologiczną ciocią, jednak w tej sytuacji… To bardzo skomplikowałoby życie mojego brata który był szczęśliwy i miał synka z Teaurine. Dzwoniłam do niego wczoraj i umówiliśmy się, że złożę im wizytę z Brunem i Christianem gdy przeprowadzą się do nowego miejsca. Zresztą nie tylko jemu… Eli też.
  Z Petem byli udaną parą. Ułożoną i zwyczajną parą prawie ludzi. Niech w ich życie nie wchodzą wampiry, anioły ani inne nadnaturalne stworzenia.  Chociaż wiedziałam ,że Peter jest jakimś tam strażnikiem, byli teraz szczęśliwi. Może byłam hipokrytką i egoistką… No ale chciałam, żeby El była szczęśliwa, bo kochałam ją jak siostrę.
  Przerwałam te rozmyślania i poszłam do pokoju. Wręczyłam herbatę Eli i jej córeczce. Oby wszystko dobrze się poukładało!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz