środa, 5 marca 2014

Od Joela

  Irytowało mnie zachowanie Tei. Nie poznawałem jej. Roxana była naprawdę "miła", ale do niczego takiego nie doszło. Jakby nie miała za grosz rozumu, żeby wiedzieć iż ten facet kłamie.
 No bo nie patrząc uwierzyła mu, nie wysłuchując mnie.
Nie miałem ochoty się nad sobą użalać. Coś się ze mną ostatnio działo. Coraz częściej przyłapywałem się na tym, że zachowuje się złośliwie, albo agresywnie. Na moje serce jak lek działał tylko Jeremy.
  Siedział mi na kolanach i bawił się grzechotką śmiejąc się radośnie. Teaurine znów gdzieś wyszła. A może nie Teaurine? Pani per wampirzyca?
  Na samą myśl tego, wzdrygałem się. Miałem kłopoty z przypomnieniem sobie, co jej się stało. Nie poruszałem tematu. Ostatnio trochę się od siebie oddaliliśmy.
 - No co tak na mnie patrzysz, Jerry? - zapytałem malucha.
Zaczął się bawić sznurkiem od mojej bluzy, gdy do domu ktoś wpadł.
Z początku myślałem, że to Tea. Jednak gdy w progu stanęła Roxana omal nie zakrztusiłem się powietrzem.
- Co tu robisz?
- Wczoraj tak szybko zwiałeś, że nie zdążyliśmy ci wszystkiego wytłumaczyć.
Westchnąłem.
- Siadaj i gadaj.
Uśmiechnęła się lekko i pochyliła się gdy upadły jej jakiś brelok.
 Chcąc, nie chcąc zauważyłem czerwoną sukienkę opinającą dość spory biust. Odwróciłem wzrok i chrząknąłem. Posadziłem Jerry'ego na dywanie. Na czworaka podszedł do Roxany i zaczął bawić się jej czarnym obcasem.
- No co malutki? Jakiś ty podobny do tatusia. A skrzydełka masz?
  Mały roześmiał się i wyciągnął ręce ku niej.
- Raczej do Tei - mruknąłem cicho, po czym dodałem. - Herbaty?
- Nie masz czegoś mocniejszego chłoptasiu?
Wywróciłem oczyma i poszedłem do kuchni. Zrobiłem jej szybkiego drinka i zaniosłem do pokoju.
- Dzięki. - uśmiechnęła się do mnie trzepocząc rzęsami.
 Usiadłem zamyślony. Raczej jej nie dostrzegałem. Myślałem za to, jak sprawić by Tea przestała już się dąsać i uwierzyła mi.
 Ocknąłem się dość szybko i popatrzyłem na nią.
- Mów. - zażądałem. - Spieszy mi się.
- A co? Randka z dziewczyną?
Zignorowałem ją.
- Do rzeczy.
- Jesteś samotnym ojcem czy masz żonę?
- Mam żonę. - odparłem zniecierpliwiony. Nie trudno było zauważyć, jak jej rozbłysły oczy.
- A... gdzie jest w tej chwili?
- U przyjaciółki. - Oparłem zażenowany patrząc na nią.
- Hm... Rozumiem.
 - Śledztwo skończone?
Zarumieniła się lekko i założyła nogę na nogę. Przymrużyła oczy i wzięła Jerry'ego na ręce. Zaczęła nim podrzucać ze śmiechem.
- Uważaj, on dopiero ja... - Nie zdążyłem jej już ostrzec, bo usłyszałem krzyk.
Bez zdziwienia stwierdziłem, że schlastał jej się na dekolt. Złapałem się za głowę i odebrałem go od niej. W pierwszej kolejności przebrałem mu koszulkę. Potem poszedłem po ścierkę i przystawiłem jej ją tam, gdzie była jedna, wielka, żółta plama.
Już miałem zabrać ręke, gdy ją przytrzymała i przesuwała ku dołowi.
- Kiedy szanowna partnerka przyjdzie?
Popatrzyłem na nią nie dowierzając, a potem wybuchłem śmiechem i opadłem na kanapę.
- Roxi ty jesteś stuknięta.
 Uśmiechnęła się szeroko i usiadła naprzeciw mnie.
- Starałam się zrobić dobre wrażenie. No wiesz. Mini, midi, maxi sexy.
Wybuchłem kolejnym śmiechem i oparłem głowę o ścianę, a Roxana uśmiechnęła się promiennie.
- Mogę to zdjąć? - pokazała na zniszczoną sukienkę.
- Spoko. Ale ubrań mojej żony ci raczej nie podaruję.
- Jasne. Miałam swoje w "razie czego". Myślałam, że jesteś takim facetem... No wiesz. A to dziecko to wpadka. Chciałam jakoś "dotrzeć" do ciebie.
- Chciałaś dotrzeć do mnie próbując po pierwszym spotkaniu uprawiać ze mną seks? - śmiałem się masakrycznie. Ścisnąłem nasadę nosa próbując się uspokoić, a Jerry patrzył na mnie zaniepokojono.
  Roxana wzruszyła ramionami.
- Jesteś moim "partnerem w robocie do końca życie".  Musiałam z tobą zawrzeć jakieś kontakty. - powiedziała gdy wróciła z powrotem do pokoju. Miała na sobie zwykły T-shirt i dżinsy. Zaplatała właśnie drugiego warkocza.
- Aha... No dobra mów już. - Ogarnąłem się i wpatrywałem się w nią pytająco.
- No cóż... Głównie w tej robocie chodzi o wyszukiwanie upadłych aniołów to werbowania czegoś w rodzaju sekty. Rozumiesz? Każdy upadły ma jakiś dar, a my przygotowujemy się do wojny.
- Wojny? - zapytałem zaskoczony.
- No cóż. Sprawa nie wygląda najlepiej. Nienawidzimy wampirzastych... To już dawno wisi w powietrzu. To tylko kwestia czasu kiedy wybuchnie wojna. Może i Bóg wyrzucił nas/ naszych przodków z nieba, ale to nie oznacza że takie żywe trupy mogą chodzić po ziemi. Trzeba je wykończyć, po prostu.
 A tak po za tym, to jak awansują cię do wyższej rangi będziesz wykonywał ciemną robotę. Zabijanie i gwałt. - powiedziała cicho patrząc w ścianę.
- Co? - zakrztusiłem się wodą.
- To. Potrzebne są nowe zastępy aniołów, a anioł z aniołem nie może płodzić dziecka. Znajdujesz babę, gwałcisz i odchodzisz.
- I myślisz, że ja to będę robić?
Wzruszyła ramionami.
- Podobno da się przyzwyczaić...
- Uhm... Na pewno... A co z tym zabijaniem?
- Ktoś podpadł aniołom to go szukasz i zabijasz. Proste, no nie? A na dodatek szef niezłą kasę płaci. Ja załatwiam raczej takie rachunkowości. Czasami lubię pobrudzić sobie palce, ale to tylko w wyjątkach. - błysnęła zębami.
  Opadłem na kanapę. Nieźle się wrąbałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz