piątek, 7 marca 2014

Od Joela

   Ledwo trzymałem się na nogach. Czułem, że tracę grunt pod stopami. Naprzeciw mnie stała mała blond dziewczynka o niebieskich oczach. - dokładnie moich. Przyglądałem jej się niepewnie. Nagle odwróciła się lekko i zobaczyłem połyskujące, białe skrzydła.
- Widzisz? Sama musiałam sobie na nie zapracować. Przez twoje nędzne geny, mogłam stać się czarnym aniołem. Nie jestem taka jak ty. Nie jestem. Zostawiłeś mnie. Zostawiłeś mnie i moją mamę. Powinieneś zginąć w piekle.
   Obudziłem się nagle. Byłem cały mokry i wyczerpany od koszmaru nocnego. "Nie jestem taka jak ty" wciąż dźwięczało mi w uszach. Kim była ta dziewczynka? To nasza córka? Ale dlaczego miałbym zostawić ją i Teę... Coś tu się nie zgadzało... Skąd ja znałem tą mlecznobiałą skórę i zadarty nosek? I wtedy nagle ktoś się pojawił.  Moja matka...? Moje myśli się rozwiały powoli.  Ten zadarty nosek i skórę pewnie odziedziczyła po babci...
  Spojrzałem na Teaurine i ze smutkiem opadłem koło niej. Coś tu działo się niedobrego, a ja nie wiedziałem co zmienić. Mimo iż mur między nami spadł, nadal unosił się dziwny, kujący pył, uniemożliwiający nam dostania się do siebie. Przyciągnąłem ją lekko i pocałowałem w skroń. Miała prawo myśleć, że jej nie chcę... Że jest mi obojętne co się z nią dzieje.
 Ale to nie była prawda. Cały czas byłem zaalarmowany i czuwałem nad jej stanem. Ten z kolei nie był zbyt dobry, a ja martwiłem się o co chodzi.
  Zerknąłem na Jeremiego. Był jakiś dziwny. Spokojny patrzył w sufit swoimi niebieskimi oczkami. Gdy podszedłem powoli, przekręcił głowę i wymamrotał.
- Tatuś weź na rączki Jerrego.
Uniosłem brwi i wziąłem go na ręce. Coraz bardziej mnie zadziwiał. Powinien mieć teraz osiem miesięcy i uczyć się samemu siadać... Gdyby oczywiście był normalny. A nie był, bo wyglądał już na trzylatka.
  Podszedłem z nim do okna, a on spytał mnie poważnie.
- Mamisia jest chora?
- Trochę. - odpowiedziałem szeptem patrząc na księżyc.
- Ma katalek?
- Tak skarbie. Ma coś w rodzaju katarku...
 Jeremy zaczął się bawić firanką, a ja zamyślony zastanawiałem się co mi dolega.
Nagle poczułem chłodny dreszcz na plecach. Jeremy też to musiał poczuć, bo cały się spiął.
Odwróciłem się powoli i zamarłem.
Przede mną stał Gregory... z czterema obcymi facetami. Patrzyłem na niego zdezorientowany, a na jego twarzy rósł uśmiech.
- Czego chcesz? - warknąłem.
- Przyszedłem cię zabić idioto. - szepnął ze złowrogim wyrazem twarzy.
Uniosłem brew z lekkim uśmiechem.
- Czyżby?
Oparł się o komodę z szelmowskim śmiechem.
- Tak precyzyjnie... Przyszedłem po twoją małżonkę
Gregory skinął w stronę jednego z nich. Podszedł do Tei i odrzucił z niej kołdrę. Przejechał jej ręką po udzie z szelmowskim uśmiechem.
- Nie dotykaj jej. - wysyczałem i zwężyłem oczy w szparki.
Gregory odparł znudzony.
- Brać anioła.
 Za późno się zorientowałem o co chodzi, a wtedy nie mogłem już walczyć, bo miałem na rękach Jeremiego.
- Odpieprz się z naszego życia. - krzyknąłem rozjuszony. O dziwo Tea dalej spała.
- Oddaj mi ją... - szepnął cicho i podszedł do mnie. - A obiecuję, że zostawię ciebie i twojego syna.
- Czemu ci tak na niej zależy?!
- No cóż... Ma potencjał i cenne dary. Pomyśl. Gdy mi ją oddasz, unieważnimy sprytnie wasze małżeństwo. Wymarzę jej pamięć i zapomni o wszystkich cierpieniach które przeszła z tobą. Będzie żyła u mego boku niczym królowa. Nie będzie musiała studiować. Urodzi mi zdrowe, normalne dzieci - bo geny mojego gatunku rzadko są przenoszone na dzieci. Tylko siła i intelekt.
- Nie ma mowy. - warknąłem.
- Zastanów się nad tym. Masz trzy dni. Wtedy wyślę do ciebie posłańca... Zastanów się Joel... To może być jej szansa...
  Gregory skinął na kolesi, a oni puścili mnie i poszli za nim. Po chwili zrobiło się całkiem cicho.
Zsunąłem się na dół po ścianie z wszczepionym we mnie Jerrym. I co teraz? Czy faktycznie może to być jej szansa? Gregory był podły, ale nic jej przy nim nie zagrażało. Miał więcej pieniędzy, a ona nie musiałaby sie bać o swoje zdrowie... życie!!
 Trzeba było podjąć decyzję... Czy kochałem ją na tyle, by z niej zrezygnować, dla jej własnego dobra?
To była bardzo trudna sprawa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz