środa, 19 marca 2014

Od Joela

- Boże, boże, boże... - Powtarzałem cały czas patrząc prosto w oczy tego typka. - Wiedziałem, że tak będzie.
- Uspokój się. - odpowiedział szorstko i odwrócił sę.
Po prostu nie wytrzymałem i wybuchłem.
- Jesteście tylko ludźmi i pakujecie się w nieswoje problemy. To sprawa między nami, a wampirami, ponieważ my mamy wyrównane szanse, a was zaraz rozgniotą. Zależy ci coś na Tei? Jeśli tak trzeba było jej nic o tym waszym całym stowarzyszeniu nie gadać!
 Facet ilustrował mnie zimnym wzrokiem.
- Po pierwsze, jesteśmy tylko ludźmi, ale z wyjątkowymi mocami. Może wy potraficie bardzo szybko przemieszczać się w czasie, jesteście bardzo wytrwali i nadludzko silni, ale my też możemy się przystosować.
- To wy, a nie Tea. Postanowiła chojrakować i teraz ma. - odpowiedziałem z kwaśną miną, jednak gdzieś tam w głębi, za falą troski i wściekłości czułem małą dumę z mojej żony. Może porwała się z motyką na na słońce, ale chciała komuś pomóc.
  Postanowiłem już po nich przestać jeździć. W końcu też mieli swoje dary i nienawidzili, tak samo jak my wampirów. Nie mogliśmy robić sobie z nich wrogów, tylko sojuszników.
  Anioły też miały dary, chociaż ja jeszcze nie odkryłem swojego. Kate była aniołem i miała niesamowicie rozwinięty dar leczenia. Roxana posiadała żywioł ognia. Z tego co wiedziałem, Seba miał jakąś moc ze sprawnością. Nasz szef potrafił wtapiać się w otoczenie, jak kameleon,Victoria - zmysłowa brunetka - potrafiła poważnie osłabić kogoś samym wzrokiem, a ten kujonek, jej kumpel miał chyba wszystkie wzory na świecie matematyczne i chemiczne w głowie.
 Jednak niestety Tea, nie mogła pijawek osłabić wzorkiem i nie wtapiała się w otoczenie. Mogła polegać tylko na swojej wodzie, choć i tak ta nie za wiele mogła się zdać.
 Trzeba było działać, tylko po wielu miesiącach w armii, nauczyłem się już, że cierpliwość ponad wszystko.
Jeremy chodził z głową w obłokach i ilekroć pomyślałem o nim i tej Akkie nachodziły mnie jakieś myśli. Do głowy przychodziła mi Elanor. Zawsze w samej bieliźnie... Kiedy ja widziałem ją prawie nagą?! Lecz gdy już miałem odpowiedź na końcu głowy, pojawiał mi się w mózgu się niewyraźny obraz matki wpatrzony w moje czoło. To było naprawdę denerwujące, zważywszy na to, że coś z tą Akkie było nie tak.
  Odchyliłem się na krześle. Byłem naprawdę zmęczony. Nie spałem już 42 godziny. Jednak teraz najważniejsza była Tea, nie sen.
 Miałem jeszcze jedno zmartwienie. Otóż wczoraj przyszła do mnie moja dziesięcioletnia córka. Usiadła i opowiedziała mi z dziecięcą szczerością o tym, że jakiś facet ją przytulał  i głaskał po głowie. Po zapytaniu kto to, odpowiedziała, że to zastępca ich nauczycielki, która poszła po chorobowe. Podobno jest jego
"ulubioną" uczennicą i poświęca jej dużo czasu. Ostatnio nawet kupił jej cukierka, ale nie zdążyła ich zjeść i całe szczęście.
 Martwiłem się o nią. Obiecałem sobie, że w najbliższym czasie pójdę do szkoły, ale teraz nie miałem jak, więc po prostu nie posyłałem Ivy do szkoły.
  Gdy musiałem wyjść po południu powiedziałem Jeremiemu, żeby zaopiekował się małą. Oczywiście odpowiedź była jasna..


                                                           Od strony Jeremiego

Byłem wściekły, że stary uziemił mnie w domu z młodą. Akurat wtedy, gdy dyskutowałem zacięcie z Akkie o jej domówce. Chociaż nie widziałem Christiana po drugiej stronie, byłem pewien, że snuje się gdzieś tam i obserwuje ekran swoimi poważnymi, czarnymi oczami.
  Akurat siedziałem, zamknięty w pokoju na łóżku i rozbawiony odpowiadałem na ciętą ripostę Akkie, na temat jej sukienki, gdy do pokoju wsunęła się głowa tej smarkuli.
- Czego? - burknąłem. - Nie wiesz, że się puka?
Mała bez słowa wyszła i zapukała jeszcze ran.
 Głośno westchnąłem, a ona weszła znów.
- O co chodzi? Nie widzisz, że jestem zajęty?
Zilustrowała mnie zażenowana.
- Właśnie widzę. - Mruknęła.
- Co chcesz?
- Głodna jestem.
- Dlaczego?
- Bo nie dałeś mi nic do jedzenia!
Uniosłem brew na znak rozbawienia.
- Zrób se. Masz jedną dekadę.
- Co to znaczy dekada?
Przewróciłem teatralnie oczyma.
- To znaczy, że masz 10 lat.
- Aha. No dobra zrobię sobie to jedzenie, tylko...
- Co?
- Umówiłam się z kolegą.
- Z jakim kolegą? - uniosłem brwi z zaciekawieniem.
 - A z takim z mojej klasy. - odparła wymijająco.
- Poproszę o wszystkie szczegóły spotkania.
  Westchnęła i opadła na łóżko z frustracją.
- Spotkamy się na placu zabaw, porozmawiamy towarzysko na temat lekcji... Wrócę za godzinę. No proszę... Kolega ma na imię Gregory. No proszę, zgódź się!
- Gregory. - mruknąłem pod nosem. To imię było mi skądś znajome... Ale puściłem młodą. Niech się cieszy życiem i da mi spokój, a ja sobie popiszę z Akkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz