wtorek, 15 kwietnia 2014

Od Johanny





   Siedziałam na łóżku cała obolała. Była trzecia nad ranem, nie mogłam znów spać, ostatnio nie mogłam. W sumie, to od dłuższego czasu. Podreptałam do wielkiej kuchni, która strasznie mi się podobała.Jak na skromne mieszkanie jakie opisywała Kate, jednak nie jest takie złe. Mówiła, że to skromne, niewielkie mieszkanko, a tak naprawdę salon i łazienka, kuchnia, to jedno wielkie mieszkanie w najdroższym apartamencie. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam puszkę piwa. Otworzyłam je wędrując do łóżka. Położyłam się i wypiłam całą szybko. Czekałam do rana, zmagając się z bólami co jakiś czas...
   Rano obudził mnie płacz.Płacz dziecka, przeciągnęłam się i spojrzałam na wielki pysk ogromnego psa. Wystraszyłam się, co wyglądało dość komicznie. Z głuchym hałasem wylądowałam na podłodze. Kiedy spada się z tego wielkiego łóżka ma się wrażenie, że spadam z wielkiego urwiska. Usłyszałam śmiech Mary która przeszła szybko z dzieckiem na ręku. Z pięknym słodkim dzieckiem. Poprawka! Słodkie by było, gdyby nie ryczało.
-Co to małe zaślinione aczkolwiek słodkie dziecko robi w moim mieszkaniu?
-Co, podoba ci się mieszkanie?-Uśmiechnęła się wędrując z dzieckiem w tą i z powrotem.
-Tak, fajne, tylko dlaczego z dzie...aaaa... No tak.
-No właśnie, chciałaś - masz. -Zaśmiała się.
-Nie no, ekstra, tylko na ile on ma tu być? Wiesz... chciałabym się wyspać, mam kłopoty ze snem więc...
-I tak nie zaśniesz, kochanie.-Powiedziała albo do mnie, albo do małego brzdąca którego próbowała uśpić.
-Mówiłaś to do mnie, czy do...
-Do ciebie!-Odrzekła trochę zakłopotana.
-Mogę go położyć na łóżku?
-Jasne, nie krępuj się w ogóle.-Wzruszyłam ramionami i obojętnie weszłam do łazienki w ręku ze swoimi rzeczami.
Kiedy z niej wyszłam, Mara zbierała się szybko. Mały spał na łóżku słodko a ja zmierzyłam wzrokiem moją (do powrotu Jeremiego mam nadzieję) ''opiekuna by nic mi się nie stało''.
-Chyba nie zamierzasz, mnie wrobić w opiekunkę.-Mówię szepcząc cicho.
Chociaż on może spokojnie spać.
-Nie... Zabieram go, tylko... o. Szukałam kluczyków.
-Jedziesz gdzieś?
-Tak, mam sprawę, Kate zajmie się małym, uwielbia dzieci.
-To z Jeremym i Christianem widać nie ma problemu jeśli chodzi o opieke. -Dodałam złośliwie.
Parsknąwszy śmiechem wyszła i zostawiła mnie samą.
   Po niedługim czasie weszła do mnie Kate, ta zaś spojrzała na mnie i kazała mi się położyć.
-Jest dobrze...-Zapewniłam ją.
-Nie, nie jest. Gdzie ty sie wybierasz?
-Jest mi aż niedobrze od leżenia w wyrze i grzania tyłka w jednym mieszkaniu.
-Masz okno, balkon...
-A co ja jestem? Zwierzę?
-No... Nie wiem jak się zachowujesz kiedy z Jer...
-Ani słowa więcej, chcesz mnie wkurzyć? Jesteś o krok...
-Dobra,dobra!-Roześmiała się.
Ostatnio była bardziej radosna, ale przy tym dla mnie wredna. Była fajna, jej poczucie humoru, i w ogóle, jej charakter mi bardzo odpowiadał. Była ode mnie bardziej nachalna jeśli chodzi o wkurzanie i złośliwość. To w niej lubiłam. Wyjęła zapalniczkę i papierosa, wyjrzała przez okno, a po chwili zapaliła.
-Palisz?
-Tak. Raz na jakiś czas. -Odpowiedziała. -Ty też.
-Skąd wiesz?
-No, to o tobie wiem, że lubisz się bawić, że lubisz sobie zajarać, popalić... Nie żałujesz kasy jeśli chodzi o towary...
-Dobra... Tyle starczy o mnie.Dawaj...-Zabrałam jej z ręki papierosa i wzięłam małego bucha.
Zabrała mi go i wrzasnęła na mnie.
-Oszalałaś?! Chcesz się pogorszyć?! Czarownice też chorują! Jak ludzie!
-Wyluzuj.-Roześmiałam się.
-Po fajce ci tak odwala, czy po prostu masz ochote sie śmiać?-Spytała rozbawiona.
-To i to...-Zaczęłam się przeraźliwie śmiać.
Czasem tak miałam, nie wiem czemu. Po prostu zaczynałam się śmiać. Kiedy miałam najczęściej trudne chwile potrafiłam się doprowadzic nagle z niczego, do śmiechu aż płakałam i bolała mnie głowa.
Kate kiedy zbadała moją ranę od ''demona'' wyszła. Wszystko z nią było dobrze, ale mówi że blizna będzie. Siedziałam sama do godziny pierwszej w nocy, położyłam się i zakopałam pod kołdrę. I tak nie zasnę, choćbym chciała. Myślałam o Jeremym... Chciałam go zobaczyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz